ŚwiatRzeczywistość armii USA - prędzej cię zgwałcą niż zabiją...

Rzeczywistość armii USA - prędzej cię zgwałcą niż zabiją...

Służba nie drużba. W przypadku amerykańskiej armii ten związek frazeologiczny nabiera wyjątkowo negatywnego znaczenia, bo co piąta kobieta i co piętnasty mężczyzna padają ofiarami molestowania seksualnego. I często muszą pełnić dalej służbę ramię w ramię ze swoimi oprawcami.

Rzeczywistość armii USA - prędzej cię zgwałcą niż zabiją...
Źródło zdjęć: © AFP | Richard Ellis/Getty Images

19.11.2012 18:09

- Jedna napaść seksualna to o jedną za dużo - stwierdziła w 2011 roku Jo Ann Rooney, wówczas główna podsekretarz obrony ds. kadr i gotowości w liście do Carla Levina, przewodniczącego komisji ds. sił zbrojnych. - Będziemy kontynuować poprawę gotowości bojowej poprzez wspierania kultury wolności od molestowania i przemocy seksualnej - zapewniła.

Faktycznie, departament obrony od momentu wypłynięcia na wierzch na początku lat 90. pierwszych przypadków seksualnego wykorzystywania w szeregach armii poczynił pewne kroki naprzód. Jednak do tego, by rozpoczynający służbę Stanom Zjednoczonym rekruci mogli spać spokojnie jeszcze daleka droga.

Striptizerka w mundurze

Wszystko zaczęło się w 1991 roku, gdy oficer marynarki zgłosiła, że została wykorzystana seksualnie na konwencie Stowarzyszenia Tailhook w Los Angeles. Tym samym otworzyła puszkę Pandory.

Departament marynarki i Generalny Inspektorat Departamentu Obrony przeprowadziły śledztwo, które ujawniło, że ponad 100 oficerów lotnictwa i marynarki miało w tym czasie wykorzystać seksualnie 83 kobiety i siedmiu mężczyzn. Część oskarżonych wojskowych została zwolniona lub otrzymała zakaz awansu. Krytycy przypuścili szturm na dowództwo wojskowe. Oskarżyli armię o wrogość wobec umundurowanych kobiet służących Ameryce - nie tylko w kwestii molestowania seksualnego, ale również w dostępie do awansów.

Kozłem ofiarnym padła grupa niższych rangą wojskowych, którzy "zachowali się nieodpowiednio". Barbara S. Pope, asystentka sekretarza marynarki ds. zasobów ludzkich i rezerwowych, zakwestionowała wyniki raportu. Zwłaszcza że przewodniczący komisji, kontradmirał Duvall M. Williams Jr., stwierdził w rozmowie z nią, że "wiele kobiet pilotów w marynarce to tancerki go-go, striptizerki i dziwki".

Po skardze złożonej przez Pope ówczesny sekretarz marynarki Henry L. Garrett III zlecił przeprowadzenie nowego dochodzenia. Tym razem poleciały głowy, i to również te wysoko dotąd noszone - pracę stracił sam Williams Jr., a także ponad 300 wojskowych, w tym 14 admirałów.

Podobne "bomby" wybuchały w amerykańskiej armii jeszcze kilkakrotnie. Skandal wywołany w 2003 roku przez kadetki sił powietrznych zwrócił uwagę na ignorancję najwyższych rangą oficerów wobec problemu molestowania. Dowództwo sił powietrznych wiedziało bowiem o nadużyciach swoich podwładnych już od 1993 roku. I nie zrobiło z tym absolutnie nic.

Na armię spadła fala krytyki, a najpoczytniejsze dzienniki prześcigały się w komentowaniu problemu. Jak pisał w 2005 roku "USA Today", na jaw wyszły dwie kolejne kłopotliwe sprawy: po pierwsze, do nadużyć dochodzi nie tylko na samym dole hierarchii, jak próbowano wówczas tłumaczyć, ale również na jej szczycie; po drugie - ma ono miejsce nie tylko w bazach wojskowych, ale także na liniach frontu. Przykładem może tu być chociażby sprawa żołnierek służących w Iraku, które złożyły skargę do Kongresu po tym, jak ich wewnętrzne zgłoszenia zostały całkowicie zignorowane. Mieszkańcy Stanów Zjednoczonych mają w ogóle problem z przemocą na tle seksualnym. W przypadku napaści szukają pomocy stricte medycznej (jeśli w ogóle), prawnej zaś - sporadycznie. Jednak o ile w całej populacji "tylko" co szósta kobieta pada jego ofiarą, o tyle w szeregach armii (jak szacuje Departament Spraw Weteranów) jest to co czwarta, a nawet co trzecia. I chociaż w całym społeczeństwie, jak w armii, przestępstwa są rzadko zgłaszane, a
jeszcze rzadziej zwieńczone wyrokiem, sytuacja prześladowanych w murach baz wojskowych jest dużo bardziej skomplikowana. Ofiara nie ma bowiem niemal żadnej drogi ucieczki - służbę musi odbyć do końca, nierzadko napotykając na mur milczenia i niechęci, a jeszcze częściej stając twarzą w twarz ze swoim oprawcą.

Molestowanie przybiera różne formy: od najbardziej drastycznych jak gwałt i groźby śmierci (jak w przypadku generała brygady Jeffrey’a Sinclaira, który zmusił służącą z nim w Afganistanie kapitan do odbycia stosunku oralnego i groził, że zabije ją i jej rodzinę, jeśli komukolwiek o tym powie), aż po zupełnie "niewinne" prośby o wysłanie nagich zdjęć (o jakie dopraszał się wspomniany generał od swojej zamężnej koleżanki z bazy). Jakąkolwiek postać by jednak nie przybrało, powoduje u ofiary głęboki wstrząs i traumę. A to przekłada się na, uświadomione w większym lub mniejszym stopniu, traumy społeczne.

O tym, jak poważny problem stanowi molestowanie seksualne, świadczy raport "Newsweeka" z 2011 roku. Tygodnik ocenił w nim, że w przypadku żołnierek "istnieje większe prawdopodobieństwo, że zostaną napadnięte przez swoich kolegów niż zabite w walce".

Tajemnica poliszynela

O ile o problemie molestowania seksualnego kobiet mówi się już w amerykańskiej armii głośno i wyraźnie, o tyle podobne historie wykorzystanych seksualnie mężczyzn rzadko wypełzają poza mury baz wojskowych. I wcale nie oznacza to, że problem jest marginalny. W 2011 roku do doświadczenia "wojskowej traumy seksualnej" przyznało się 50 tysięcy weteranów - o 20 tysięcy więcej niż w 2003 roku. A tylko w 2011 roku napaść seksualną ze strony kompanów zgłosiło ponad 110 wojskowych. To i tak ogromny postęp, bo w męskim świecie przyznanie się do bycia ofiarą, zwłaszcza molestowania, jest równoznaczne z okazaniem swojej słabości.

- Nie lubimy myśleć, że nasi mężczyźni mogą być ofiarami - wyjaśnia w rozmowie "Newsweekiem" Kathleen Chard, szefowa oddziału stresu pourazowego w centrum medycznym Cincinatti VA. - Nie chcemy myśleć, że to może się i nam przytrafić. Jeśli stoi naprzeciwko mnie mężczyzna, który jest tego samego wzrostu co ja i ma takie same umiejętności, a został zgwałcony, o czym to świadczy? Że ja też mogę być zgwałcony - dodaje.

- Wojsko nie chce o tym rozmawiać, ponieważ o ile gwałt mężczyzny na kobiecie jest wstydliwy, to (gwałt na mężczyźnie - red.) jest jeszcze gorszy. Sam fakt, że dochodzi do męsko-męskiego gwałtu oznacza, że są wojownicy, którzy nie są w stanie stawić oporu - uważa z kolei Aaron Belkin, dyrektor Palm Center, think-thanku zajmującego się kwestią homoseksualistów w mundurach.

Z tym wiąże się jeszcze jeden mit: że agresorami są zazwyczaj homoseksualni wojskowi. W rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie - zdecydowana większość oprawców jest orientacji heteroseksualnej. Eksperci, zarówno wojskowi, jak i cywilni są zgodni, że w armia (podobnie jak więzienia czy inne środowiska zdominowane przez mężczyzn) rządzi się swoimi prawami. "Władza, zastraszenie i dominacja" to ich swoiste credo, niezależnie od orientacji seksualnej. - Jednym z powodów, dla których ludzie dopuszczają się ataków na tle seksualnym, jest pokazanie innym, gdzie jest ich miejsce - stwierdza Mic Hunter, autor książki "Zdradzona godność: nadużycia seksualne w amerykańskim wojsku". - Tu nie chodzi o seks. Tu chodzi o przemoc - wyjaśnia.

Statystyczna ofiara jest młoda - zarówno wiekiem, jak i doświadczeniem, o niższym stopniu wojskowym nie wspominając. Tak jak Blake Stephens, który wstąpił do armii w 2001 roku, tuż po ukończeniu szkoły średniej. Jak przyznał w rozmowie z "Newsweekiem", niebawem zaczął otrzymywać pierwsze ciosy - słowne i fizyczne - i to zarówno od rekrutów, jak i najwyższych stopniem dowódców. Podczas jednego z najgorszych "incydentów" grupa mężczyzn rzuciła się na niego, wepchnęła mu butelkę w odbyt i rzuciła na maskę samochodu.

- Mówią ci, że nadal będziesz musiał z nimi pracować, dzień w dzień, noc w noc. Nie masz wyboru - wyjaśnił Stephens. Po napaści jego oprawcy powiedzieli mu, że jeśli tylko wyślą ich do Iraku, dostanie kulkę w łeb. I że będą go gwałcić bez ustanku.

Gdy młody rekrut zameldował o tym dowódcy, usłyszał: "to ty jesteś problemem, to przez ciebie do tego doszło". O jakimkolwiek dochodzeniu w tej sprawie mógł jedynie pomarzyć.

Bez szemrania

Według ostatniego raportu departamentu obrony, w roku akademickim 2010/2011 zgłoszonych zostało 65 przypadków molestowania seksualnego (w tym 17 gwałtów i 10 innego rodzaju napaści seksualnych), a popełnionych - około ośmiu razy więcej. Rzeczywistość może być jeszcze bardziej przerażająca, bo według Pentagonu 80-90 proc. spraw nie zostaje w ogóle zgłoszonych.

Władze starają się załagodzić problem, ale czynią to ślamazarnie. Dopiero od niedawna ofiary molestowania mają prawo żądać przeniesienia z jednostki, w której doszło do nadużycia, a decyzja w tej sprawie musi zapaść w ciągu 72 godzin. Wcześniej bez szemrania musieli kontynuować służbę, dzień w dzień spoglądając w twarze swoich oprawców.

Budżet amerykańskiego wojska pochłania lwią część finansów Stanów Zjednoczonych i przewyższa sumę środków finansowych przeznaczanych na cele militarne w krajach, plasujących się na kolejnych dziewięciu miejscach (m.in. Chin i Rosji). Wydawałoby się, że najpotężniejsza armia świata jest przygotowana na wszystko, łącznie z obroną kraju i ludności przed napaścią z każdego zakątka świata. A jednak wciąż nie potrafi obronić tych, którzy jej służą.

Aneta Wawrzyńczak dla Wirtualnej Polski

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)