Rutkowski: dołożyłem pieniądze do sprawy Olewnika
Nie tylko nie wziąłem od Olewników miliona złotych, ale jeszcze dołożyłem do ich sprawy - oświadczył Krzysztof Rutkowski i zapowiedział pozwanie Janusza Kaczmarka, który w TVN24 powiedział, że detektyw był jedną z osób, które żerowały na nieszczęściu Olewników.
Pojawiające się od środy w mediach informacje o tym, że za zajęcie się sprawą porwania Krzysztofa Olewnika miał zainkasować od rodziny porwanego ok. miliona złotych Rutkowski nazwał "kompletną bzdurą" i "absolutnym kłamstwem". Dodał, że takie nieprawdziwe informacje rozpuszczane są celowo, by zdyskredytować jego osobę "pod względem politycznym".
Są ludzie, którzy obawiają się, że wystartuję w wyborach uzupełniających na senatora na Podkarpaciu i podając takie informacje chcą zminimalizować moje szanse w tych wyborach - wyjaśnił Rutkowski.
Powiedział, że wynajęty przez niego adwokat już przygotowuje pozew o naruszenie jego dóbr osobistych przez Janusza Kaczmarka, b. prokuratora krajowego, który na antenie TVN24 wymienił Rutkowskiego jako jednego z tych, którzy żerowali na nieszczęściu Olewników. Owszem, są takie osoby, ale ja do nich nie należę - zaznaczył Rutkowski.
Informację o tym, że Rutkowski zainkasował od Olewników milion złotych podał w czwartek w radiowej "Trójce" także minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski, ale jego Rutkowski nie pozwie. Wsłuchałem się w jego wypowiedź i on powiedział, że tak mówiła mu rodzina (Olewników), a rodziny Olewników nie chcę ciągać - wyjaśnił.
Rutkowski zapewniał, że jego praca z Olewnikami była uczciwa.
Do mojego biura rodzina Olewników wpłaciła 20 tys zł. Po przyjęciu ich zlecenia oddelegowałem do Drobina pięciu ludzi, którzy siedzieli tam 24 godziny na dobę. Dodatkowe dwie osoby zajmowały się tą sprawą w Warszawie. Moi ludzie pracowali nad tym miesiąc i po tym czasie Olewnikowie wycofali zlecenie, bo woleli pójść układać się ze złodziejami i lokalnymi politykami SLD. Tym siedmiu osobom zapłaciłem więcej, niż te wpłacone na początku 20 tys. zł - zaznaczył Rutkowski.
Rutkowski podkreślił, że jego biuro detektywistyczne poważnie zajęło się sprawą porwania Olewnika. To moi ludzie ustalili nazwisko zamieszanego w sprawę Kościuka i przekazali je policji. Policja zatrzymała go, ale w prokuraturze pojawiła się siostra Kościuka, adwokatka, w towarzystwie znanego warszawskiego adwokata, którego nazwiska nie podam, i Kościuka zwolniono - mówił Rutkowski.
Zapewnił także, że w sprawie porwania Olewnika ściśle współpracował z policją i był nawet w tej sprawie kilka miesięcy temu przesłuchiwany przez policjantkę z olsztyńskiego CBŚ. Zaznaczył, że chciał być w tej sprawie ponownie przesłuchany, ale mimo jego prób do tego nie doszło.
Do porwania Krzysztofa Olewnika, syna przedsiębiorcy z Drobina pod Płockiem (Mazowieckie) doszło w nocy z 26 na 27 października 2001 roku. Sprawcy zażądali okupu. Kilkadziesiąt razy kontaktowali się z jego rodziną. W lipcu 2003 roku okup przekazano porywaczom, jednak uprowadzony nie został uwolniony. Jak się później okazało, miesiąc po odebraniu przez przestępców pieniędzy został zamordowany.
Proces w tej sprawie, której akta liczą 112 tomów, toczył się od października 2007 roku. 31 marca br. Sąd Okręgowy w Płocku skazał dwóch zabójców Olewnika - Sławomira Kościuka i Roberta Pazika na kary dożywotniego więzienia.
Na ławie oskarżonych znalazło się w sumie 11 osób, ośmioro skazano na kary od roku więzienia w zawieszeniu do 15 lat pozbawienia wolności; jednego z oskarżonych sąd uniewinnił. Kilka dni później - czwartego kwietnia - Kościuk popełnił samobójstwo. Powiesił się na prześcieradle w celi aresztu w Płocku. Śledztwo w tej sprawie wszczęła tamtejsza prokuratura rejonowa.
Także szef grupy przestępczej Wojciech F., któremu śledczy zamierzali przypisać tzw. sprawstwo kierownicze, popełnił samobójstwo w areszcie w czerwcu 2007 r.