Sąd uchylił wyrok wobec Kiszczaka
Sąd apelacyjny uchylił wyrok w sprawie byłego szefa MSW Czesława Kiszczaka, skazanego nieprawomocnie na dwa lata więzienia w zawieszeniu w związku z wydarzeniami w kopalni "Wujek" w 1981 r. i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia w sądzie okręgowym.
10.02.2005 | aktual.: 10.02.2005 18:16
Sąd apelacyjny uznał, że sąd okręgowy w Warszawie w ponownym procesie musi zbadać, czy wydanie przez Czesława Kiszczaka w 1981 roku szyfrogramu o zasadach użycia broni w pacyfikowanych kopalniach jest zbrodnią komunistyczną.
Ta kwestia umknęła uwadze sądu I instancji - mówił sędzia Jerzy Leder, odnosząc się do niezbadania przez sąd, czy Kiszczak jest odpowiedzialny za zbrodnię komunistyczną w rozumieniu ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Dopiero wtedy apelacja oceni prawidłowość wyroku i zbada, czy można mówić o przedawnieniu sprawy. Za zbrodnię komunistyczną można uznać czyn popełniony przez funkcjonariusza państwa komunistycznego, który był karalny w chwili jego popełnienia - uznał sąd.
W wyroku odniesiono się też do problemu prawnego związanego z dekretem o stanie wojennym. Uchwaliła go Rada Państwa w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r., w "Dzienniku Ustaw" ukazał się 18 grudnia. W dekrecie jest zapis, że jego przepisy wchodzą w życie "z dniem ogłoszenia, z mocą prawną od daty uchwalenia". Do tragedii w "Wujku" i "Manifeście Lipcowym" doszło 15 i 16 grudnia - czyli między uchwaleniem a publikacją dekretu.
Z tych danych SA wyciągnął wniosek, że same akcje strajkowe górników, którzy domagali się odwołania stanu wojennego, były legalne. Uznał bowiem, że przewidziane dekretem kary więzienia za strajki i działalność związkową jeszcze nie obowiązywały.
W ocenie sądu, wobec legalności strajku, pacyfikacja kopalni "Wujek" i "Manifest Lipcowy" przez MO i pluton specjalny ZOMO może spełniać kryteria zbrodni komunistycznej. Trzeba jednak zbadać, jaki związek przyczynowo-skutkowy mają zajścia w tych kopalniach, z tajnym szyfrogramem wydanym przez Kiszczaka 13 grudnia 1981 r. dla podległych mu jednostek milicji i MSW.
W wyroku I instancji nie wykazano związku między tymi sprawami. W ponownym procesie sąd musi zbadać, czy oskarżony Kiszczak miał świadomość, jakie skutki może to wywołać, czy przewidywał je, czy się z nimi godził - uzasadniał orzeczenie sędzia Leder.
Obrońca Kiszczaka, mec. Grzegorz Majewski, walczył o uniewinnienie swojego klienta. Złożył wniosek o umorzenie postępowania z powodu przedawnienia, które jego zdaniem nastąpiło w styczniu 2005 r. Adwokat wnosił nawet o umorzenie postępowania z powodu przedawnienia, które jego zdaniem nastąpiło w styczniu 2005 roku. Innego zdania byli pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych, czyli NSZZ "Solidarność" z KWK "Wujek" oraz poszkodowani w zajściach. Chcieli oni, by sąd orzekł, że czyn Kiszczaka to zbrodnia komunistyczna, która przedawni się dopiero za pięć lat.
Kiszczak nie stawił się w sądzie (nie miał takiego obowiązku, jego adwokat powiedział, że Kiszczak jest chory). Były szef MSW, podobnie jak milicjanci oskarżeni w Katowicach, mówił na procesie I instancji, że jest niewinny i twierdził, że strzelano indywidualnie, w obronie własnej przed atakującymi robotnikami.
Pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych, mec. Maciej Bednarkiewicz odniósł się do tego argumentu: _Prowadziliśmy spór lingwistyczny, czy w "Wujku" mówiono: "Nie, czekaj na rozkaz (strzelania), czy "Nie czekaj na rozkaz". _A ja mówię jedno - był rozkaz +przerwać ogień+, co znaczy, że strzały były na komendę.
Sam szyfrogram był według niego nadużyciem uprawnień przez Kiszczaka, bo dekret o stanie wojennym nakazywał ministrowi spraw wewnętrznych (a także ministrowi obrony) wydać rozporządzenie o zasadach użycia broni, które publikuje się w "Dzienniku Urzędowym" i które jest źródłem prawa. Kiszczak zaś posłał szyfrogram, który był tajny i nieznany obywatelom.
Kiszczak: jestem niewinny
Kiszczak, podobnie jak milicjanci oskarżeni w Katowicach, mówi, że jest niewinny i twierdzi, że strzelano indywidualnie, w obronie własnej przed atakującymi robotnikami.
Poszkodowany o wyroku
Jerzy Wartak, jeden z poszkodowanych w zajściach w kopalni "Wujek", w emocjonalnym wystąpieniu przed sądem wniósł o odwieszenie Kiszczakowi kary dwóch lat więzienia. Już po wyroku komentował, że w działaniu sądu dopatruje się "spychotechniki". Wczoraj była rocznica skazania mnie za stan wojenny. A do dziś, po tylu latach, nie możemy doczekać się wyroku skazującego mocodawcę tej zbrodni - powiedział.
"Kiszczak dopuścił się zbrodni komunistycznej"
"Spychotechniki" w działaniu sądu nie dopatrzył się zaś występujący w procesie jako przedstawiciel społeczny mec. Leszek Piotrowski. Przyznał jednak, że SA mógł w swoim wyroku jedynie skorygować kwalifikację prawną czynu przypisanego Kiszczakowi i dopisać, że dopuścił się on zbrodni komunistycznej. Skoro jednak zapadł wyrok uchylający orzeczenie I instancji, to sprawa będzie badana w ponownym procesie.
W wystąpieniu przed sądem Piotrowski powiedział, że zna dwóch Czesławów Kiszczaków. Pierwszy to synonim terroru stanu wojennego, a drugi - to gospodarz Okrągłego Stołu, który rzeczywiście i w sposób elegancki przekazał władzę. Dlatego - jak dodał - "nie widzi" on Kiszczaka w więzieniu. Jednocześnie Piotrowski uznał za "niegodne oficera" stosowane przez Kiszczaka prawne fortele i uciekanie w chorobę, które opóźniły o kilka lat zakończenie tego procesu.
Ranny górnik o wyroku
Zarzuty Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który uchylił wyrok skazujący Czesława Kiszczaka są uzasadnione, zastrzeżenia trzeba mieć do sądu pierwszej instancji - uważa Czesław Kłosek, górnik ranny podczas pacyfikacji kopalni "Manifest Lipcowy".
Jedna z łacińskich sentencji mówi, że ingorantia iuris nocet (nieznajomość prawa szkodzi), a widać że sędziowie są jedyną grupą, której nieznajomość prawa nie szkodzi - powiedział Kłosek.
Tamci sędziowie wydali bardzo zły wyrok, skoro sąd apelacyjny nie zostawił na nim suchej nitki i teraz jest pytanie o ich odpowiedzialność, a nie tylko o odpowiedzialność oskarżonego. Okazuje się, że wyrok był tak słabiutki, że właściwie nie wiadomo, po co był - dodał.
Przypomniał, że Kiszczak będzie miał wkrótce 80 lat.
W czasie pacyfikacji "Manifestu Lipcowego" Czesław Kłosek został postrzelony - pocisk po rykoszecie przeszedł przez gardło i do dzisiaj tkwi w jego kręgosłupie. Teraz jest oskarżycielem posiłkowym w procesie w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń, w którym przed katowickim sądem odpowiada 17 byłych milicjantów. Sprawa toczy się po raz trzeci. Poprzednie procesy zakończyły się uniewinnieniem lub umorzeniem postępowania wobec oskarżonych.
Kłosek skończył studia prawnicze. To po jego doniesieniu IPN zajął się sprawą utrudniania pierwszego śledztwa w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń. (W ubiegłym roku Instytut oskarżył o utrudnianie tego śledztwa byłego zastępcę wojskowego prokuratora garnizonowego w Gliwicach, jednocześnie wnioskując do sądu o umorzenie śledztwa wobec dwóch innych prokuratorów).