Ryzykowne polowanie na tani wypoczynek
Na przełomie lipca i sierpnia w biurach
podróży przybywa klientów, którzy szukają przecenionych ofert
wyjazdów zagranicznych na wakacje. Jednak czekanie na ostatnią
chwilę z rezerwacją wczasów staje się coraz mniej opłacalne i
coraz bardziej ryzykowne - ostrzega "Gazeta Prawna".
Ceny wycieczek do wielu egzotycznych krajów są co prawda o 10-30 proc. niższe niż na początku sezonu, ale oferta jest uboga i okrojona. Co roku wielu klientów polujących na jak najtańsze last minute pada ofiarą nieuczciwych firm, działających w szarej strefie.
W ofercie last minute powinny być sprzedawane ostatnie miejsca na wycieczki, tak jak ostatnie sztuki towaru na wyprzedażach w sklepach. W krajach Europy Zachodniej rzeczywiście tak jest, a hasło to traktowane jest dosłownie i oznacza krótki termin, jaki pozostał do rozpoczęcia imprezy turystycznej - najczęściej kilka dni, rzadziej tygodni.
- Ale w Polsce można kupić last minute często nawet na miesiąc czy dwa przed wyjazdem, ponieważ biura podróży przyzwyczaiły klientów, że last minute znaczy tanio i niekoniecznie na ostatnią chwilę.
Wiele osób czeka do ostatniego momentu na obniżki cen imprez turystycznych, zapominając, że są to często gorsze, pojedyncze miejsca w samolotach i hotelach, których organizatorom nie udało się sprzedać po normalnych cenach katalogowych.
- Pod tym pojęciem kryje się zazwyczaj wyjazd z przelotem bądź innym transportem, który jest przez organizatorów gwarantowany, bo bez względu na wypełnienie miejsc trzeba za niego zapłacić przewoźnikowi np. linii lotniczej. Jeżeli więc na krótki czas przed planowanym odlotem, np. 3-4 tygodnie, miejsca nie są wypełnione na zadowalającym poziomie, powstaje last minute - tłumaczy Piotr Chojnowski z TUI Polska. (PAP)