Sąd nad sercem
Poznańskie szpitale walczą w sądzie z NFZ o pieniądze za uratowanie zawałowców. Gdyby kardiolodzy przestrzegali wyznaczonych limitów, musieliby odmówić pomocy 200 chorym w stanie zagrożenia życia.
10.03.2005 | aktual.: 10.03.2005 11:01
To tragiczne nieporozumienie, aby fundusz zdrowia doprowadzał szpitale do upadłości, tylko dlatego, że ratuje się ludzkie życie – mówi prof. Stefan Grajek ze Szpitala Przemienia Pańskiego, szef jednego z dwóch poz- nańskich ośrodków, gdzie karetki na sygnale przywożą chorych z zawałem. Wielkopolski Oddział Wojewódzkiego NFZ odmawia zapłaty szpitalom prawie 2 mln zł za udzielanie pomocy takim właśnie pacjentom. Jest to koszt leczenia ok. 200 chorych.
Program rządowy
Kardiolodzy nie mogli się pogodzić z faktem, że ponad 10 proc. osób z rozpoznanym zawałem nie udaje się uratować: – Dlatego powstał program, który pozwolił zmniejszyć śmiertelność do trzech procent – wyjaśnia ideę ratownictwa w ostrych zespołach wieńcowych prof. Andrzej Cieśliński, współtwórca programu, kierownik I Kliniki Kardiologii AM w Poznaniu. Ustalono standardy postępowania, a minister zdrowia je zaakceptował. Dr med. Janusz Rzeźniczak, który kieruje Pracownią Kardiologii Inwazyjnej w Szpitalu Strusia w Poznaniu, dokładnie wyliczył, jak program przekłada się na ludzkie życie. Jego pracownia przyjmuje rocznie 2 000 chorych z zawałem. Przed jego wdrożeniem wobec 200 chorych lekarze byli bezradni. Teraz dodatkowo ocalają 140 istnień: – Jak oszczędzać na takich pacjentach? Odsyłać karetkę spod szpitala? – pyta poznański lekarz, który uważa, że odmowa w tym przypadku równa byłaby skazaniu chorego na śmierć.
Dług niezawiniony
– Poznański fundusz zdrowia nie uznał nam rachunku na kwotę 850 tys. zł, w których ponad 60 proc. stanowią koszty zużytych materiałów i sprzętu, np. wszczepianych stentów. Wszystko, co tutaj robią nasi lekarze, wynika z programu, który szpital musiał przyjąć. Teraz za wykonaną pracę odmawia nam się pieniędzy, więc niebawem pójdziemy z tym do sądu – zapowiada Jan Sawicz, zas- tępca dyrektora Szpitala Strusia. Zaskoczeniem dla poz- nańskich lecznic jest obecna postawa WOW NFZ, który w poprzednich latach uznawał, „nadwyżki zawałowe” i płacił: – Na jednym dyżurze pogotowie przywozi nam od jednego do 14 chorych i nigdy nie można zaplanować liczby przyjęć, czego się domaga fundusz - dodaje jeden z kardiologów.
- Co my mamy zrobić w takiej sytuacji? Fundusz może nam odmówić, ale my nie możemy odesłać chorego na śmierć. Niech dyrektor funduszu zdrowia wyraźnie napisze, że nie powinniśmy leczyć więcej zawałów, niż wynosi limit. To jest skandal, który powinien trafić do Trybunału Konstytucyjnego, a nawet do Trybunału Europejskiego – gorączkuje się prof. Stefan Grajek z klinicznej lecznicy, która już weszła z funduszem na drogę sądową.
Danuta PAWLICKA