Rząd chce kupić samoloty bez przetargu
Rząd rozważa powołanie się na bezpieczeństwo państwa przy zakupie samolotów - podaje tvp.info. Pozwoliłoby to na szybszy zakup nowych maszyn, bo taka furtka umożliwia pominięcie procedur przetargowych.
08.12.2008 | aktual.: 08.12.2008 18:42
Ekspresowy zakup odbyłby się wtedy bez przetargu i z pominięciem procedur. Powołanie się na "istotny interes bezpieczeństwa państwa" proponuje Kancelarii Premiera Urząd Zamówień Publicznych. Innym rozwiązaniem, o którym myśli MON, jest zakup maszyn z wolnej ręki.
Zamieszanie wokół zakupu rządowych samolotów zaczęło od ubiegłotygodniowej deklaracji Donalda Tuska. - Decyzją Rady Ministrów dokonamy takiego zakupu błyskawicznie. Być może rozstrzygniemy tę kwestię w ciągu kilku, może kilkunastu tygodni - zapowiedział premier.
Wszystko wskazuje jednak na to, że mówiąc te słowa, Tusk nie miał jeszcze żadnego konkretnego pomysłu. Z ustaleń tvp.info wynika bowiem, że Kancelaria Premiera dopiero 4 grudnia - czyli dzień po wypowiedzi Tuska - skierowała w tej sprawie pismo do Urzędu Zamówień Publicznych. Znajdowało się w nim pytanie o to, jaki jest najszybszy sposób na zakup rządowych samolotów.
Urząd w swojej odpowiedzi zaproponował odstąpienie od ustawy o zamówieniach publicznych, pominięcie zawartych w niej procedur i ekspresowy zakup maszyn. Taką furtkę daje prawo, które mówi, że od ustawy można odstąpić, "jeżeli wymaga tego istotny interes bezpieczeństwa państwa".
O zastosowanie tego wyjątkowego i błyskawicznego trybu myśli także MON. - Taką możliwość daje też prawo unijne. Być może skorzystamy z tej furtki. Drugi rozważany przez nas wariant zakłada zakup z wolnej ręki - twierdzi źródło serwisu w ministerstwie. O wyborze tego drugiego rozwiązania mówił także sam szef resortu obrony Bogdan Klich. Tyle że potrzebna jest do tego zgoda całego rządu.
Co ciekawe, deklaracja Tuska o szybkim zakupie samolotów wywołała sporą konsternację u rządowych urzędników. - Premierowi łatwo jest wyjść przed kamery i złożyć efektowną deklarację. Tyle tylko, że cały problem później spada na szeregowych urzędników. Bo to my mamy wymyślić jak zrealizować taką obietnicę w terminie - skarży się jeden z pracowników Kancelarii Premiera. Zapowiedź premiera wywołała panikę także w samym MON, które kilkadziesiąt godzin po tej wypowiedzi wysłało pytania producentów samolotów o możliwie najszybszy termin dostawy maszyn.
Eksperci twierdzą jednak, że pośpiech w tej sprawie jest niepotrzebny. - Awaria w Mongolii była usterką eksploatacyjną, a Tupolewy generalnie są jednymi z najmniej psujących się samolotów, jakimi dysponuje polskie wojsko. Lepiej by było, gdyby rząd ogłosił normalny przetarg, bo na rynku jest kilku równorzędnych producentów i ciężko dokonywać takiego uznaniowego wyboru. Gdyby przetarg był sprawnie zorganizowany, to jego rozstrzygnięcie moglibyśmy mieć już nawet w lutym - uważa ekspert wojskowy Tomasz Hypki, wydawca "Skrzydlatej Polski". (jks)
Michał Krzymowski