Rybak z Salwadoru Jose Salvador Albarengo uratowany po roku dryfowania na Oceanie Spokojnym
Rybak z Salwadoru, który przez ponad rok dryfował po Oceanie Spokojnym, został uratowany po dotarciu do Wysp Marshalla - poinformowały tamtejsze władze.
03.02.2014 | aktual.: 03.02.2014 18:09
37-letni Jose Salvador Albarengo powiedział im, że pod koniec grudnia 2012 roku wypłynął na połów rekinów z odległego o 10 tys. kilometrów Meksyku i został zniesiony w morze. Jak twierdzi, przeżył dzięki piciu krwi żółwi oraz chwytaniu gołymi rękoma ryb i ptaków.
Albarengo znaleziono na odludnym atolu, na który został wyrzucony w ubiegły weekend w swej liczącej 7,3 m długości łodzi z włókna szklanego. Policyjna łódź patrolowa zabrała go na główną z Wysp Marshalla Majuro.
- Wyszedł z łodzi z bardzo krzaczastą brodą - powiedział w rozmowie telefonicznej z Reuterem mieszkający na Majuro filmowiec Jack Niedenthal, który przeprowadził z Albarengo krótką rozmowę za pośrednictwem tłumacza.
- Miał kłopoty z chodzeniem, jego nogi są bardzo wychudzone. Nie nazwałbym tego blagą, uważam, że ten człowiek spędził całkiem sporo czasu na morzu - dodał Niedenthal.
Pielęgniarz pomógł rozbitkowi wyjść na molo, skąd Albarengo został odwieziony na badania do szpitala.
Jak podały władze, Albarengo, który jest rybakiem od 15 lat, wypłynął na połów z liczącym między 15 i 18 lat towarzyszem, ale zmarł on w miesiąc po rozpoczęciu dryfowania.
- Miała to być jednodniowa wyprawa na ryby, ale zostali zniesieni z kursu przez północne wiatry - powiedział mediom ambasador USA na Wyspach Marshalla Tom Armbruster.
Władze zbierają dalsze informacje na temat rozbitka i zamierzają skontaktować się z jego rodziną w Salwadorze oraz Stanach Zjednoczonych.
Trzej uratowani w 2006 roku przez tajwański tuńczykowiec w pobliżu Wysp Marshalla meksykańscy rybacy twierdzili, że blisko 9 miesięcy dryfowali w swej niewielkiej łodzi przez Pacyfik.