Sądny dzień nadchodzi
Resort sprawiedliwości chce likwidacji sądów rejonowych, w których orzeka mniej niż 10 sędziów. W efekcie sądy zniknęłyby ze 110 miast powiatowych. Samorządowcy ślą protesty. Czy słusznie?
25.09.2008 | aktual.: 25.09.2008 12:46
Władysław Pracoń, starosta powiatowy z Niska na Podkarpaciu:
Bardzo zły pomysł, niepodparty żadnymi konsultacjami. U nas sąd ma przedwojenne tradycje, ludzie są do niego przyzwyczajeni, mają blisko. A tak musieliby dojeżdżać do Tarnowa lub Stalowej Woli. Nie jest to zbyt przyjemne, zwłaszcza zimą, gdy na rozprawie trzeba stawić się rano. Poza tym miasto straciłoby na prestiżu. Nie rozumiem też, jakie da to oszczędności. Nasz sąd jest w tym samym budynku co władze miasta. A sędziowie i tak będą gdzieś przeniesieni i trzeba im będzie płacić pensje. Będziemy protestować do upadłego.
Grzegorz Żurawski, rzecznik ministra sprawiedliwości:
Reorganizacja usprawni pracę. Dziś w dużych miastach czeka się na rozpatrzenie sprawy kilka lat, a w małych sądach rejonowych dzieje się to od ręki, bo sędziowie mają mniej pracy. Bywa też, że w promieniu kilkunastu kilometrów działają cztery sądy, wtedy połączymy je w jeden większy. Będzie taniej. I uspokajam: w większości małe sądy rejonowe staną się wydziałami zamiejscowymi sądów z większych miejscowości. Niektóre sprawy z tych dużych miast będą załatwiane w małych sądach, które nie są tak obłożone. Sąd więc zostanie, zmieni się tylko tabliczka.