Rząd pełen zarazków
Pani Kopacz zapewnia, że pandemii grypy nie ma oraz mniej ludzi choruje, niż rok temu. W ogóle pięknie i cudownie. Jesteśmy przygotowani nawet na tę świńską odmianę. Czy uda się to jednak bez szczepionek? - zastanawia się Janusz Chwist, Internauta Wirtualnej Polski.
12.11.2009 | aktual.: 12.11.2009 14:07
Pani Kopacz wie nie tylko dlaczego i kiedy ta niedobra grypa zaatakuje, ale nawet, że stanie się to w marcu przyszłego roku. Mamy pierwszego ministra - jasnowidza. A czy ktoś wie, czy akurat ja i moja żona nie chorujemy na tę paskudę? Badanie na posiew jest możliwe do zrobienia, ale przy tak obciążonych laboratoriach, przepełnionych przychodniach i szpitalach nie widzimy sensu, by się tam fatygować z gorączką i możliwością zarażenia innych ludzi.
Coraz więcej osób próbuje leczyć się w domu samemu i nic na to nie poradzimy. Szczepionek na tę świńską odmianę nie ma, a lek Tamilu nie jest dopuszczony do sprzedaży. Modne stało się także używanie zamiast określenia minister zdrowia, przezwiska "pani Eutanazja". Tak przynajmniej mówią chorzy na raka, dla których wzrosło zagrożenie życia na skutek zbyt skomplikowanych procedur uzyskania leczenia chemią.
Powróćmy do ministrów. Na czym polega ich praca? Z tego co wiem, każdy w rządzie jest kontrolowany w zakresie wykonywanej przez siebie pracy. Co więc robi minister, by się wykazać? Najprostszą metodą jest pisanie rozporządzeń. Każdy taki nowy nakaz jest przykładem na zaangażowanie w pracy. Najgorsze jednak, kiedy nie ma po co pisać rozporządzenia. Wtedy powstaje zagrożenie utraty stanowiska. Szkoda, że zasada "Primum non nocere" dotyczy tylko medycyny, a nie beznadziejnych przepisów tworzonych przez ministrów.
Można do nich zaliczyć np. rozporządzenie ministra finansów sprzed wielu lat w sprawie pieniężnych transferów zagranicznych. Przelew w Unii dokonywany za granicę począwszy od niskich kwot kosztuje 3,90 euro! Jedynie Polska nie zniosła rozporządzenia. Pomimo usprawnienia transferów, za wysłanie przykładowo 100 euro muszę zapłacić 20 euro kosztów! Rozporządzenia nikt nie cofnie, bo w dobie kryzysu, którego właściwie nie ma, jest nie na rączkę. Rwać kasę póki się da i póki Unia nie zacznie dymić.
Jakie wyjście z tej sytuacji jest możliwe? Według mnie "przyjazne państwo" i sam poseł Palikot nic tu nie zdziałają. Dalej będziemy skazani na nieżyciowe ustawy i rozporządzenia, które przynoszą więcej szkody, niż pożytku. Brzmi to pesymistycznie? Niestety, jakikolwiek byłby rząd, to ta administracyjna choroba jest nie do zwalczenia, podobnie jak grypa, która ciągle się mutuje!
Janusz Chwist, Internauta wp.pl