Wojciech Königsberg: Kosa na Niemców. Zamachy bombowe Armii Krajowej w III Rzeszy
Komórki wywiadowcze Armii Krajowej sięgały w głąb Niemiec. Na terenie wroga nasi prowadzili bezkompromisową akcję propagandową. Ale nie tylko. Zaraz pod nosem Hitlera organizowali też spektakularne zamachy bombowe.
14.11.2017 | aktual.: 14.11.2017 16:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W okresie II wojny światowej polskie podziemie przeprowadziło szereg tego typu działań. W samym tylko w Berlinie w latach 1940-1943 wybuchło kilkanaście bomb polskiej produkcji. W historię AK najmocniej wpisały się zamachy na dworcach kolejowych w Berlinie i Breslau (Wrocławiu) wykonane przez oddział „Zagra-Lin” w pierwszej połowie 1943 r. Mimo kilku publikacji na ten temat, wiele kwestii wciąż czeka na wyjaśnienie.
„Zagra-Lin” powstał w grudniu 1942 r. w ramach Organizacji Specjalnych Akcji Bojowych kryptonim "Osa" - "Kosa 30", stanowiącej oddział do zadań specjalnych Dowódcy AK, a następnie Kedywu Komendy Głównej. Przeznaczeniem nowej jednostki, dowodzonej przez por. Bernarda Drzyzgę ps. "Bogusław-Jarosław", była dywersja na terenach III Rzeszy oraz polskich ziemiach wcielonych do Niemiec. W jednym z meldunków okresowych Dowódcy AK do Sztabu Naczelnego Wodza czytamy:
Praca organizacyjna w początkowym stadium. Uruchomiono komórkę legalizacyjną dla potrzeb Komendy Okręgu Berlin i KG, komórkę łączności ze skupiskami robotniczymi i komórkę terrorystyczną, kierowaną bezpośrednio przez Kedyw KG.
AK uderza pod nosem Hitlera
Oddział szybko przeszedł z fazy organizacyjnej do działania. Duża tutaj zasługa zastępcy Drzyzgi, Józefa Lewandowskiego „Jura”, który wciągnął do pracy kilka osób z Bydgoszczy i Kalisza. Znalazł się wśród nich m.in. jego brat Jan ps. "Jan" oraz kuzyn Wojciech Lewandowski ps. "Wojciech", który objął dowództwo sekcji bydgoskiej. Pierwsze działania polegały na odwetowych akcjach bombowych w niemieckich miastach.
Do inauguracyjnego uderzenia doszło 13 lutego 1943 r. na S-Bahnhof Friedrichstrasse w Berlinie. Miejsce zostało wybrane nieprzypadkowo. Stacja była jedną z najbardziej ruchliwych w niemieckiej stolicy, a największą grupę pasażerów stanowili funkcjonariusze gestapo, SS oraz innych formacji policyjnych i wojskowych.
Akcję przeprowadził "Jur" oraz trzej jego podkomendni z Bydgoszczy: "Jan", Janusz Łuczkowski "Mały" oraz Leon Hartwig „Leon”. Bomba została specjalnie spreparowana w celu wzmocnienia siły rażenia. Straty niemieckie są trudne do ustalenia. Drzyzga w swej książce poświęconej oddziałowi w jednym miejscu wskazywał, że zginęło 36 osób, a 78 odniosło rany. W innym fragmencie podał liczbę 4 zabitych oraz 60 rannych.
Trzeba przyznać, że władze niemieckie musiały być mocno poruszone atakiem w sercu Berlina, skoro do wyjaśnienia sprawy wyznaczony został szef gestapo SS-Gruppenführer Heinrich Müller. Podejrzenia padły na polskie podziemie. Nawet w berlińskich gazetach pisano o wzmożeniu czujności wobec Polaków pojawiających się w mieście. Jednakże na poszlakach i domysłach się skończyło.
Wysoko oceniona akcja "Jura" przekonała dowództwo AK o potrzebie prowadzenia tego typu działań odwetowych. Lewandowski został przeszkolony przez cichociemnego por. Ewarysta Jakubowskiego "Brata" w posługiwaniu się angielskim plastikiem do tworzenia ładunków wybuchowych. W kwietniu nadszedł czas na kolejne uderzenie. Tym razem akcją dowodził osobiście "Bogusław-Jarosław". Ładunek został podłożony 10 kwietnia na głównym dworcu przy Friedrichstrasse w Berlinie.
Zgodnie z planem eksplozja nastąpiła 2 minuty po godz. 7 rano, w momencie gdy na peronie znajdowali się pasażerowie pociągów wojskowych. Jak wspominał Drzyzga:
Usłyszałem dwa pociągi zbliżające się do stacji. Nagle zatrzymały się. Popatrzyłem na zegarek i począłem liczyć… Trzy sekundy... Dwie... Jedna i odwróciłem się w kierunku stacji, aby zobaczyć skutek. Nagle nad stacją ukazał się ogromny błysk a następnie setki mniejszych błysków, aż długi język czerwono pomarańczowego ognia pokrył dach budynku. W tej samej chwili rozległa się straszliwa eksplozja, która zatrzęsła chodnikiem, na którym stałem. Przyspieszyłem kroku. Wkrótce usłyszałem straszliwe krzyki, płacze, rozkazy i nawoływania. Panika ogarnęła wszystkich na stacji. Zawyły syreny alarmowe. Ruszyła do akcji policja i pozamykano wyjścia z peronów.
Wskutek wybuchu zginęło 14 osób, a 60 odniosło rany. Gestapo na oślep aresztowało każdego podejrzanego. Wyznaczono wysoką nagrodę za wskazanie sprawców. Na polecenie Adolfa Hitlera śledztwo przejął Reichsführer-SS Heinrich Himmler. Jednak wciąż było to jak szukanie igły w stogu siana i nie przyniosło oczekiwanego efektu.
Cel Wrocław
Podczas gdy w Berlinie trwały poszukiwania sprawców "Zagra-Lin" dokonał kolejnego celnego uderzenia. Tym razem miejscem ataku był dworzec główny we Wrocławiu. Według Drzyzgi akcja miała miejsce 23 kwietnia. Wybuch nastąpił tuż pod nadjeżdżającym pociągiem wojskowym. Zginęły 4 osoby, a kilkanaście odniosło rany. Mimo blokady policyjnej cała ekipa powróciła bezpiecznie do Warszawy.
Za wykazane męstwo i świetnie przeprowadzone uderzenia Drzyzga otrzymał awans na kapitana oraz Order Wojenny Virtuti Militari. Virtuti otrzymał także "Jur". Pozostali dywersanci zostali odznaczeni Krzyżami Walecznych.
Z akcjami w Berlinie oraz Wrocławiu wiąże się sporo niewiadomych. Wystarczy przyjrzeć się komunikatowi Kierownictwa Walki Podziemnej zamieszczonemu 1 lipca 1943 r. w "Biuletynie Informacyjnym":
W ramach ogólnej akcji odwetowej za bestjalstwa (sic!) niemieckie w Polsce, a w szczególności za wymordowanie 189-ciu Polaków w Poznaniu oraz masakrę 94 więźniów z Pawiaka straconych 7-go maja b.r. – dnia 10-maja 1943 r. o godzinie 21 na dworcu Śląskim w Berlinie zostały zdetonowane 2-ie bomby, a dnia 12-go maja 1943 r., o godzinie 21.30 na dworcu we Wrocławiu – jedna bomba. W wyniku aktów 15-tu Niemców zostało zabitych a 26 rannych.
Data akcji w Berlinie różni się od wskazanej przez Drzyzgę dokładnie o miesiąc. Natomiast, co do Wrocławia, to według komunikatu eksplozja miała miejsce 12 maja, a nie 23 kwietnia. Jak słusznie zauważył Bogdan Kobuszewski, który dokładnie przeanalizował polskie źródła na ten temat, akcje bombowe na terenie III Rzeszy wymagają weryfikacji pod kątem terminów oraz miejsc wykonania, a także w kwestiach personalnych i organizacyjnych. Oczywiście najlepszą metodą jest skonfrontowanie polskich ustaleń z dokumentacją niemiecką wytworzoną podczas wojny.
Celne uderzenia AK mocno podrażniły Niemców. Okupant z całą zaciętością tropił wykonawców akcji bombowych. 5 czerwca 1943 r. w kościele św. Aleksandra na pl. Trzech Krzyży w Warszawie gestapo aresztowało kilkudziesięciu członków "Kosy 30". Według niemieckiego sprawozdania zatrzymania wymierzone były w żołnierzy "Zagra-Linu" oraz członków "Kosy 30", którzy w kwietniu 1943 r. przeprowadzili w Krakowie nieudaną próbę likwidacji wyższego dowódcy SS i policji w Generalnym Gubernatorstwie SS-Obergruppenführera Friedricha Krügera. Był to faktyczny koniec oddziału.
*Zainteresował Cię artykuł? Na CiekawostkaHistorycznych.pl przeczytasz również o Niemcu który zdezerterował z Wehrmachtu, by… służyć w Armii Krajowej! *
Wojciech Königsberg - Historyk zajmujący się dziejami AK, ze szczególnym uwzględnieniem akcji zbrojnych, cichociemnych oraz kontrwywiadu. Zdobywca Nagrody im. Prof. Tomasza Strzembosza dla autora najlepszej debiutanckiej lub drugiej w karierze książki dotyczącej najnowszej historii Polski (2012). Właśnie ukazała się jego najnowsza książka pod tytułem „AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej”.
O innych sukcesach żołnierzy polskiego podziemia przeczytasz w książce Wojciecha Königsberga pod tytułem "AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej". Kliknij i kup w księgarni wydawcy.