PolskaSądowe (prze)boje

Sądowe (prze)boje

Polskie Nagrania nas oszukują - twierdzą gwiazdy polskiej estrady. Po orzeczeniu sądu, że firma ta winna jest Alibabkom grube pieniądze, do boju z fonograficznym gigantem szykują się kolejni artyści. Sprawa dotyczy dziesiątków wykonawców, którzy nagrywali dla Polskich Nagrań w latach 60., 70. i 80. Ówczesne prawo nie chroniło praw autorskich wykonawców - pisze "Życie Warszawy".

24.06.2004 | aktual.: 24.06.2004 06:43

"W 1969 roku za nagranie 'Kwiatu jednej nocy' wypłacono nam po 175 zł! Potem nie dostałyśmy już za tę piosenkę ani grosza. W normalnym kraju z takiego przeboju mogłybyśmy żyć przez całe lata" - mówi Wanda Narkiewicz-Jodko, jedna z Alibabek. Kilka dni temu siedem wokalistek tego zespołu wygrało precedensową sprawę z Polskimi Nagraniami. Sąd uznał, że za wydawane w ostatnich dziesięciu latach wznowienia dawnych szlagierów, artystkom należą się tantiemy. Powód? W 1994 roku zmieniło się prawo autorskie. Teraz chronieni są także wykonawcy utworów, a nie tylko kompozytorzy i autorzy tekstów - podaje dziennik.

Sukces Alibabek zachęcił innych artystów. "Cieszę się, że dziewczyny dopięły swego. Po tym wyroku z pewnością i my pozwiemy Polskie Nagrania. W połowie lipca koleżanki wracają z urlopu i wtedy ustalimy szczegóły" - zapowiada Ewa Klausz, piosenkarka popularnego w latach 60. i 70. zespołu Filipinki. "Niedawno znalazłam w Internecie nasze płyty wydane w USA i Kanadzie. Każda kosztuje 17 dolarów, a my nie mamy z tego ani grosza!" - oburza się artystka. Także Andrzej Rosiewicz nie ma wątpliwości: "Przykład naszych koleżanek otwiera drogę innym artystom, by także dochodzili swych praw. Może ja też się zdecyduję?" - zastanawia się. Nie dziwi się temu Andrzej Karpowicz, adwokat reprezentujący Alibabki. "Przecież ich przypadek to wierzchołek góry lodowej" - zapewnia - informuje gazeta.

Jedna z Alibabek Ewa Belina-Brzozowska nie kryje, że zwycięstwo kosztowało ją i jej koleżanki wiele pracy i nerwów. "Nagrałyśmy około 200 utworów solowych i dwa tysiące w chórkach. W pewnym momencie poczułyśmy się jak śledcze! Chodziłyśmy po sklepach muzycznych i wyszukiwałyśmy płyty z naszymi nagraniami. Jesteśmy na emeryturach, więc nie stać nas było, żeby je wszystkie kupić" - tłumaczy. Ostatecznie przed sądem udało się im udowodnić prawa do 500 utworów nagranych dla PN. Należy im się za to 300 tys. złotych. "Dla naszego pokolenia upominanie się o swoje pieniądze kojarzy się z czymś wstydliwym. Zawsze przepraszałyśmy, że żyjemy. Ale spotykając tak wielki mur obojętności ze strony Polskich Nagrań, nałożyłyśmy wreszcie pancerze i zawalczyłyśmy. Opłacało się" - cieszy się Belina-Brzozowska - pisze "Życie Warszawy". (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)