Rząd Johnsona grozi państwom UE ws. brexitu. Bez nadziei na porozumienie
Państwa, które zagłosują za przedłużeniem rozmów w sprawie brexitu, zostaną zepchnięte "na koniec kolejki" w relacjach z Wielką Brytanią - takie groźby wystosował najbliższy doradca premiera Johnsona. Jednocześnie rozmowy z Unią są bliskie fiaska. - Pesymizm jest uzasadniony - mówi WP Konrad Szymański, minister ds. europejskich.
Do wyznaczonej daty wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej zostały już tylko 22 dni, ale Zjednoczone Królestwo zamiast brexitu żyje konfliktem żon słynnych piłkarzy. Nic dziwnego: mimo nowych propozycji i kontrpropozycji z obu stron, rozmowy ws. umowy rozwodowej między Londynem i Brukselą są niemal w stanie agonalnym. Z żadnej ze stron nie zieje optymizmem.
- Pesymizm jest uzasadniony. Mamy mały postęp w zbliżaniu stanowisk i upływający czas - podsumowuje w rozmowie z WP Szymański.
Kością niezgody - jak od miesięcy - pozostaje kwestia Irlandii Północnej i tzw. backstopu, czyli mechanizmu gwarantującego, że na skutek brexitu wyspa nie zostanie podzielona twardą granicą. Mimo alternatywnych propozycji ze strony Wielkiej Brytanii, żadna z nich nie była akceptowalna dla Irlandii i Unii Europejskiej.
Przedłużający się impas sprawia, że w Londynie powstają coraz bardziej desperackie pomysły. We wtorek dziennik "Spectator" opublikował wiadomość, którą jej dziennikarz otrzymał od "źródła na Downing Street 10", czyli - jak się zakłada - Dominica Cummingsa, najbliższego doradcy premiera. W długim SMS-ie źródło ostro krytykuje irlandzkiego premiera Leo Varadkara, który miał złamać dżentelmeńską umowę z Johnsonem i celowo dążyć do fiaska negocjacji. Jeszcze większą konsternację wzbudziła druga część wiadomości. Zawiera ona groźby dla tych państw członkowskich, które wbrew Johnsonowi poprą przedłużenie rozmów brexitowych.
Johnson nie chce przedłużania negocjacji, ale jeśli do 19 października nie uzgodni nowej umowy, za sprawą tzw. ustawy Benna (nazywaną przez premiera "aktem kapitulacji") będzie zmuszony do złożenia wniosku o odroczenie brexitu.
Przeczytaj również: Brexit. Boris Johnson do Emmanuela Macrona: to ostatnia szansa
Na koniec kolejki
"Jasno oznajmimy, że kraje, które sprzeciwią się odłożeniu brexitu, trafią na początek kolejki ws. przyszłej współpracy (...) ci, którzy poprą, trafią na jej koniec (...) Będzie to uznane przez ten rząd jako wroga ingerencja w politykę wewnętrzną państwa i ponad połowa wyborców się z nami zgodzi" - napisało tajemnicze "źródło". Przyszła współpraca miałaby dotyczyć także kwestii bezpieczeństwa. To szczególnie ważne, jeśli chodzi o stacjonowanie brytyjskich sił w Polsce i Estonii.
Podobne ostrzeżenia w rozmowie z WP wysuwa urodzony w Polsce poseł Partii Konserwatywnej Daniel Kawczyński, który wielokrotnie naciskał na przedstawicieli polskiego rządu, by Warszawa zablokowała przedłużenie negocjacji. Zdaniem Kawczyńskiego, Polska może zaszkodzić swoim relacjom z Londynem, jeśli zgodzi się na odroczenie brexitu.
Wyśmiane groźby
Mimo to, groźby nie robią na nikim w Unii większego znaczenia. Choćby dlatego, że decyzja ws. brexitu podejmowana jest jednogłośnie. Rząd Johnsona jest ponadto na skraju upadku.
- Jeśli Wielka Brytania zdecyduje się użyć kwestii żołnierzy do nacisku, osłabi tylko swoją pozycję wewnątrz NATO i przede wszystkim wobec USA, na które po brexicie będzie zdana - mówi WP dr Alexander Clarkson, politolog z Uniwersytetu Londyńskiego.
- Decyzje w sprawie przedłużenia okresu negocjacji podejmiemy po zapoznaniu się z brytyjskim wnioskiem i jego uzasadnieniem. Jak w przypadku wszystkich decyzji dotyczących brexitu, będziemy rozmawiali o niej w gronie unijnej 27-ki - mówi Szymański.
Przeczytaj również: Rozmowy brexitowe przerwane
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl