Rzepliński o ustawie lustracyjnej: szaleństwo musi mieć swoje granice
Prof. Andrzej Rzeplinski z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka uznał za "kuriozalne" wprowadzenie przez Senat nakazu zwalniania z pracy osoby podlegającej lustracji, a wskazanej w zaświadczeniu IPN jako osobowe źródło informacji lub oficer tajnych służb PRL. To coś więcej niż pogwałcenie konstytucji, szaleństwo musi mieć swoje granice - dodał.
W sejmowej wersji ustawy o IPN i o lustracji zapisano możliwość zwalniania przez pracodawcę osoby współpracującej ze służbami SB. W środę Senat przyjął poprawkę PiS, że jeśli taka osoba nie wystąpi do sądu z powództwem wobec IPN co do nieprawdziwości zaświadczenia, to musi zostać zwolniona z pracy. Zostanie wobec niej wszczęte postępowania dyscyplinarne (jeśli chodzi o sędziego, adwokata czy prokuratora), traci też mandat parlamentarzysty lub radnego.
Według Senatu, nakaz ten nie obejmowałby tylko tych, którzy oczyszczą się przed sądem cywilnym. Prawomocny wyrok sądu potwierdzający prawdziwość zaświadczenia IPN oznaczałby zaś "natychmiastowe wygaśnięcie stosunku pracy, utratę zajmowanego stanowiska, wszczęcie postępowania dyscyplinarnego, wygaśnięcie mandatu".
To coś więcej niż pogwałcenie konstytucji, to kuriozum; szaleństwo musi mieć swoje granice - powiedział o tym zapisie prof. Rzepliński, współautor obecnej ustawy o IPN. Dodał, że to pracodawca powinien móc decydować, czy zwolni taką osobę - zarówno jeśli chodzi o instytucje publiczne, jak i firmy prywatne. Ta cała ustawa była pisana na kolanie - ocenił.
Podkreślił, że gdyby Zbigniew Herbert jeszcze żył, a nie wystąpiłby do sądu z powództwem wobec IPN, to na podstawie tego zapisu mógłby np. stracić prawo wykładania na wyższej uczelni.
Rzepliński zaznaczył, że zapis ten jest też sprzeczny z prawem europejskim, bo Trybunał Praw Człowieka już wcześniej uwzględnił skargę na przyjęte na Litwie przepisy umożliwiające zwalnianie z pracy oficerów KGB.