PolskaSaksofonista Von Freeman zmarł w wieku 88 lat

Saksofonista Von Freeman zmarł w wieku 88 lat

Amerykański saksofonista Von Freeman zmarł wczoraj w swoim domu w Chicago w wieku 88 lat. Był jednym z najbardziej cenionych muzyków w środowisku i najbardziej niedocenianych przez szeroką publiczność.

14.08.2012 | aktual.: 14.08.2012 14:53

W latach 50-tych trębacz Miles Davis zadzwonił do Chicago, do Vona Freemana żeby zaprosić go do swojego zespołu. Davis dopiero co wyrzucił z grupy saksofonistę Johna Coltrane'a, którego problemów z uzależnieniem od narkotyków nie tolerował. Zatelefonował do Freemana oferując mu miejsce zwolnione przez Coltrane'a, saksofonista odparł, że musi się zastanowić, ale nigdy nie oddzwonił do Davisa.

Von Freeman całą swoją karierę związał z Chicago i nie rozważał nawet możliwości przeprowadzki. Ilekroć zgłaszali się do niego liderzy najpopularniejszych grup w Stanach Zjednoczonych, jak Davis czy Billy Eckstine, Freeman odmawiał. O propozycji trębacza mówił po latach: "To pewnie była moja wielka szansa, ale ją przegapiłem".

Urodził się w 1923 roku w Chicago. Jego ojciec był fanem jazzu, przyjaźnił się z wieloma muzykami i zapraszał ich do siebie. W ten sposób Von miał okazję osobistego poznania Louisa Armstronga, Earla Hinesa czy Fatsa Wallera. Jako nastolatek grał na saksofonie w orkiestrze szkolnej i lokalnych klubach. Gdy przyszedł do jednego z chicagowskich lokali, by grać, wraz z saksofonem przyniósł notkę napisaną przez jego matkę, która wymagała: "Nie dajcie mu pić, palić i zadawać się z kobietami. Nie pozwólcie mu wychodzić z garderoby".

Powołany do Armii Stanów Zjednoczonych podczas II wojny światowej, większość czasu spędził grając w orkiestrze wojskowej.

Po powrocie do Chicago występował z małym zespołem w sali koncertowej hotelu Pershing, akompaniując m.in. Charliemu Parkerowi, Dizzy'emu Gillespiemu i Lesterowi Youngowi. Następnie został zaangażowany do grupy Sun Ra Arkestra i był to jedyny raz w życiu Freemana, gdy musiał na dłużej opuścić Chicago. Źle znosił oddalenie od domu i wrócił do "wietrznego miasta" jak tylko trasa koncertowa dobiegła końca.

W 1954 roku po raz pierwszy w życiu gra Freemana została zarejestrowana w studiu; wystąpił na płycie zespołu wokalnego The Maples. Niedługo potem pojawił się również w albumach pianisty Andrew Hilla i wokalisty Jimmy'ego Witherspoona. Jednak na pierwszy album Freemana jako lidera, fani gry chicagowskiego saksofonisty musieli czekać aż do 1972 roku i premiery jego krążka "Doin' It Right" (nagranego z udziałem saksofonisty Rolanda Kirka). Freeman nagrał ich jeszcze 20., z czego ostatni "Lockin' Horns" pochodzi z 2009 roku.

Ze względu na swoje przywiązanie do rodzinnego miasta stał się, jeszcze za życia, muzyczną legendą Chicago. Młodzi muzycy wysłuchiwali od niego opowieści o, niemal mitycznym, Chicago lat 30-tych, traktując Freemana jak spoiwo między tradycją a współczesnością. Choć za życia nie tak znany szerokiej publiczności jak jego syn Chico, również saksofonista, Von Freeman stał się jedną z największych inspiracji dla takich muzyków jak Steve Coleman, Gene Ammons czy Clifford Jordan.

Do końca życia Freeman występował, w każdy wtorek, w klubie New Apartment Lounge (raz w miesiącu w Andy's Jazz Club) w Chicago.

"Mówią, że fałszuję, że gram mnóstwo nietrafionych nut i dziwacznych pomysłów - mówił Freeman w wywiadzie dla "Chicago Tribune" w 1992 roku. - Ale to nie miało znaczenia, bo i tak nie musiałem się martwić o pieniądze - żadnych nie zarabiałem. Nie musiałem też martwić się o sławę - i tak nikt mnie nie znał. Byłem zupełnie wolny."

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)