Sąd uniewinnił Kociołka ws. masakry robotników w '70 r.
Wydarzenia z grudnia 1970 roku przeszły do historii. Ostatnim aktem rozliczania przeszłości był trwający 19 lat proces. Razem na ławie oskarżonych siedzieli generałowie Florian Siwicki, Wojciech Jaruzelski, Stanisław Kania i wicepremier Stanisław Kociołek. Kilku z nich zmarło, kilku wyłączono ze sprawy ze względu na zły stan zdrowia. Do tej pory sądzono wykonawców, nie zaś kierownictwo. Dlatego z tak wielkimi emocjami przyjęto wyrok wobec wicepremiera, byłego I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego w Gdańsku Stanisława Kociołka.
01.07.2014 13:08
Historia zaczyna się 13 grudnia 1970 roku, kiedy to kilkanaście dni przed świętami ówczesne kierownictwo z Władysławem Gomułką na czele decyduje się znacząco podnieść ceny na deficytowy towar, którym było mięso. Rozpoczynają się strajki w stoczni gdańskiej. Sytuacja zaczęła się robić dramatyczna. Wprowadzono godzinę policyjną, a Władysław Gomułka zezwolił na użycie broni wobec demonstrantów. Dwa dni później – 15 grudnia – zaczęła strajkować stocznia gdyńska, ale dzięki szybkiemu powołaniu komitetu strajkowego oraz gotowości władz do negocjacji zdołano uniknąć ataków na obiekty państwowe.
W zrewoltowanym trójmieście panował chaos decyzyjny. Najwyższym rangą obecnym na miejscu był Zenon Kliszko – członek Komitetu Centralnego. Obok niego funkcjonował Sztab Lokalny z generałem Grzegorzem Korczyńskim na czele, który miał dowodzić armią oraz wojskiem. W skład tego komitetu wchodził również Stanisław Kociołek. 16 grudnia w telewizyjnym przemówieniu nakłaniał robotników do powrotu do pracy w zablokowanej wozami bojowymi stoczni. Ci, którzy wrócili następnego dnia rano do pracy, zostali przywitani seriami z karabinów na wysokości przystanku Gdynia-Stocznia. Tego dnia zginęło 17 osób, a kilkaset było rannych. Sam bohater określił wydarzenia z 1970 takimi słowami: Do zamieszek przyłączyły się męty portowego miasta i młodzież szkolna.
Wydarzenia z grudnia 1970 roku zostały spopularyzowane, dzięki słynnej Balladzie Grudniowej, która oddawała hołd wszystkim, którzy ucierpieli. Wskazywała też na bezpośredniego autora masakry – słynnego krwawego kociołka.
Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał wyrok uniewinniający wobec 81-letniego wicepremiera i uznał, że nie jest on winny masakry robotników. Z zeznań świadków wynik, że powody udania się stoczniowców do pracy feralnego 17. grudnia były różne. Związek pomiędzy jego przemówieniem z 16 grudnia oraz późniejszymi wydarzeniami nie ma charakteru przyczynowo-skutkowego w rozumieniu prawa karnego. Odczytywanie sentencji wyroku zostało przerwane przez okrzyki niezadowolenia rodzin, których członkowie ucierpieli w feralnym grudniowym tygodniu.