Sąd uniewinnił Tomasza Nałęcza
Stołeczny sąd uniewinnił Tomasza Nałęcza, b.
szefa sejmowej komisji śledczej do sprawy Lwa Rywina. W prywatnym
akcie oskarżenia b. prezes TVP Robert Kwiatkowski domagał się
skazania Nałęcza za pomówienie w związku z aferą Rywina.
23.01.2008 | aktual.: 23.01.2008 17:25
Sąd Rejonowy dla miasta st. Warszawy uniewinnił Nałęcza, wobec którego Kwiatkowski żądał "stosownej kary" oraz 5 tys. zł nawiązki na PCK. Nałęcz, który wnosił o uniewinnienie, mówił, że proces to "szykana za jego pracę w komisji śledczej".
Za pomówienie w mediach w celu poniżenia w opinii publicznej lub narażenia na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska artykuł 212 kodeksu karnego przewiduje grzywnę, karę ograniczenia wolności lub do 2 lat więzienia.
Na ten właśnie artykuł b. prezes TVP powoływał się w akcie oskarżenia. Zarzucał Nałęczowi, że w wywiadzie prasowym w 2003 r. mówił m.in., że Kwiatkowski brał udział w "pracach legislacyjnych, (...) którymi w ogóle nie powinien się zajmować", działał za kulisami afery Rywina "w sferze szarości i nieformalności", "ingerował w kwestie politycznej własności mediów", "przeprowadził pozorne reorganizacje w TVP służące tuszowaniu afery Rywina" i szykanował ówczesną dziennikarkę "Wiadomości" Jolantę Pieńkowską.
Nałęcz dodał, że Kwiatkowski "posługiwał się czysto peerelowską metodą szykanowania ludzi", że "uczestniczył w grupie związanej z aferą Rywina" i że zachowuje się jak "peerelowski prezes Radiokomitetu".
W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Alina Sobczak-Barańska podkreśliła, że prawo nie zabrania udzielania wywiadów członkom komisji śledczych co do spraw będących tematem ich prac. Nie było zatem zakazu wyrażania swych opinii - dodała sędzia, konkludując, że Nałęcz miał prawo dokonać "swoistego resume prac komisji" na podstawie zebranych dowodów. Podkreśliła, że wywiad Nałęcza nie miał "samoistnego wydźwięku" i mieścił się "w pewnej sekwencji zdarzeń".
Według sędzi, komisja śledcza działa niczym sąd, bo w trybie karnym zbiera dowody i ocenia je, wyciągając wnioski. Czyli pociągnięcie oskarżonego do odpowiedzialności za to, że wyciągnął takie a nie inne wnioski, i dał temu wyraz w wywiadzie prasowym, byłoby podobnym do zachowania oskarżonego, który np. ma pretensje do sędziego, że skazał go za popełnienie jakiegoś przestępstwa - mówiła sędzia.
Jej zdaniem, członkowie komisji śledczej są zatem chronieni prawnie tak samo, jak sędziowie. Nie można ich karać za to, że dowody przeprowadzone w sprawie doprowadziły ich do takich, a nie innych wniosków - dodała. Przyznała, że te wnioski mogą być błędne, ale nie zmienia to faktu, że mają do nich prawo.
Sędzia podkreśliła, że posła nie chroni immunitet, "jeśli narusza prawa osób trzecich". W tym jednak wypadku Nałęcz działał w granicach swych obowiązków służbowych jako szef komisji śledczej - i dlatego trzeba go było uniewinnić. Ponadto - według sądu - przedstawiał on nie fakty, ale oceny, które nie poddają się weryfikacji.
Sąd powołał się też na zasadę wolności słowa, zapisaną w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i orzecznictwo Trybunału w Strasburgu. Sędzia przypomniała, że Trybunał uznaje, iż osoby pełniące funkcje publiczne muszą akceptować ryzyko wystawiania się na drastyczne nawet oceny swych działań. (mg)