Kamienica jak z horroru. Mieszkańcy: Prezydent głaszcze kota, a nas ma gdzieś
Odrapane ściany, brak ogrzewania, szczury w piwnicy i pluskwy na strychu - w takich warunkach żyją lokatorzy mieszkań komunalnych w kamienicy na Wyszyńskiego 71 we Wrocławiu. Ostatni remont budynku przeprowadzono w 1945 roku. Wszystko się sypie, a mimo to mieszkańcy ponoszą horrendalne koszty. Czynsz wraz z mediami wynosi tu około 900 - 1000 złotych.
W kamienicy na Wyszyńskiego 71 mieszkają lokatorzy mieszkań komunalnych. Czynsz wynosi tu 8,90 zł od metra kwadratowego, ale do tego trzeba doliczyć jeszcze media, wywóz śmieci. Koniec końców, większość mieszkańców wydaje tu na opłaty około 900 - 1300 złotych miesięcznie. A warunki mają spartańskie. Albo nawet gorzej.
- Remontu tej kamienicy nie było nigdy. Sami w mieszkaniu robiliśmy łazienkę, bo nawet tego nie było. 16 tysięcy zapłaciłam. Dziś mam 2000 złotych emerytury, a prawie połowę tego wydaję na opłaty. Gdyby córka nie pomagała, to nie wiem, jak bym sobie poradziła - mówi Otolia Miklaś, mieszkanka kamienicy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Mieszkam tu 43 lat i remontu nigdy nie było - mówi inna kobieta, również mieszkanka kamienicy, chce jednak pozostać anonimowa.
- Był tu taki pan Hubert, bibliotekarz z Uniwersytetu Wrocławskiego, on mieszkał tu od początku, od 1945 roku. Teraz jest schorowany i przebywa w hospicjum. Ale pamiętam, że mówił, że tylko raz w całej historii tego budynku pomalowali klatkę schodową, w 1981 roku. Dziś nie ma już po tym śladu - mówi mężczyzna, będący mieszkańcem kamienicy.
Żyją w fatalnych warunkach. "Wmawia nam się, że wybrzydzamy"
Starsi państwo, których wyżej cytujemy, od trzech lat mieszkają bez ogrzewania. Wcześniej mieli piec, ale dziś z powodów ekologicznych (konieczność wymiany pieca) nie mogą już go używać, a miasto innego ogrzewania im nie zapewnia.
- Zabroniono nam używania tego pieca. Jeszcze jak on był, to grzaliśmy w zimie i jakoś się żyło. Teraz dwóch dziadków 67-letnich też nie ma ogrzewania. Proponowano nam inne mieszkania zamiast tego, ale warunki - tragiczne. A my tu zrobiliśmy kapitalny remont. I to zrobiliśmy, bo musieliśmy, a nie dlatego, że chcieliśmy. Z balkonów lała się woda na stropy i wszystko zgniło - opowiadają nasi rozmówcy.
- Interweniowaliśmy u pana Sebastiana Lorenca, ale bezskutecznie. Przecież tu przechodzi przez podwórko rura ciepłownicza, można by podłączyć ogrzewanie, wnioskujemy o to, ale nikt z miasta nie chce się tego podjąć. A my mamy zakładać ogrzewanie elektryczne na własną rękę i koszt. Nam nawet nie pozwalają wykupić tych mieszkań. W zimie siedzimy w jednym pokoju, jesteśmy zamknięci, nie wspomnę o tym, jak rano trzeba wstać do łazienki. Masłem pani chleba nie posmaruje, bo tak jakby pani z lodówki wyjęła. A na opłaty wydajemy 900 złotych miesięcznie. I nam się jeszcze wmawia, że wybrzydzamy. Bo mieszkańcy Śródmieścia to przecież "plebs".
Brak ogrzewania to nie jedyny problem. Piwnicę notorycznie zalewa i zalęgły się tam szczury. Rodzina z niepełnosprawnym dzieckiem otrzymała od miasta mieszkanie na czwartym piętrze (przypomnijmy: nie ma tu windy). W tym mieszkaniu nie ma też toalety.
- Prezydent Sutryk głaszcze kota, ale nas mają gdzieś - podsumowuje mieszkaniec kamienicy.
autor: Kinga Mierzwiak