Sąd swoje, dyrekcja swoje
Mimo kolejnego sądowego wyroku
przywracającego doc. Marka Orkiszewskiego do pracy w Dziecięcym
Szpitalu Wojewódzkim w Toruniu dyrektor placówki nie chce słyszeć
o swoim pracowniku. W środę nie dopuścił go do pracy. Sprawę
relacjonuje "Nasz Dziennik".
17.03.2006 | aktual.: 17.03.2006 07:03
Kiedy doc. Marek Orkiszewski w środę stawił się do pracy w szpitalu dziecięcym, usłyszał od dyrektora placówki, że ten nie chce go widzieć i zamierza starać się o kasację wyroku. Docenta zaś zwalnia z obowiązku świadczenia pracy.
Powrót docenta do pracy jest niemożliwy - twierdzi Bogumił Kurowski. Będzie jednak płacić pracownikowi za niewykonaną pracę.
Dziennik podkreśla, że kiedy doc. Orkiszewski został w lipcu 2004 r. zwolniony z pracy, na jego miejsce nie przyjęto innego lekarza. Jak miałem wtedy opuścić pacjentów? Kto zapewniłby im opiekę? - pyta doc. Orkiszewski.
Aktualna umowa o pracę Orkiszewskiego wygasa z początkiem kwietnia 2007 r. Sąd nakazał też zapłacić docentowi za czas niewykonywania pracy.
Kierownik Katedry i Kliniki Chirurgii Dziecięcej Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Toruniu pracował i nie otrzymywał wynagrodzenia do momentu, kiedy w grudniu zaproszony przez dyrektora na Wigilię, nie został przez ochronę szpitala wpuszczony na oddział.
W czasie "nieformalnej" pracy docent m.in. wdrożył nowatorską metodę leczenia trudno gojących się ran, ratując życie małemu chłopcu. W ten sposób uratowano też jedną z ofiar katastrofy w Katowicach. Całą sprawę docent zamierza zgłosić Państwowej Inspekcji Pracy, gdyż szpital, a właściwie podatnicy stracą na sytuacji, kiedy pracownik otrzymuje pensję, a nie wykonuje pracy.
To coś nieprawdopodobnego - podsumowuje na łamach "Naszego Dziennika" lekarz, który nie zamierza brać pieniędzy za pracę, której nie wykonał. (PAP)