PolskaRuszył proces w sprawie zabójstwa w wydawnictwie Magnum-X w Warszawie

Ruszył proces w sprawie zabójstwa w wydawnictwie Magnum-X w Warszawie

Ruszył proces w sprawie zabójstwa w wydawnictwie Magnum-X w 2012 r. Prezes wydawnictwa Cezary S. jest oskarżony o zdetonowanie granatu i zaatakowanie nożem wiceprezesa Krzysztofa Zalewskiego. Podejrzany nie przyznał się do zarzutów i złożył wyjaśnienia - jak podawała prokuratura - sprzeczne z zebranym materiałem. Twierdził, że Zalewski zaatakował go jako pierwszy, a on tylko się bronił. S. utrzymuje też, że to nie on przyniósł granat i go zdetonował, tylko członkowie zarządu. Zamówiona przez prokuraturę opinia pirotechniczna wskazuje jednak, iż granat odpalił oskarżony.

Ruszył proces w sprawie zabójstwa w wydawnictwie Magnum-X w Warszawie
Źródło zdjęć: © WP.PL | Marcin Gadomski

10.01.2014 15:51

Po odczytaniu aktu oskarżenia Cezary S. nie przyznał się do zarzutów. Twierdził, że to nie on zdetonował granat, a potem tylko się bronił przed atakiem nożem Zalewskiego.

Cezarego S., którego do sądu doprowadzono z aresztu, grozi dożywocie. Wersję S. kwestionuje prokuratura, przekonana o winie S.

Eksplozja i zabójstwo w wydawnictwie

Do zbrodni doszło 10 grudnia 2012 r. w biurowcu na warszawskim Grochowie, w siedzibie spółki Magnum-X, wydawcy czasopism poświęconych tematyce wojskowej. Od kilkunastu ran zadanych nożem zginął Zalewski, wiceprezes wydawnictwa i ekspert lotniczy. Według prokuratury ciosy zadał 48-letni prezes wydawnictwa Cezary S. Zanim zaatakował nożem Zalewskiego, zdetonował - jak ustalił biegły - granat. W wyniku eksplozji ucierpiały trzy osoby: sprawca, Zalewski oraz trzeci członek zarządu Andrzej U.

Zalewski w mediach prawicowych kwestionował oficjalne ustalenia ws. katastrofy smoleńskiej. Prokuratura ustaliła, że nie ma związku między jego śmiercią a tymi wypowiedziami. W 2011 r. Zalewski bez sukcesu startował do sejmu z listy PiS w Warszawie.

Zarzut zabójstwa i usiłowania zabójstwa

Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga postawiła S. zarzut zabójstwa Zalewskiego i usiłowania zabójstwa U. Wcześniej w stanie krytycznym S. trafił do szpitala; detonacja oderwała mu prawą dłoń i ciężko raniła w brzuch (zawleczka granatu wbiła mu się w ciało). Sąd zastosował wobec niego areszt na specjalnej sesji wyjazdowej w szpitalu. Po wysłuchaniu opinii lekarza sąd zdecydował, że S. może przebywać w więziennym szpitalu.

Z ustaleń śledztwa wynika, że w siedzibie wydawnictwa odbywało się spotkanie zarządu, podczas którego doszło do nieporozumienia m.in. na tle rozliczeń finansowych. Zdaniem prokuratury to właśnie stanowiło tło zabójstwa. Biegli uznali, że S. w chwili ataku nożem - ale nie przy wcześniejszej detonacji - miał ograniczoną poczytalność.

Cezary S. nie przyznał się do zarzutów

W śledztwie podejrzany nie przyznał się do zarzutów i złożył wyjaśnienia - jak podawała prokuratura - sprzeczne z zebranym materiałem. Twierdził, że Zalewski zaatakował go jako pierwszy, a on tylko się bronił. S. utrzymuje też, że to nie on przyniósł granat i go zdetonował, tylko członkowie zarządu. Zamówiona przez prokuraturę opinia pirotechniczna wskazuje jednak, iż granat odpalił oskarżony.

Obrońca S. mec. Grzegorz Majewski uchylił się od odpowiedzi na pytanie, czy kwestionuje opinie biegłych.

Także w sądzie S. nie przyznał się do zarzutów. - Jestem ofiarą wybuchu, a nie jego sprawcą - oświadczył. - Nigdy nie miałem zamiaru zabójstwa - podkreślił. Dodał, że nigdy by sobie na to nie pozwolił - jako ojciec czwórki dzieci oraz wnuk i syn lekarzy. Zarzucił prokuraturze stronniczość.

Cezary S.: nic nie pamiętam

Oskarżony dodał, że nie pamięta wydarzeń z tragicznego dnia, m.in. dlatego, że był wtedy pod wpływem silnych leków. Nie zaprzeczył, że uderzał Zalewskiego nożem w "nieświadomej reakcji na bezpośredni atak". Wyraził żal, że skutkiem tego była śmierć jego wspólnika i ojca chrzestnego jego syna; poprosił o przebaczenie członków rodziny zabitego.

S. odmówił odpowiedzi na pytania. W odczytanych przez sąd wyjaśnieniach ze śledztwa, a składanych w szpitalu, mówił, że zarzut jest nieprawdziwy. Twierdził, że to Zalewski przyniósł granat i pchnął go nożem do otwierania korespondencji. - Działając w afekcie, oddałem mu innym nożem; nie pamiętam ile razy - mówił S. Podkreślał, że to on sam odniósł najcięższe rany.

W śledztwie S. twierdził też, że w czasie feralnego spotkania nie było żadnych zarzutów wobec niego ze strony wspólników, "od razu nastąpił wybuch". Według S. wcześniej Zalewski skarżył mu się słowami: "Choć mamy takie same brzuchy, to mam najmniejsze udziały". S. mówił też, że w rocznicę katastrofy smoleńskiej Zalewski kupił na bazarze szablę japońską i granat, by - jak miał mówić S. - sprawdzić czy można go wnieść na pokład samolotu. "Powiedziałem mu: gratuluję. Dodałem, że grozi za to do 10 lat więzienia" - oświadczył S. Podkreślił, że on sam nigdy nie miał granatu.

Prok. Bartłomiej Szyprowski powiedział dziennikarzom, że zebrany materiał dowodowy wyklucza, by S. działał w ramach obrony.

Jako oskarżyciel posiłkowy występują wdowa po Zalewskim i Andrzej U. (nie stawił się). Wdowa zeznała, że przed śmiercią mąż dowiedział się od U., iż S. oszukuje wspólników i wyprowadza pieniądze z firmy. Miał bowiem utworzyć trzy spółki pośredniczące w drukowaniu magazynów przez Magnum X.; na czele jednej z nich miała stanąć konkubina S. i inni obywatele Ukrainy i Rosji. Dodała, że mąż nie miał żadnej broni. Nic też nie wiedziała, aby chciał on wnieść granat do samolotu.

Sprawę odroczono do 11 marca. Proces może nie trwać długo - na razie wyznaczono terminy do połowy kwietnia. Prokuratura wniosła o przesłuchanie kilkunastu świadków. W pięcioosobowym składzie sędziowskim zasiada m.in. sędzia Barbara Piwnik, b. minister sprawiedliwości

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)