Polska"Rutkowski musiał to wiedzieć o sprawie Katarzyny W."

"Rutkowski musiał to wiedzieć o sprawie Katarzyny W."

- Zamordowano młodą matkę. Niewinną. Zdradzono jej zaufanie, nagrano jej łzy i spowiedź, a później uczyniono jarmarczną atrakcją ku uciesze prymitywnych mas. Kampania reklamowa na koszt TVN i "Super Expressu" zabiła takie drobiazgi jak prawda, czy prawa obywatelskie - z poparciem 75% Polaków. Degrengolada społeczeństwa sięgnęła bruku. Jak w średniowieczu tłum znów krzyczy: na stos! - pisze w felietonie przesłanym do Wirtualnej Polski Internauta Kazimierz Turaliński.

"Rutkowski musiał to wiedzieć o sprawie Katarzyny W."
Źródło zdjęć: © WP.PL | Damian Wis

10.02.2012 | aktual.: 14.02.2012 12:50

Przeczytaj też: Internauci o Rutkowskim: ogromny szacunek dla detektywa

Zmarło dziecko. Najprawdopodobniej w wyniku upadku na podłogę. Ale o tym nic nie wiemy. Plotki, domysły, przecieki i gołosłowne oskarżenia. Tak, drogi czytelniku, naprawdę nie wiesz nic. Akt prokuratorskich nie czytałeś. Ekspertem nie jesteś. Okoliczności nie mają jednak znaczenia. Do czasu skazania wyrokiem sądu Katarzyna W. jest według polskiej Konstytucji niewinna. Winnym złamania zasad etyki jest Krzysztof R., który podobnie jak disco-polo trafia w gusta tylko niewybrednego odbiorcy. Wskazał cel. Dał do ręki amunicję. Głównie kapiszony, ale chętnych do strzelania i tak nie brakło. Łatwo nam nienawidzić. Łatwo potępić. Czujemy moralną wyższość plując na zdegenerowanego złoczyńcę. Chętnie wymierzamy sprawiedliwość... Katując pierwszą z brzegu ofiarę - byle zbyt słabą, by oddać. W imię sprawiedliwości, Boga lub macierzyństwa chętnie wykonujemy wyrok śmierci. Jak pożyteczni idioci Lenina. Wiem drogi czytelniku, w tej chwili pałasz świętym oburzeniem i nienawiścią do tego okropnego Turalińskiego. Przecież
sprawa jest oczywista! Kim on jest, by bronić tej podłej... Odpowiem: człowiekiem drogi czytelniku, człowiekiem.

Matka

22-letnia dziewczyna ze smutnej rodziny. Z ciężkim życiem, jakie było dolą wielu mieszkańców biednego Sosnowca. Nigdy nie czuła się kochana, nikomu na niej nie zależało. W domu jeden z najbliższych krewnych nadużywać miał alkoholu, przez co cierpiała cała rodzina. Musiała interweniować policja. Odrzucona na życiowym starcie Kasia próbowała popełnić samobójstwo. Nie udało się. Szukała oparcia w religii i wspólnotach oazowych. Poznała tam chłopaka, zakochała się. Liczyła na szczęście. Zaszła w ciążę i w pięć miesięcy później wzięła ślub. Kasia stała się Katarzyną W. Dziecko urodziło się jako wcześniak. Pół roku później już nie żyło. Matka z potrzaskaną głową zgłosiła napaść, uprowadzenie. Później zaufała. Wylała z siebie łzy i opowiedziała o tym, co się stało. O największej tragedii swojego życia, o strachu, o samotności. O tym jak dziecko wyślizgnęło się z kocyka i uderzyło główką o próg. O tym, jak nienaturalnie główka zginała się w każdą stronę... O tym, jak ubrała ciało i ukryła.

Tak, powinna wezwać karetkę pogotowia, ale w stresie ludzie reagują bardzo różnie. Kiedyś kierowca ciężarówki stuknął samochód osobowy, po czym w szoku wybiegł w pole. Dotarł do słupa wysokiego napięcia i się na nim powiesił. Głupie, prawda? Miał wykupione i OC i Autocasco. Czasem tak po prostu jest. Matka trzymała w rękach zwłoki malutkiej córeczki. Nie myślała trzeźwo. Powiedziała, że dziecko wyglądało przerażająco, z nienaturalnie wykrzywioną główką. Popełniła błąd, a potem kłamstwo goni kłamstwo. Kłamstwa mieszają się w pamięci człowieka z prawdą. Nie można już się cofnąć, trzeba brnąć dalej. Bo co powiedzieć? Trzeba iść w zaparte tak długo, jak tylko się uda. A szło dobrze, to może się nie wyda? Reguła ta dotyczy i małych i dużych kłamstw.

Drogi czytelniku, nie jest to, wbrew pozorom, rzadko spotykane zjawisko. Oburzasz się na wyrodną matkę? Jeśli nie miałeś w rękach zniekształconych zwłok najbliższej ci osoby, to jak śmiesz ją oceniać? Kryminologia zna tysiące podobnych przypadków, ale Ty wiesz, że ona jest winna, zimna i wyrachowana. Sam wydałeś opinię za lekarzy. Tak, masz przecież swoje dziecko, to wiesz. Muszę cię zmartwić, spłodzenie potomka nie daje wiedzy z psychologii, psychiatrii, ani kryminologii.

Nie wiem czy zwróciłeś uwagę na relację Katarzyny W. z teściami. Traktowali dziewczynę jak "zło", które usidliło na oazie ich syna. Konserwatywna, katolicka rodzina. Zatrzymała ich ukochanego potomka brzuchem i zmusiła do ślubu cywilnego. Złe relacje rodzinne były motywem jej późniejszych działań, a kłamstwo i pozorowanie porwania ma logiczne wytłumaczenie - obawa przed ostracyzmem teściów, którzy nią poniewierali a na których utrzymanie była skazana. Jak można do babci swego dziecka, z którą mieszka się pod jednym dachem mówić per „Pani”? Gdzie by poszła, gdyby prawda o wypadku wyszła na jaw? Do rodzinnego domu z którego z trudem udało jej się wyprowadzić, aby w nim nie być podjęła przed maturą nawet próbę samobójczą? Czy spojrzałeś drogi czytelniku na sprawę z tej perspektywy? Bała się. Doszło do wypadku. Wiem, uważasz, że zasłużyła na karę śmierci. Jest zła, a ty dobry i sprawiedliwy. Zgadłem? Dostatecznie mocno jej nienawidzisz?

Obywatel ER

Krzysztof R. był detektywem. Był, nie jest. A szkoda, miał na swoim koncie kilka godnych odnotowania sukcesów. Szkoda, że roztrwonił swój potencjał na politykę i działania widowiskowe, ale naruszające przepisy prawa. W Antwerpii skazany został za pozbawienie Polaka wolności. Tamtejszy porządek prawny wyklucza istnienie paramilitarnych bojówek dokonujących we własnym imieniu uprowadzeń. Jedynie paszport dyplomatyczny uchronił przed podobnymi zarzutami w Szwecji i Czechach. W Polsce trafił na rok do aresztu w związku z zarzutem prania brudnych pieniędzy dla tzw. "Mafii Paliwowej" i poświadczenia nieprawdy, a następnie wysunięto zarzuty dot. uprowadzenia przypadkowego przechodnia w Bytomiu i prowadzenia działalności detektywistycznej bez licencji. Wielu pochwali - ma facet „jaja”. Nie przejmuje się byle czym. A szkoda.

Teściowie Katarzyny W. zgłosili się po pomoc do Krzysztofa R. Miał doświadczenie. Zwołał konferencje prasowe, zadbał by każdy Polak poznał twarz Katarzyny W. Oddzielił rodzinę kordonem ochroniarzy w kominiarkach. Jak ujawniła KGP, rodzina pisemnie zrezygnowała wtedy z policyjnego psychologa. Rozpoczęła się „gra operacyjna”. Teściowie przed obiektywami ukrytych kamer krzyczeli na synową, prowokowali ją „by pękła”. Oskarżali. Wszystko to uwieczniono dla potomności. Przeciek do mediów ujawnia, że wyrodna matka poszła na horror do kina. Później pojawili się fałszywi świadkowie. Mieli rozpoznać pusty przez całą drogę wózek i kładącą się na śniegu matkę. Dziewczyna pękła. Otwarła się. Zaczęła płakać. Opowiadać o nieszczęśliwym życiu. O tym, że doszło do nieszczęścia. Reszty już nie zdążyła. Krzysztof R. mówił, ona tylko przytakiwała. Jadą na miejsce ukrycia ciała małej Madzi. Towarzysz podróży dzwoni do dziennikarzy. Katarzyna W. wie już, że została po raz kolejny w życiu oszukana. Wie, że to nie dbałość o nią i
jej córkę, a marketing. Wskazuje złe miejsce. Choć w zawiniątku jest tylko stara kurtka, Krzysztof W. wyraźnie czuje „fetor ciała”. Przy minus 20 stopniach, w której to temperaturze nie mogły rozwinąć się procesy gnilne. Kolejna konferencja zaliczona do udanych. Media

Po raz kolejny życie oszukało Katarzynę W. Jej spowiedź, wypowiedziane w zaufaniu przez łzy słowa załamanej dziewczyny nie trafiły tylko do prokuratora, ale też do stacji telewizyjnych i tabloidu. Obejrzała je cała Polska. Zaszczuta dziewczyna stała się pośmiewiskiem przed całym krajem, wystawiono ją na lincz. Bez zarzutów prokuratorskich, bez wyroku sądu - media przedstawiły matkę jako zbrodniarkę, patologię społeczną. Nagle teściowie zaczęli opowiadać o tym, jak porzuciła dziecko. Koleżanki z oazy narzekały na jej złe zachowanie. Miała być zazdrosna o dziecko i marzyć o aborcji. Stąd już prosta droga do zarzutu morderstwa dokonanego przez wyrodną matkę... Widocznie była od dawna złym człowiekiem. Tak, popełniła zbrodnię - chciała sobie ułożyć życie z chłopakiem którego pokochała. Z matki polki przeistoczyła się w przedmiot powszechnej nienawiści i wielbicielkę horrorów. To nic, że kilka dni później wywiad z jej mężem ujawnił, że do kina na feralny film wyprawili ją... teściowie. Krzysztof R. mówił o
wykrytym przestępstwie, sugerował, że sprawa ma drugie dno. Czy chodziło o podejrzenie celowego morderstwa dziecka? Wiedział, że nagłośnienie sprawy skazuje matkę na przemoc w więzieniu. Wiedział też, a przynajmniej z racji zawodu powinien wiedzieć, że w takim stanie psychicznym sekowanie ze strony mediów i współosadzonych najpewniej pchnie ją do próby samobójczej. Prasa dalej publikowała fragmenty kompromitujących nagrań, serial zyskiwał na popularności. Reklama w prime-time. Dziewczyna do sądu nie pójdzie - za bardzo zaszczuta życiem. Więc można sobie pozwolić.

Zastanawia tylko zachowanie rodziny. Teściowie raz oskarżają, raz na chłodno bronią dziewczyny. Mąż bez przekonania zmienia krawaty, fryzury i swetry między konferencjami. Zawsze spokojny i opanowany. Z dzieckiem pożegnał się w kostnicy, mówił o pochłonięciu sprawami pogrzebu ale nikt nie pytał nawet o wydanie ciała, czy ceremonię. Mąż pytany o to, czy wierzy żonie odpowiada:

- Czy wierzę? Ciężko teraz jest powiedzieć, w co się wierzy. Żyliśmy przez tyle dni razem z rodziną w kłamstwie, i to takim bardzo perfidnym. Z tego, co wiem, dzisiaj sekcja zwłok, wykazuje, że był to wypadek.

Z tego co wiem? To to nie była najważniejsza sprawa jego dnia, która miała wyjaśniać, czy żona jest mordercą? Tak można odpowiedzieć na pytanie, czy film nowy trafił do kina. Ale widocznie były ważniejsze sprawy. Zarówno media, jak i Krzysztof R. przystąpili do krytyki policji. Na kolejnej konferencji oberwało się nawet premierowi Donaldowi Tuskowi i organizacji Euro 2012. Wszyscy byli niekompetentni. Wszyscy zawiedli, jedynie Krzysztof R. jest nadzieją na sprawiedliwość. Publikację filmów ośmieszających matkę skrytykowała jedynie dziennikarka Kolenda-Zaleska, za co została niemal jednogłośnie zmieszana z błotem przez internautów. Jako jedyna ocaliła honor zawodu. Niestety, została za to znienawidzona. Przecież wiadomo, że tłum pragnie krwawych kawałków, upokorzenia i bólu. To dostał. Bestia syta, bestia szczęśliwa. Bloczek reklamowy drogo sprzedany.

Redaktor naczelny patronackiego tabloidu w dynamicznej wymianie zdań ze mną przedstawił misję swej gazety jako obrońców ludu. Jako przykład przedstawił piętnowanie pedofilów. Czemu w dyskusji o sprawie Katarzyny W. poruszono ten temat? Brakło innych argumentów. Przecież wszyscy nienawidzą pedofilów, więc łatwo znów sterować emocjami w oderwaniu od faktów. A jakie one są?

Dziecko najpewniej zginęło w wyniku wypadku. Jeśli jednak przyczyny są inne, to dowodzą raczej niewinności dziewczyny i przyjęcia na siebie winy za inną osobę. Czy wypadek i działanie w traumie to powód by wyeliminować młodą, skrzywdzoną przez los dziewczynę ze społeczeństwa? Nawet wyrok uniewinniający, a jest na taki realna szansa, nie zmieni infamii. Skazana przez oszczercze domysły nie będzie już mieszkać w rodzinnej miejscowości, ani nawet w Polsce. Wystarczy poczytać wpisy pod artykułami: Potwór! Zbrodniarka! Morderczyni! Czy musiano skazywać ją na przemoc ze strony innych więźniarek? Straciła dziecko, całe życie cierpiała. Ale Krzysztof R. i "Super Express" są bez winy, więc i bez wahania pierwsi rzucają kamieniem.

Dobrze chociaż, że profesjonalista ostatecznie ustalił przebieg wydarzeń, bo policja by sobie nie poradziła. Ale czy na pewno? Okazuje się, że nie...

Fakty

1. Policja wiedziała lepiej od Krzysztofa R. że matka kłamie. Już pierwszego dnia, rutynowo, sprawdzono trasę przemieszczania jej komórki, co wykazało, że nie mogła iść drogą, którą wskazała. Dla dobra śledztwa zachowano ten fakt w tajemnicy. To było zagranie taktyczne - pozwolili kłamać, aby później nie mogła się już ze swych słów wycofać i powoływać np. na pomyłkę lub nieprecyzyjną treść zeznania. Dodatkowo, kompleks parkowy przy ul. Żeromskiego (nomen omen za komisariatem policji) to odludzie, gdzie o tej porze roku niemal nikt nie chodzi. Dlatego tam pozostawiono ciało dziecka. Nawet zakładając najprymitywniejszą kontrolę przekaźnikową lokacji komórki Katarzyny W., można ustalić, czy między zgonem a czasem zgłoszenia porwania znajdowała się w tym rejonie. A jeśli nie ona, to kto z jej bliskich.

2. Policjanci prawidłowo blefowali w komunikatach, że jako główny wątek rozpatrują porwanie dla okupu. Po kilku dniach od porwania było oczywiste, że nie z tym mamy do czynienia. Usypiali czujność. Okup zgłasza się w ciągu 1-2 dni, niemal nigdy dłużej. Rzadko też porywa się dla pieniędzy dzieci ubogiej bezrobotnej z biednego miasta. Profesjonalizm został odebrany przez ogół społeczeństwa – czyli niedoinformowanych laików - jako wyraz niekompetencji.

3. Krzysztof R. zarzucił policji niski poziom wyszkolenia, działanie bez dbałości o rodzinę. Ale czy przykładem empatycznego i zgodnego z warsztatem (słynących z dyskrecji) detektywów działania było zwoływanie konferencji prasowych, w celu promocji swojej osoby i napiętnowania rodziny? Jak twierdzi, od początku wiedział, że to matka odpowiadała za zaginiecie dziecka. Dlaczego więc doprowadził do nagłośnienia sprawy i wizerunków rodziny? Działanie takie ma sens, gdy porwania dokonał anonimowy sprawca niezrównoważony psychicznie lub zorganizowana grupa przestępcza. A przecież wiedział, jak sam twierdzi, że nie tak było. Skazał tym całą tą rodzinę na banicje. Zostaną do końca życia napiętnowani i nie zaznają w Sosnowcu nigdy spokoju.

4. Kolejnym zarzutem był brak działań bezpośrednich. Trudno było jednak policjantom prowadzić grę operacyjną i rozmowy z podejrzanymi, jeśli przy rodzinie non stop przebywało kilku uzbrojonych ludzi w kominiarkach. Nie sposób też był liczyć, by w takim kordonie matka udała się na miejsce ukrycia zwłok, co bardzo możliwe, że miałoby miejsce, gdyby dysponowała swobodą poruszania się. Wtedy obserwacja policyjna przyniosłaby efekty.

5. Gdyby dziecko żyło, a to standardowo zakładać należy w przypadku porwań, to dla dobra tego dziecka nie wolno było płoszyć podejrzewanej matki. Należy udawać pełną wiarę w jej słowa i obserwować: zarówno fizycznie, jak i prowadzić nasłuch komórki, czy poczty e-mail. Obserwacja jednego z porywaczy doprowadzić powinna do dziecka i umożliwić jego bezpieczne odzyskanie. Priorytetem nie jest jak najszybsze zatrzymanie kogokolwiek i ogłoszenie tego faktu na konferencji, ale odzyskanie całego i zdrowego uprowadzonego. Jeśli zaś zatrzymany zostaje jeden z porywaczy gwałtownie wzrasta ryzyko, że dla zatarcia śladów dziecko zostanie przez pozostałych zamordowane. Dlatego należy tropem zidentyfikowanego porywacza dotrzeć do reszty. Gdyby prowokacja Krzysztofa R. nie powiodła się, a matka miała związek z uprowadzeniem żywego dziecka, mogła o dekonspiracji zawiadomić wspólników. Krzysztof R. zaryzykował. Policja nie mogła. Kto wykazał się większym rozsądkiem i dbałością o dobro ofiary?

Drogi czytelniku, kiedy będziesz już za moje bluźnierstwa słał pod mym adresem pełne pogardy myśli zastanów się, czy nie lepiej po prostu sięgnąć po kamień? Show must go on, a bez nakręcania spirali nienawiści i groteski media oraz główny bohater III RP nie zdołają przekuć klęski młodej matki w finansowy sukces. Pomóż im, proszę. Ukamienuj mnie. I nie zwracaj zupełnie uwagi na to, że w swym świętym gniewie dałeś się zwyczajnie wmanewrować jak pożyteczni idioci w Lenina.

Internauta Kazimierz Turaliński

Masz pomysł na ciekawy artykuł? Chcesz opublikować własny felieton? ** Zamieścimy Twój tekst w naszym serwisie!

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6215)