Trwa ładowanie...
d3zxkh5
13-10-2009 06:10

Sąd uznał, że mechanik samochodowy przyczynił się do wypadku w Kalisku

Tamto piątkowe popołudnie wiele osób kojarzyć będzie z tragicznym wydarzeniem. Pięcioosobowa rodzina wybierała się na wypoczynek nad wodę w Cieszanowicach (pow. piotrkowski). Ładą samarą jechał bełchatowianin i czwórka pasażerów, 36-letnia kobieta oraz dzieci, 11-letni Adam i 10-letnia Weronika. Towarzyszyła im krewna, 17-letnia Natalia z Pabianic. Samochód był sprawny, kierowca trzeźwy.

d3zxkh5
d3zxkh5

Kiedy byli już w Kalisku, z przeciwka nadjechało ciężarowe iveco z przyczepą. Nagle kierowca iveco usłyszał straszliwy huk. Gdy spojrzał w lusterku, zobaczył przyczepę stojącą w poprzek drogi i wbity w nią samochód osobowy. Podbiegł do łady, ale osoby w środku nie dawały znaku życia. Cała rodzina zginęła na miejscu, jeszcze przed przyjazdem lekarzy.

Ojczym 17-letniej Natalki z telewizji dowiedział się o tragedii. Wypadek zobaczył w łódzkich "Wiadomościach Dnia". Rozpoznał samochód. Wiedział, że Natalka pojechała do nich, że razem mieli wybrać się nad wodę.

Policja przesłuchała wielu świadków w tej sprawie, sporządzono też cały szereg ekspertyz. W kwietniu tego roku prokuratura w Bełchatowie oskarżyła Mirosława W., diagnostę samochodowego z pabianickiej firmy, o to, że przyczynił się do zaistnienia wypadku. Wykonując okresowe badania techniczne przyczepy w czerwcu 2008 roku, dopuścił ją do ruchu mimo wad konstrukcyjnych i braku możliwości identyfikacji pojazdu (prokuratura ustaliła, że na ramie dyszla przyczepy brakowało wybitych na stałe numerów identyfikacyjnych).

Jak stwierdzili oskarżyciele, w następstwie wad doszło do pęknięcia dyszla i oderwania się przyczepy od iveco. Biegli znaleźli ślady przeróbek konstrukcyjnych ramy przyczepy. Eksperci zauważyli też, że przyczepa w części dyszlowej jest całkowicie różna od fabrycznej. Diagnosta nie wpisał w dowodzie rejestracyjnym samochodu przeglądu z 20 czerwca 2008 r., tymczasem z wydruku rejestru badań wynikało, że taki przegląd był robiony. Ani on, ani właściciel auta nie potrafili wytłumaczyć braku wpisu w dowodzie.

Mirosława W. skazano na 2,5 roku więzienia i 5 lat zakazu wykonywania zawodu diagnosty. Wyrok nie jest prawomocny.

Ustalono także, że w chwili wypadku kierowca iveco przekroczył obowiązującą prędkość 50 km na godzinę. Zdaniem biegłego, jechał od 64 do 74 km na godzinę. Zaznaczono jednak, że nie można jednoznacznie ustalić, czy jazda z taką prędkością przyczyniła się do wypadku.

d3zxkh5
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3zxkh5
Więcej tematów