Sąd: odebranie dziecka matce zgodne z prawem
Sąd Okręgowy w Kaliszu powiadomił, że dziecko zostało odebrane matce w prawidłowy sposób. Sprawa dotyczy siłowego odebrania, do którego doszło zimą w Kobylej Górze. O przeprowadzenie lustracji wnioskowali minister sprawiedliwości oraz Rzecznik Praw Dziecka.
Przed domem Mokrackich w Kobylej Górze w dniu, w którym miało nastąpić wykonanie postawienia sądu o odebraniu matce dziesięcioletniego Olka, zebrał się tłum ludzi. Doszło do przepychanek. - Gestapo, gestapo! - krzyczeli mieszkańcy wsi pod adresem policjantów i kuratorek.
O odebraniu dziecka Iwonie Mokrackiej zdecydował Sąd Okręgowy w Poznaniu. - W uzasadnieniu postanowienia wzięto pod uwagę opinię biegłej - wyjaśnia Jarema Sowiński, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu. - Z tej opinii wynika, że dalszy rozwój emocjonalny dziecka wymaga, by było ono z ojcem. Jednocześnie obojgu rodzicom ograniczono prawa rodzicielskie. Chłopiec będzie z ojcem, ale pod stałym dozorem kuratorskim odnośnie sprawowania władzy rodzicielskiej.
Chłopiec ostatnich kilka lat spędził z matką. W Kobylej Górze chodził do przedszkola i szkoły. Tutaj poszedł do Pierwszej Komunii Świętej. Za matką murem stanęła liczna grupa mieszkańców wsi. Mówią, że ojciec nie interesował się dzieckiem. Wszyscy zjawili się 26 stycznia przed domem kobiety, mając nadzieję, że jednak uda się wyperswadować urzędnikom odstąpienie od przejęcia dziecka.
Ojciec Olka twierdzi tymczasem, że od 6 lat ma problemy z kontaktem ze swoim dzieckiem, że matka chłopca nie stosuje się do żadnych zaleceń psychologów ani sędziów. Dzień przed wykonaniem wyroku matka chłopca zjawiła się u Dariusza Wojtczaka, prezesa Sądu Rejonowego w Ostrzeszowie. Próbowała namówić go do odstąpienia od czynności. Decyzję zmienić mógł jednak tylko sąd z Poznania.
Feralnego dnia przed domem Iwony Mokrackiej zjawiło się kilkunastu policjantów, prokurator, była też miejscowa lekarka, pracownik socjalny i kuratorki sądowe.
- Skandal! - krzyczał Czesław Wesołowski, jeden z mieszkańców wsi. - Przyjechali po tego biednego chłopca jak po groźnego bandytę. Wy go stąd nie wyprowadzicie, nie pozwolimy!
Na nic zdały się próby przekonania chłopca, aby potulnie poszedł do auta z obcymi osobami. - Nie, nie! Ja chcę być z mamą - słychać było krzyk z domu.
Sytuacja stawała się coraz bardziej nerwowa. Funkcjonariusze wypatrywali mających nadjechać posiłków. Obawiali się, że ludzie mogą przygotować blokadę. Robert Froń, zastępca naczelnika Wydziału Prewencji KPP w Ostrzeszowie, próbował uspokajać wzburzony tłum. Policjanci stworzyli zwarty szpaler. Wrzeszczące i zanoszące się od płaczu dziecko, zawinięte w koc pracownik PCPR-u zaniósł do radiowozu.
- Zostawcie mnie! - krzyczał dziesięcioletni Olek. - Chcę do mamy! A tłum blokował policyjne auto. Doszło do szarpaniny i przepychanek z funkcjonariuszami.
Nic do zarzucenia nie mają sobie pracownicy Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie z Ostrzeszowa. - Jest nam przykro - przyznaje Bożena Powązka, dyrektorka ostrzeszowskiego PCPR. - Rodzice powinni zrobić wszystko, by jakoś dojść do porozumienia, by cała sprawa była jak najmniej bolesna dla dziecka.
Tutaj mamy jednak do czynienia z sytuacją odwrotną. Samochód z dzieckiem w końcu ruszył, matka próbowała jeszcze położyć się na jego masce, jednak została odepchnięta przez funkcjonariuszy. Auto pomknęło do Ostrzeszowa. Tam z komendy dziecko odebrał ojciec. W asyście dwóch radiowozów auto z 10-latkiem ruszyło w kierunku Ostrowa Wielkopolskiego.
- Olek wie, jak bardzo go kocham - mówi zrozpaczona Iwona Mokracka. - Zrobię wszystko, żeby go odzyskać.
Marcin Wiśniewski
Polecamy w wydaniu internetowym wielkopolska.naszemiasto.pl: Przychodzi baba do lekarza