PolskaRutkowski: akcja w szkole była prawidłowa i skuteczna

Rutkowski: akcja w szkole była prawidłowa i skuteczna

Krzysztof Rutkowski i jego klientka, która w
asyście pracowników biura detektywa wyprowadziła z lekcji w
szkole swojego 7-letniego syna, uważają, że nie było innej
możliwości odzyskania dziecka. Przypomnieli, że to matce, a nie
ojcu sąd wiele miesięcy temu ostatecznie przyznał prawo opieki nad
chłopcem.

08.11.2005 | aktual.: 08.11.2005 23:06

Rutkowski zapewnia, że jego ludzie nie byli uzbrojeni, a przy całym zdarzeniu jedynie asystowali, chroniąc matkę chłopca i umożliwiając jej zabranie dziecka, mimo sprzeciwu dyrektorki szkoły, nauczycielki i innej pracownicy.

O szczegółach kontrowersyjnej akcji Rutkowski i Ewa Buryn, która poprosiła go o pomoc, opowiedzieli podczas wtorkowej konferencji prasowej w Katowicach. Przysłuchiwał się jej także 7- letni Krzyś. Chłopczyk bawił się samochodzikiem, jadł słone paluszki i wydawał się znudzony. Krótko po całej akcji był z mamą kilka dni nad morzem. Będzie chodził do innej szkoły.

Ponad półtora tygodnia temu trzej pracownicy agencji Rutkowskiego przyszli z matką chłopca do Szkoły Podstawowej w Książenicach (Śląskie). Dziecko dotąd mieszkało z ojcem. Matka, wspomagana przez pracowników detektywa, wyprowadziła chłopca z lekcji. Doszło do szamotaniny. Pojawienie się ludzi w czarnych kamizelkach wywołało panikę w klasie, część dzieci i wychowawczyni zaczęli płakać. Krzyś schował się za wychowawczynią.

Rutkowski za taki przebieg zajścia obwinia dyrektorkę szkoły, która - według niego - wiedząc, że matka dysponuje prawomocnym wyrokiem sądu z klauzulą natychmiastowej wykonalności, powinna sama przyprowadzić dziecko, tym bardziej, że w wyroku sądu było zobowiązanie do pomocy w jego wykonaniu. Ponieważ tak się nie stało - według matki i detektywa - Ewa Buryn i jeden pracownik agencji po cywilnemu, ale z identyfikatorem, weszli do klasy po dziecko.

Dwaj inni pracownicy - według relacji detektywa - weszli tam dopiero potem, gdy pracownice szkoły chciały uniemożliwić matce zabranie chłopca. Znaleźli się w klasie po to - przekonywał detektyw - aby ochronić matkę, wyprowadzającą dziecko. Krzysia - jak powiedział - nawet nie dotknęli.

Pracownicy biura nie byli uzbrojeni, a czarne kamizelki z napisem "Rutkowski Patrol" mieli - według detektywa - wyłącznie dla identyfikacji, aby było jasne, że to nie porwanie, ale czynności wykonywane przez określoną firmę, poparte wyrokiem sądu. Detektyw uważa, że odebranie dziecka w szkole było jedyną możliwością. W przeszłości matka bezskutecznie, z pomocą policji, usiłowała zabrać dziecko z domu teściów.

Rutkowski przypomniał, że całe zajście zostało nagrane na wideo, które zostanie udostępnione prokuraturze, jeżeli tego zażąda. Rybnicka prokuratura sprawdza, czy pracownicy Rutkowskiego, wchodząc do szkoły i uczestnicząc w wyprowadzeniu chłopca, naruszyli przepisy art. 191 i 193 Kodeksu karnego. Pierwszy dotyczy zmuszenia kogoś przemocą do określonego działania, drugi tzw. naruszenia miru - w tym przypadku wdarcia się do szkoły i nieopuszczenia jej, mimo żądania jej dyrekcji.

Detektyw stanowczo zaprzecza, aby jego pracownicy mogli złamać prawo. Do szkoły zwyczajnie weszli, a chłopca zabrała matka, a nie pracownicy biura. Zaniepokojenie i płacz dzieci Rutkowski uznał za naturalną reakcję. Trudno jednak - według niego - przesądzać, że mogło to odbić się na ich zdrowiu. Podkreślił, że np. zaczekanie do przerwy w lekcjach mogłoby spowodować jeszcze większe zamieszanie.

Detektyw i matka chłopca przedstawili dziennikarzom całą historię sporu rodziców Krzysia o opiekę nad nim. Chłopczyk - według ich relacji - miał zostać 3 lata temu bezprawnie zabrany przez ojca podczas widzenia się z nim. Przez wiele miesięcy sprawy z tym związane toczyły się w sądach, w różnych instancjach. W sierpniu prawu matki do opieki nad dzieckiem nadano klauzulę natychmiastowej wykonalności.

Rozwiedzeni rodzice dziecka nadal toczą spór. W środę odbędzie się rozprawa o alimenty. Ojciec chłopca ma prawo do widzeń z nim, ale matka zamierza wnioskować, aby było to prawo bez zabierania chłopca. Boi się, że nie wróci on ze spotkania.

Z ojcem dziecka nie udało się skontaktować. Nieosiągalna była także dyrektorka szkoły, przebywająca - jak powiedziano - na konferencji nauczycieli.

W poniedziałek dyrektor Danuta Zieleźna powiedziała m.in., że zna sprawę sporu rodziców Krzysia od kilku miesięcy, uważała jednak, że w przekazaniu dziecka powinni uczestniczyć policja i kurator. O wejściu do szkoły ludzi Rutkowskiego dyrektorka zawiadomiła policję, podobnie jak oni sami przed podjęciem akcji. Policja jednak nie przyjechała. Również tę sprawę - ewentualnego niedopełnienia obowiązków - bada prokuratura.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)