Rzecznik Praw Dziecka: media mnie oczerniają
Stosowanie metod "czarnego PR" i ukazywanie w fałszywym świetle prac Rzecznika Praw Dziecka i jego osobiście, zarzucił dziennikowi "Fakt" i programowi TVN "Uwaga", pełniący tę funkcję od 2001 r. Paweł Jaros.
29.05.2005 | aktual.: 29.05.2005 16:23
Jaros pisze w oświadczeniu, że publikacje w prasie i tv zarzucają mu bezczynność w sprawie rzeczywistych problemów dzieci oraz rozrzutność.
Programy TVN i publikacje dziennika z 25, 26, 27 i 28 maja Jaros nazywa "agresywną i demagogiczną kampanią przeciwko rzecznikowi" oraz "skoordynowaną akcją". Podejrzewa, że zastosowano w tym celu "cały arsenał typowych metod w tak zwanym 'czarnym PR', polegający na oczernianiu wybranych osób na zlecenie", dopatruje się też w nich podtekstu politycznego oraz rozgrywek osobistych. Wyraził żal, że wzięły w tym udział media.
Polowanie na gesty i stres
Rzecznik Praw Dziecka uważa, że te metody to m.in. wykorzystanie wypowiedzi byłych pracowników urzędu zwolnionych z pracy za nieudolność, wykradanie służbowych dokumentów z urzędu, manipulacja i fałszowanie danych o działalności rzecznika, stosowanie presji przez nagłe i niespodziewane wejście ekipy tv do urzędu i "polowanie na przydatne do założonego scenariusza gesty i stresowe zachowanie pracowników biura", filmowanie przez szczelinę w drzwiach, wzywanie rzecznika do obszernych wypowiedzi, z których wybiera się fragment stawiający go w złym świetle, pomówienia i manipulacje, obraźliwe epitety i "kompletne zignorowanie licznych, pozytywnych i powszechnie uznawanych dokonań" rzecznika i biura.
Nieprawdziwe informacje
Według Jarosa, pokazana w telewizji awantura w biurze, mająca ilustrować styl pracy w urzędzie, była wywołana przez "podstawionych interesantów", ponadto do telewizyjnego materiału wprowadzono "atmosferę grozy" maskując twarze byłych pracowników biura, co miało jego zdaniem sugerować, że te osoby się go obawiają. Oprócz tego rzecznik oświadczył, że koszta założycielskie urzędu przedstawiono jako koszta bieżące, co miało sprawić wrażenie rozrzutności, zaś pokazanie jego domu w Kutnie jako "willi w budowie", co miało sugerować nieuczciwe wzbogacenie się, jest manipulacją, bo dom został zbudowany przed objęciem funkcji rzecznika.
Autor oświadczenia uważa, że kolejną fazą zaplanowanego po "ataku medialnym" scenariusza, jest akcja zbierania w parlamencie podpisów pod wnioskiem o odwołanie rzecznika przez "przedstawicieli środowisk politycznych zagrożonych utratą władzy w wyniku nadchodzących wyborów", a to sugeruje zamiar wykorzystania tej sprawy w kampanii wyborczej. "Zapewne jest to także przejaw walki o zdobycie możliwości zatrudnienia dla osób zagrożonych utratą posad czy poselskich mandatów w wyniku wyborów przez kręgi, z których się wywodzą" - dodaje Jaros.
TVN się mści?
Podejrzewa on też, że gazeta i stacja telewizyjna dokonują "swoistej zemsty" na urzędzie rzecznika i na nim osobiście, za jego wystąpienie do sądu rodzinnego przeciwko "demoralizującemu przedsięwzięciu", jakim jest według niego opisywane w gazecie życie dwóch rodzin z dziećmi, w którym doszło do "zamiany ojców". Gdy chodzi o TVN, Jaros podaje, że występował na podstawie wniosków obywateli do sądów, w związku z łamaniem praw dziecka w niektórych programach TVN, np. "Rozmowy w toku" i "Uwaga".
Tymczasem również w niedzielę Polska Agencja Prasowa otrzymała pismo Krajowego Porozumienia Rodziców i Rad Rodziców z Katowic, z wnioskiem do marszałka Sejmu Włodzimierza Cimoszewicza, by ten wystąpił o odwołanie Jarosa z funkcji Rzecznika Praw Dziecka. Porozumienie zarzuca mu "sprzeniewierzenie się ślubowaniu złożonemu przed Sejmem".
Autorzy wniosku powołują się na programy TVN, z których ich zdaniem wynika, że postawa Jarosa "w najwyższym stopniu uchybia godności sprawowanego przez niego urzędu, a podejmowane działania kompromitują ten urząd w opinii publicznej i świadczą o (...) braku możliwości dalszego, skutecznego wypełniania ustawowych obowiązków".