PolskaSąd lustruje Stana Tymińskiego

Sąd lustruje Stana Tymińskiego

Sąd Lustracyjny rozpoczął proces
kandydata na prezydenta Stanisława Tymińskiego. Lustrowany
zaprzecza, by był agentem, choć przyznaje, że próbowano go
werbować. Sąd chce dodatkowych akt od IPN i WSI.

Tymiński powiedział, że odkąd w 1968 r. wyjechał z kraju próbowały go zwerbować służby amerykańskie, kanadyjskie, a także polskie - w 1988 r. Tymiński uważa, że to, iż właśnie jego próbowano werbować, jest dla niego "chlubą i powodem do dumy", choć podkreślił, że zawsze im uprzejmie, acz kategorycznie odmawiał. Takie służby w każdym kraju istnieją i powinny istnieć - to nic niezwykłego - dodał. On sam w tamtym czasie zajmował się komputerami - tak też tłumaczy zainteresowanie służb specjalnych swoją osobą.

Z nadesłanych przez IPN akt Tymińskiego wynika, że w 1988 r. dwóch oficerów SB odbyło z nim rozmowę werbunkową. Tymiński relacjonuje to tak: Gdy przyjechałem z Kanady z wizytą do swojej matki, zadzwonił do mnie ktoś przedstawiający się mianem pracownika MSZ. Zostałem poproszony na rozmowę w hotelu Forum w Warszawie. Tam dwóch panów powiedziało mi, że są z MSW i chcą, żebym z nimi współpracował. Ja kategorycznie odmówiłem, także podpisania dokumentu o tym, że spotkanie się odbyło. Chodzi o zobowiązanie do zachowania spotkania w tajemnicy - taki dokument, niepodpisany przez Tymińskiego, jest w aktach sprawy.

Z tego spotkania zachowała się też notatka SB, której fragmenty sąd ujawnił: "figurant (Tymiński) zobowiązał się do dostarczenia norm SINPO dotyczących promieniowania elektromagnetycznego komputerów. Nic takiego nie pamiętam, nie wiem nawet, co to są normy SINPO - zareagował na to Tymiński. Przyznał zarazem, że istnieje coś takiego jak normy CENPO. Tak zapisano w notatce, do takiego zapisu musimy się odnosić - wyjaśnił mu sędzia Grzegorz Pomianowski.

Według innego fragmentu notatki SB, "figurant odmówił przyjmowania jakichkolwiek pieniędzy, bo nie chciał znajdować się na naszej liście płac, odmówił też podpisania zobowiązania do zachowania w tajemnicy rozmowy, ale dał swoje słowo, że tego nie ujawni". Tymiński podtrzymał, że odmówił podpisania dokumentu i dodał, że z tego co pamięta, kwestia współpracy ze służbami specjalnymi w ogóle nie była wtedy omawiana, bo to miało być omawiane na spotkaniu z oficerami wyższego szczebla, do którego jednak nie doszło.

Sam Tymiński powiedział w czwartek przed sądem, że pod koniec lat 70. "pracownik służb handlowych" naszej placówki dyplomatycznej w Kanadzie miał mu wyjawić, że jest oficerem wywiadu PRL i namawiał na rozmowy o technikach komputerowych, jednak on również jemu stanowczo odmówił. Podobnie jak służbom amerykańskim i kanadyjskim - dodał.

W aktach sprawy ujawniły się ślady zainteresowania Tymińskim przez wojskowe służby specjalne pod koniec lat 60. W związku z tym sąd, na wniosek zastępcy Rzecznika Interesu Publicznego Jerzego Rodzika, zwróci się jeszcze do IPN oraz Wojskowych Służb Informacyjnych o dodatkowe sprawdzenie, czy nie dysponują np. mikrofilmami z teczki o kryptonimie "ton", lub archiwami zarejestrowanymi w 1970 r. przez Zarząd II (kontrwywiad) Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.

Następna rozprawa - 11 sierpnia. Początkowo Tymiński prosił o inny termin, bo 28 lipca na miesiąc wylatuje do Kanady. Gdy sąd podał termin 31 sierpnia, Tymiński prosił o wcześniejszy, bo wtedy zacznie się już kampania wyborcza. Ostatecznie powrócono do 11 sierpnia. Tymiński może się na rozprawie nie stawić; chce ustanowić adwokata. W czwartek był w sądzie tylko z córką.

Źródło artykułu:PAP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)