Sądy 24‑godzinne zamiast chuliganami, zajmują się pijanymi kierowcami
Przed szybkimi sądami stają w 80% pijani
kierowcy i rowerzyści. Na same honoraria dla adwokatów z budżetu w
ciągu dwóch miesięcy wydano ponad 5 mln złotych. Nie tak miało być
- ocenia "Życie Warszawy".
Dziennik zaznacza, że 24-godzinne sądy miały stać się batem na chuliganów i stadionowych pseudokibiców. Ale zajmują się głównie pijanymi kierowcami i rowerzystami. Sędziowie, prokuratorzy i policjanci są zgodni: pijani piraci karani są szybko, ale zbyt drogo. W podobnym tempie usłyszeliby wyrok w zwykłym, mniej kosztownym trybie.
Od 12 marca - kiedy ruszyły sądy 24-godzinne - do końca maja, w trybie przyspieszonym zapadło 14 tys. wyroków skazujących. Najwięcej wniosków trafiło do sądów okręgu wrocławskiego, poznańskiego i łódzkiego. Najmniej - bielskiego.
Niezależnie od miejsca, główny "klient" jest taki sam: kierowca i rowerzysta przyłapany na jeździe po pijanemu. Praktycznie tylko oni są sądzeni w trybie przyspieszonym. Raz, czy dwa zdarzyli się sprawcy przestępstw innych kategorii - mówi Józef Juszczyk, wiceprezes Sądu Okręgowego w Częstochowie. Chuliganów nie ma, nawet gdy na mecze piłkarskie przyjechały drużyny nie darzące się sympatią - dodaje wiceprezes. W innych częściach kraju jest podobnie.
Chuligani, wandale, sprawcy drobnych kradzieży i stadionowi zadymiarze - w szybkim trybie są sądzeni rzadko. Od marca do maja w sądach 24-godzinnych osądzono ok. 2,5 tys. sprawców przestępstw innych niż jazda w stanie nietrzeźwym.
Sędziowie i prokuratorzy są zgodni: tryb przyspieszony jest zbyt kosztowny, gdy porównać go z efektami. Żeby postawić "klienta" przed szybkim sądem, angażowana jest cała armia ludzi.
Za czerwiec i lipiec nie ma jeszcze statystyk. Ale - jak wynika z danych Komendy Głównej Policji - liczba wniosków o ukaranie w tym trybie co miesiąc jest mniejsza. (PAP)