Sądne dni

W maju 1926 r. Piłsudski zdobył władzę wykonawczą. Dopiero w 1930 r. po wyborach brzeskich uzyskał pełną kontrolę nad władzą ustawodawczą. Najdłużej trwało podporządkowanie obozowi sanacyjnemu władzy sądowniczej.

30.05.2007 | aktual.: 30.05.2007 11:32

Piłsudski nazwał kiedyś przewrót majowy rewolucją bez rewolucji, rozumiejąc przez to, że doszedł do władzy drogą rewolucyjną, a po jej zdobyciu zachował wszystkie dotychczasowe instytucje. Nie rozpędził, wbrew powszechnym oczekiwaniom, parlamentu, uznał też niezawisłość władzy sądowniczej. Obie te władze zamierzał wszakże sobie podporządkować. To przecież w jego rękach były wszystkie najważniejsze decyzje polityczne.

Zgodnie z konstytucją, po złożeniu przez prezydenta Stanisława Wojciechowskiego dymisji, jego obowiązki przejął marszałek sejmu Maciej Rataj. Powołał rząd pod prezesurą Kazimierza Bartla z Piłsudskim jako ministrem spraw wojskowych.

Odbyło się to w symptomatycznych okolicznościach. Otóż gdy Rataj wrócił z Wilanowa do Warszawy z dymisją Wojciechowskiego, Piłsudski poszedł już spać. Mowy nie było, by go budzić. Rataj spędził więc czas z Bartlem, którego znał od dawna. Wyjaśniał mu, dlaczego nie powoła go na stanowisko premiera. Bartel musiał się nieźle bawić, bo już od dawna wiedział, ale nie mógł tego ujawnić Ratajowi, że stanie na czele gabinetu. I rzeczywiście, gdy Piłsudski się obudził, podyktował Ratajowi skład rządu z Bartlem na czele.

Otwarty pozostawał problem wyboru prezydenta. 29 maja Bartel zwołał zebranie przedstawicieli stronnictw parlamentarnych dla wysłuchania opinii Piłsudskiego w tej kwestii. Tylko endecy zbojkotowali spotkanie. Piłsudski oświadczył, że nie będzie dyskutować o wypadkach majowych. „Warunki tak się ułożyły – mówił Piłsudski – że mogłem nie dopuścić was do sali Zgromadzenia Narodowego, kpiąc z was wszystkich, ale czynię próbę, czy można jeszcze w Polsce rządzić bez bata”. Parlament, zdaniem Marszałka, powinien odpocząć, aby rząd mógł rządzić. Przemówienie było brutalne, a dodatkowym upokorzeniem było to, że nie przewidziano dyskusji. Tekst opublikowany został w przeddzień wyboru prezydenta.

Na 31 maja Rataj zwołał Zgromadzenie Narodowe, czyli wspólne posiedzenie sejmu i senatu w celu wyboru prezydenta. Zgłoszono dwie kandydatury: klub PPS – Piłsudskiego, Związek Ludowo-Narodowy, czyli endecja – wojewodę poznańskiego Adolfa Bnińskiego. Już w pierwszym głosowaniu Piłsudski otrzymał 292 głosy (wymagana większość wynosiła 243 głosy) i został wybrany na prezydenta. Ku powszechnemu zaskoczeniu wyboru nie przyjął. Następnego dnia na prezydenta został wybrany wskazany przez Piłsudskiego prof. Ignacy Mościcki.

Piłsudski uzyskał zalegalizowanie przewrotu majowego i poniżył parlament w oczach opinii publicznej. Znieważany i upokarzany, dotrwa do końca kadencji. W kolejnych wyborach powołany przez sanację Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem stanie się w sejmie najliczniejszym klubem, ale większości nie uzyska. Ten parlament przetrwał tylko dwa lata. Po przeprowadzonych jesienią 1930 r. – w atmosferze zastraszenia, terroru, a i przy pomocy fałszerstw – tzw. wyborach brzeskich BBWR uzyskał większość, choć przy zmianie konstytucji posłużyć się musiał szwindlem. Podporządkowanie obozowi sanacyjnemu władzy ustawodawczej zajęło więc ponad 4 lata. Podporządkowanie sądownictwa było zadaniem szczególnie trudnym, bo podważało jeden z filarów konstytucji. Możliwości prawne działań w tym kierunku stworzyła tzw. nowela sierpniowa, czyli zmiana konstytucji uchwalona 2 sierpnia 1926 r. Prezydent uzyskał w niej prawo do wydawania rozporządzeń z mocą ustawy. Przyjęta tego samego dnia ustawa udzielała prezydentowi pełnomocnictw do
uporządkowania stanu prawnego w państwie do czasu ukonstytuowania się następnego sejmu. Czyli na najdłuższy możliwy termin i z najszerszym możliwym zakresem, bo każde działanie ustawodawcze można było uznać za porządkowanie stanu prawnego państwa.

W przygotowaniu noweli sierpniowej dużą rolę odegrał pierwszy pomajowy minister sprawiedliwości prof. Wacław Makowski. Miał wówczas 46 lat i ministerialne doświadczenie. Kierował resortem sprawiedliwości w latach 1922–1923, najpierw w epizodycznym gabinecie Artura Śliwińskiego, potem w rządach Juliana Nowaka i gen. Władysława Sikorskiego. Był piłsudczykiem, a w dodatku masonem, nic więc dziwnego, że ostro zwalczała go prawica. Nawet jednak jego zdeklarowani przeciwnicy nie mogli mu odmówić kompetencji. Był mimo młodego wieku jednym z najwybitniejszych specjalistów od prawa karnego w Polsce i idealnym kandydatem do rządu na pierwsze pomajowe miesiące.

Stracił fotel ministerialny 30 września 1926 r., gdy Piłsudski porozumiał się z działaczem wileńskich konserwatystów, którzy chętniej zwali się zachowawcami, Aleksandrem Meysztowiczem. Miał 62 lata, był konserwatystą i zwolennikiem ugodowej, lojalnej polityki wobec caratu. W 1904 r. wziął udział w odsłonięciu pomnika Katarzyny II w Wilnie. Polacy uczestniczący w tej uroczystości zostali potępieni przez środowiska patriotyczne. Nazywano ich pogardliwie kataryniarzami.

Pisał Piłsudski dwa lata wcześniej w redagowanej przez siebie nielegalnej „Walce”: „Nie mniej wstrętnym wydawać się musi patriotyzm naszych posiadaczy, gdy zwrócimy się do jego członków i jego stosunku do władzy najezdniczej. Niebotyczne tchórzostwo – oto jego cecha; podłe łaszenie się i lizanie stóp wroga – oto jego polityka. Spójrzmy na szepczących pacierze patriotyczne ojców naszych miast – radnych Wilna, Kowna lub Grodna. Polacy w radach miejskich mają większość, a uchwalają i powiększenie policji, i szpiegów, i oddanie ziemi miejskiej pod pomniki Murawjewów i Katarzyn – słowem wszystko, co się pierwszemu lepszemu urzędnikowi spodoba”.

Te opinie po przewrocie majowym nie miały już znaczenia. Piłsudski potrzebował konserwatystów, żeby przy ich pomocy pozyskać prawicowy elektorat, ostatecznie osłabiając wpływy endecji. Dlatego też, gdy w październiku 1926 r. stanął na czele rządu, powierzył tekę ministra rolnictwa i dóbr państwowych konserwatyście Karolowi Niezabytowskiemu, a tekę ministra sprawiedliwości – Meysztowiczowi. Przeciwwagę stanowić miał minister robót publicznych Jędrzej Moraczewski, po którego nominacji PPS wydała oświadczenie, że uczestnictwo w rządzie jest jego osobistą decyzją. Z punktu widzenia politycznego był to gabinet raczej egzotyczny.

W niepublikowanej relacji dotyczącej działalności rządowej Meysztowicz napisał, że jego wejście do gabinetu poprzedziły szczegółowe pertraktacje, w czasie których uzyskał zapewnienie, że świadczenia socjalne zostaną powstrzymane, a realizacja niedawno uchwalonej reformy będzie raczej spowolniona. Był spokojny o stosunek państwa do Kościoła i o utrzymanie praworządności. Uzyskał też zapewnienie, na czym mu bardzo zależało, zastosowania represji w stosunku do komunistycznych organizacji działających pod płaszczem aspiracji mniejszościowych, czyli w stosunku do białoruskiej Hromady.

„Jestem zdania – pisał – że można narzucać Państwu nowe ustawy i nawet nowy ustrój. Od tego są przewroty. Znajduję jednak, że dopóki się nowych ustaw nie narzuciło, należy honorować dawne. Toteż łamania ustaw nie przewidywałem (...). Nie przewidywałem również rugów w administracji, a tym bardziej w sądownictwie. Rozumiem, że rząd winien opierać się na oddanych sobie urzędnikach, ale rząd Marszałka mógł sobie zjednać większość narodu i opierać się na tej większości, a nie wyłącznie na I Brygadzie, za mało licznej i całkiem nieprzygotowanej do objęcia wszystkich posterunków administracyjnych, a tym bardziej sądowych. Gdybym przewidywał, że nastąpią łamania ustaw i rugi, byłbym teki nie przyjął”.

Aleksander Meysztowicz nie był więc ministrem dyspozycyjnym. Dlatego też dostał jako wiceministra oddanego piłsudczyka Stanisława Cara, który miał mu patrzeć na ręce i przygotowywać posunięcia mające na celu podporządkowanie sądownictwa sanacji.

Stanisław Car, urodzony w 1882 r., był prawnikiem. Od grudnia 1918 r. przez trzy lata szefował Kancelarii Cywilnej Naczelnika Państwa. Było to bardzo ważne stanowisko zapewniające bieżący kontakt z Piłsudskim. Gdy Marszałek odszedł z Belwederu, Car powrócił do praktyki adwokackiej. W 1925 r. został prokuratorem Sądu Najwyższego. Po przewrocie majowym powrócił do polityki. Najpierw od czerwca do listopada 1926 r. był szefem Kancelarii Cywilnej Prezydenta RP organizując Mościckiemu, który nie miał o tym pojęcia, jego urząd. Zastępcą Cara został jeden z najbliższych współpracowników Piłsudskiego Kazimierz Świtalski.

Car zasłynął jako interpretator konstytucji, sugerując Marszałkowi działania formalnie zgodne z jej literą, lecz sprzeczne z duchem. W październiku 1926 r. przeprowadził misterną rozgrywkę z marszałkiem Ratajem, w rezultacie której Rataj uznał, że z konstytucji nie wynika, że termin zwołania przez prezydenta sesji sejmu jest tożsamy z datą jej otwarcia. W przeciwieństwie do dzisiejszego, ówczesny parlament działał w czasie jesiennej i wiosennej sesji, których terminy określała konstytucja. Rozdzielenie w czasie zwołania i otwarcia sejmu stwarzało możliwość, później zresztą wykorzystaną, uniemożliwienia jego pracy. Gdy dobiegła końca kadencja parlamentu, należało powołać Głównego Komisarza Wyborczego. Piłsudski postanowił, że będzie nim Stanisław Car. Komisarza powoływał prezydent z trzech kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Prezesów Sądu Najwyższego. Mimo sugestii i nacisków nazwisko Cara nie znalazło się na liście przedstawionej Mościckiemu. Wola Piłsudskiego była prawem najwyższym i prezydent,
łamiąc konstytucję, mianował Cara.

Niepokorni prezesi ponieśli wkrótce konsekwencje. Wydawać by się mogło, że obroni ich konstytucja, która w art. 77, 78 i 79 mówiła o niezawisłości sędziów, o ich nieusuwalności i nieprzenoszalności oraz sędziowskim immunitecie. Art. 78 przewidywał wszakże możliwość usuwania i przenoszenia sędziów w wypadku postanowionej w drodze ustawy zmiany w organizacji sądów. Wprowadzono ten przepis przewidując konieczność ujednolicenia odziedziczonej po okresie zaborów organizacji sądownictwa. Został wykorzystany do represji wobec sędziów niechętnych sanacji.

6 lutego 1928 r. Prezydent RP wydał rozporządzenie „Prawo o ustroju sądów powszechnych”, które wchodziło w życie z dniem 1 stycznia 1929 r. Ministrem sprawiedliwości był od 22 grudnia 1928 r. Stanisław Car, który objął tekę po Meysztowiczu. Rozporządzenie pozwalało przenosić bez zgody zainteresowanych do innego sądu lub w stan spoczynku sędziów Sądu Najwyższego w ciągu trzech miesięcy, sędziów apelacyjnych w ciągu roku, a sędziów okręgowych i grodzkich w ciągu dwóch lat od wejścia w życie.

Jednymi z pierwszych zwolnionych byli I prezes Sądu Najwyższego Władysław Seyda i prezes Izby Karnej SN Aleksander Mogielnicki, których przeniesiono w stan spoczynku. Zasada niezawisłości sędziowskiej została formalnie utrzymana, lecz możliwość przeniesienia sędziego do innego miasta lub w stan spoczynku dawała rządowi skuteczne narzędzie nacisku. Rząd mógł, ale nie musiał, zapewnić odchodzącym sędziom więcej niż godziwe warunki, oferując im stanowiska notariuszy lub pisarzy hipotecznych. To były bardzo duże pieniądze.

Ta polityka kija i marchewki spowodowała uzależnienie środowiska sędziowskiego od władz. Była skuteczna i dlatego 23 sierpnia 1932 r. ukazał się dekret prezydenta ponownie zawieszający na dwa miesiące niezależność sędziów. Minister mógł też w tym czasie usuwać ze stanowisk prezesów sądów. Kilka miesięcy później ukazał się dekret o ustroju adwokatury, który przewidywał powołanie przez władze Naczelnej Rady Adwokackiej na okres trzech lat i stwarzał możliwość uchylania uchwał i rozwiązywania rad adwokackich.

Formalnie rzecz biorąc sejm mógł uchylić dekret prezydencki, ale w praktyce używano przeróżnych sztuczek, by do tego nie dopuścić. Po wyborach brzeskich 1930 r. sanacja uzyskała większość w sejmie i nie musiała się już do nich uciekać. W działalności ustawodawczej rząd nie musiał się liczyć z opozycją. Przyjęto zasadę tzw. luzów ustawodawczych, polegającą na takiej konstrukcji ustaw, aby zawierały one jak największą ilość upoważnień dla ministra. Ustawy formułowały więc program ideowy, którego realizacja zależała od rozporządzeń wykonawczych, nie będących już domeną parlamentu. Sanacja miała komfortową sytuację: nie istniał Trybunał Konstytucyjny, bo sądy nie miały prawa badania zgodności ustaw z konstytucją. Po wyborach brzeskich Stanisław Car został skierowany do prac nad nową konstytucją, a jego miejsce w Ministerstwie Sprawiedliwości zajął prokurator Czesław Michałowski, co było nagrodą za nadzór nad aresztowaniami brzeskimi.

W przeciwieństwie do Cara, który był mistrzem finezyjnej rozgrywki prawnej, Michałowski był specjalistą od mokrej roboty. Miał swoją brutalnością zastraszać środowisko sędziowskie, spacyfikować wszelki opór. Nie całkiem spełnił pokładane w nim nadzieje, bo bardziej pociągały go polowania, bankiety w restauracjach i towarzyskie brylowanie. Do pracowitych nie należał. Mimo to przetrwał w ministerstwie do śmierci Piłsudskiego.

Jego następcą został prokurator w procesie brzeskim Witold Grabowski, związany z grupą Rydza-Śmigłego. Był zwolennikiem polityki twardej ręki wobec prasy i opozycji, porozumienia z prawicą narodową, fascynowały go idee faszystowskie. Wedle zachowanej w aktach rządu londyńskiego sylwetki Grabowskiego „wprowadził zwyczaj przysyłania do sądów okręgowych, dla kompletów sądzących, gotowych wyroków opracowanych w Warszawie”.

W tym tekście jest też informacja, że Grabowski uczestniczył, jako medium, w seansach spirytystycznych organizowanych u marszałka Rydza-Śmigłego, w czasie których inżynier Ossowiecki przywoływał ducha Piłsudskiego. „Rzeczą charakterystyczną jest – czytamy – że pewność co do osobistego zjawiania się ducha Marszałka wynikała u uczestników z faktu, że ów duch w sposób bardzo nieparlamentarny wymyślał marsz. Śmigłemu zresztą przedstawiając jego rolę i w związku z tym przyszłość Polski w bardzo czarnych barwach”.

W maju 1926 r. Piłsudski zdobył władzę wykonawczą. Dopiero w 1930 r., po wyborach brzeskich uzyskał pełną kontrolę nad władzą ustawodawczą. Najdłużej trwało podporządkowanie obozowi sanacyjnemu władzy sądowniczej. Jedną z przyczyn był brak kadr, bo środowiska prawnicze raczej sympatyzowały z obozem narodowym. W Polsce łącznie było ponad 2,8 tys. stanowisk sędziowskich do obsadzenia. To wielokrotnie przekraczało możliwości obozu rządzącego. Jedyną drogą wymuszenia posłuszeństwa było podważenie zasady nieusuwalności sędziów.

Uczyniono to dwukrotnie, lecz w każdej chwili mógł się ukazać kolejny dekret prezydenta. Ta metoda zastraszenia okazała się skuteczna. W ostatnich latach istnienia II RP środowisko sędziowskie było już spacyfikowane.

Andrzej Garlicki

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)