PolitykaRząd zwlekał z wnioskiem o pomoc po nawałnicy. W tym czasie na wsi zebrali 10 mln

Rząd zwlekał z wnioskiem o pomoc po nawałnicy. W tym czasie na wsi zebrali 10 mln

Rząd po dwóch miesiącach od nawałnicy, która spustoszyła Pomorze składa wniosek do komisji Europejskiej licząc na 35 ml zł na pokrycie strat. W tym czasie informatyk ze wsi Sośno, zdążył zebrać pomoc o wartości 10 mln. Przyznaje w rozmowie z nami, że z pomocą trzeba się spieszyć przed zimą. Dodaje, że istotnym problemem są próby samobójcze, których władze nie chcą wiązać z nawałnicą.

Rząd zwlekał z wnioskiem o pomoc po nawałnicy. W tym czasie na wsi zebrali 10 mln
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Grzegorz Łakomski

Poniedziałek. Sośno w woj. kujawsko-pomorskim. Marek Kunek jak co tydzień rusza w drogę. Ma przed sobą niemal 200 kilometrów do Gdańska, gdzie pracuje jako informatyk. W piątek wraca do Sośna, gdzie organizuje pomoc dla jednej z najmocniej dotkniętych sierpniową nawałnicą wsi.

- To jak dodatkowe 1,5 etatu. Jak jestem w Gdańsku od poniedziałku do piątku, to organizuję pomoc zdalnie, przez telefon. Rozmawiam z prawnikami, firmami ubezpieczeniowymi – mówi Wirtualnej Polsce Kunek, który ma w Sośnie dom i sam był poszkodowany podczas nawałnicy.

10 milionów złotych dla Sośna

Zaczął też organizować pomoc dla innych mieszkańców gminy. - Początkowo wszystkie dary przyjmowałem prywatnie. Darczyńcy musieli mi zaufać, że pomoc przekażę dalej. Łącznie z pracą wolontariuszy, których było ok 7 tysięcy, pomocą materialną i przekazami pieniężnymi wartość całej pomocy wyniosła do tej pory ok 10 mln zł – mówi Kunek.

Pomoc była na tyle duża, że Kunek zdecydował o założeniu fundacji „Zawierucha”, która jest w trakcie rejestracji. - Staramy się odcinać od pomocy rządowej, czy samorządowej. Gminny ośrodek pomocy społecznej jest na miejscu, ale jest kolosalny problem z przekazywaniem informacji np. o naborze wniosków o zasiłki – przyznaje.

Wysokość strat szacowali pracownicy pomocy społecznej

Po nawałnicy rząd obiecał pomoc – 6 tys. zł na poszkodowanego. Formalnie jest to zapomoga, za której wypłacanie są odpowiedzialne ośrodki pomocy społecznej. – Początkowo wyglądało to tak, że to pracownicy ośrodków pomocy społecznej dokonywały oględzin uszkodzonych budynków. Potem na szczęście się to zmieniło i zaczęli się tym zajmować ludzie, którzy się znają na budowlance – wyjaśnia Kunek.

- W Sępólnie Krajeńskim pomoc wyniosła ponad 4 tys. na rodzinę, a u nas wyszło średnio ok 2,6 tys. Jak na gminę, która najbardziej ucierpiała, jest to kiepski wskaźnik – ocenia społecznik.

- Kryteria przyznawania tej pomocy kompletnie nie są jasne. Ci którzy ją dostali, wiedzą na jakiej podstawie, ale nie ma możliwości odwołania się. Poza tym ci, którzy nie dostali wsparcia, nie wiedzą dlaczego – dodaje.

Szef MSWiA podpisuje wniosek o wsparcie po 2 miesiącach od nawałnicy

W zeszłym tygodniu szef MSWiA Mariusz Błaszczak poinformował, że podpisał wniosek do Komisji Europejskiejo wypłacenie środków z funduszu solidarności w związku z nawałnicą. Polska może dostać wsparcie wysokości 35 mln zł. Straty w województwach kujawsko-pomorskim, pomorskim i wielkopolskim wyceniono na 2,1 mld zł.

- Wniosek był złożony dopiero teraz, bo nie mogli się wcześniej ze sobą porozumieć w tej sprawie wojewoda i marszałek województwa (Mikołaj Bogdanowicz i Piotr Całbecki – przyp. WP). 35 mln piechotą nie chodzi, ale nie oglądaliśmy się na te pieniądze – mówi Kunek.

Premier by tylko przeszkadzała

- U nas pani premier na szczęście nie było. Choć kilka osób miało pomysł, by ją zaprosić. Przekonałem ich, że to by był dla nas tylko problem utrudniający nam niesienie pomocy. Może by trochę nagłośniło, ale nam nie zależało, by być w telewizji – wyjaśnia społecznik.

Dodaje, że pomoc jest wciąż potrzebna, bo poszkodowani w nawałnicy muszą się przygotować do zimy. Jeśli nie zdążą z usunięciem nawet niewielkich uszkodzeń dachów, to po zimie zniszczenia mogą być znacznie większe.

- Mamy problem z osobami, które próbowały popełnić samobójstwa. W okolicy były 4 takie przypadki. Jedna z tych prób niestety była udana. Urząd gminy przyjmuje, że te przypadki nie mają związki z nawałnicą – przyznaje nasz rozmówca.

Ze społecznikiem współpracuje kilka osób. - Kilkanaście nam pomaga, a kilkadziesiąt, cyklicznie w przyjeżdża w weekendy. Strażacy spod Warszawy przyjeżdżają i czują się tu jak u siebie – uśmiecha się.

Spawacz uczył strażaków jak ciąć drzewa

Niedziela. Lotyń w woj. Pomorskim. Pod dom sołtysa jak co weekend podjeżdża pan Tomasz z żoną Marią i nastoletnią córką. Jest spawaczem, a żona pracuje przy produkcji świec dla caritasu. Ich wieś nie została dotknięta nawałnicą.

- Pierwszy raz wpadliśmy tu znienacka, gdy byliśmy w Rytlu. Tam nie potrzebowali pomocy z piłą i przyjechaliśmy do Lotynia. I tak zostaliśmy. W pierwszym tygodniu przyjeżdżałem po pracy, a potem już w weekendy - opowiada Tomasz.

Jego pomoc w pierwszych dniach po nawałnicy była na wagę złota, bo nie tylko miał własną piłę, ale też wiedział, jak sobie radzić w lesie pełnym powalonych drzew. Musiał instruować niektórych strażaków. Po dwóch miesiącach od kataklizmu rodzina Tomasza, należy do coraz mniej licznej grupy osób, które przyjeżdżają z pomocą.

- Segregowanie drewna nie jest trudne. Każdy może to robić. Jak nie będzie pracy, to będziemy tęsknić. Liczymy, że dobro do nas wróci, gdy my będziemy potrzebowali pomocy – mówi Maria.

Urzędnicy zza biurka jadą do lasu

Sobota. Nowa Cerkiew w woj. Pomorskim. W szkole podstawowej jest gwarno. Po dwóch dniach pracy w okolicznych lasach urzędnicy stołecznego ratusza szykują się do powrotu do Warszawy.

- Na pytanie, jaką pomoc możemy wysłać padła odpowiedź, że najbardziej są potrzebne ręce do pracy. Dostaliśmy mail z informacją, że są potrzebni wolontariusze w gminie Lotyń. Jestem tu drugi raz. Teraz było 40 osób, poprzednio było 30 - mówi Wirtualnej Polsce pan Jacek.

Jest urzędnikiem i na co dzień pracuje za biurkiem. W Borach Tucholskich ręce do pracy są potrzebne w lesie przy porządkowaniu drewna i na dachach.

- Zszedłem z obory. Pousuwaliśmy resztki dachu, przykryliśmy plandekami. Bez naszej pomocy gospodarzowi by to zajęło kilka dni, a my się uporaliśmy w parę godzin. To daje dużą satysfakcję – dodaje urzędnik.

Sobotnie popołudnie. Marek Kunek po powrocie z Gdańska jest w Sośnie. Nie ma jednak wolnego weekendu. – Małżeństwo, które straciło dom w nawałnicy, ma teraz 50-tą rocznicę ślubu. Przygotowujemy dla nich kolację – niespodziankę. Mamy trochę roboty – mówi.

_Wiecej informacji o pomocy dla poszkodowanych w nawałnicy mieszkańców Sośna można znaleźć na tym profilu Facebooku.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (200)