Rusofobia jak antysemityzm
Polscy rusofobi nienawidzą Rosjan jak naziści Żydów, a Ku-Klux-Klan Murzynów – taki obraz wyłania się, gdy zbierzemy w jedno materiały BBC, „New York Timesa”, Russia Today, „Gazety Wyborczej”, „Polityki” i „Krytyki Politycznej”. W mediach trwa potężna operacja mająca skojarzyć polskich przeciwników Putina nie z oporem wobec imperialnych ambicji Kremla czy obroną praw człowieka, lecz z rasizmem i ksenofobią.
14.08.2012 | aktual.: 14.08.2012 10:42
Uważasz, że Putin to ludobójca, w Smoleńsku był zamach, a ostatnie stulecia naszej historii to walka kochających wolność Polaków z krwawym zamordyzmem Moskwy w carskim, sowieckim i kagiebowskim wydaniu? Twoje poglądy to rusofobia, składnik polskiego szowinizmu, nie mniej godny potępienia jak antysemityzm i rasizm.
Nie pomogą tłumaczenia, że chodzi ci o to, iż Putin zamordował na Kaukazie ćwierć miliona ludzi. Że zabija opozycjonistów i dziennikarzy. Że śledztwo smoleńskie uwłacza cywilizowanym standardom. Że Rosja nadal nie uznaje Katynia za zbrodnię ludobójstwa. Że w swej oficjalnej doktrynie przewiduje odbudowę imperium, kosztem prawa do samostanowienia innych narodów. Że polskie wsparcie dla niepodległości i zbliżenia z Europą Ukrainy, Gruzji czy Czeczenii to dla ciebie kontynuacja pięknej tradycji walki o wolność naszą i waszą. Że w Rosji 70 proc. kluczowych stanowisk zajmują ludzie zbrodniczej KGB. Że czytałeś i cenisz książki Anny Politkowskiej czy Władimira Bukowskiego w przeciwieństwie do tych, którzy cię o rusofobię oskarżają.
Film BBC, pokazujący przy okazji Euro 2012 Polaków jako rasistów, utrzymany w podobnym duchu artykuł w „New York Timesie” połączone z kłamstwami Russia Today o rzekomo zabitym rosyjskim kibicu mają o wiele większą siłę rażenia od twoich argumentów. Przypomnijmy, że ta ostatnia rosyjska telewizja dociera do 150 mln odbiorców na świecie, nadając po angielsku, hiszpańsku i arabsku.
Halucynacje Olbrychskiego
Koniec Euro 2012 bynajmniej nie zakończył operacji propagandowej Kremla. W Polsce chętnie podjęły ją prorządowe media jako sposób atakowania opozycji.
Dr hab. Rafał Pankowski, koordynator Centrum Monitorowania Rasizmu w Europie Wschodniej, zastępca redaktora naczelnego czasopisma „Nigdy Więcej”, wprost stwierdził, że to, co prawica mówi o Rosji, ma charakter ksenofobiczny. „Wrogość wobec Rosji i wszystkiego, co rosyjskie, była wyraźnie podsycana przez radykalną prawicę, która właśnie w tę stronę kierowała ksenofobię pseudokibiców” – mówił w wywiadzie dla „Krytyki Politycznej”.
Medialny ekspert od rasizmu dr Michał Bilewicz wielokrotnie zestawiał w mediach antysemityzm z rusofobią. W „GW” wezwał wręcz do zawiadamiania o rusofobach organów ścigania: „Nikt z nas, zawstydzonych Polaków, nie zwrócił uwagi tym od »ruskiej k... y«. Byliśmy wobec nich bezradni. Spodziewamy się, że sądy wszystko za nas załatwią – a tak raczej się nie stanie. Trzeba zacząć od większej aktywności samego społeczeństwa, a z tą jest u nas krucho”.
Do surowszego traktowania takich osób wezwał na tych samych łamach Michał Gostkiewicz: „Długo zapamiętamy medialne obrazki pijanych grup Polaków biegających Nowym Światem i skandujących przyśpiewkę »Ruska k...«. I żaden z nich nie został ukarany”.
Dodajmy, że nikt nie wpadł na pomysł, by np. po bójce Chorwatów z Irlandczykami stawiać komukolwiek zarzut nienawiści na tle etnicznym. Nikt też nie reagował w podobny sposób na wrogie sobie wzajemnie przyśpiewki kibiców innych drużyn.
Kuriozalny list opublikował w miniony piątek prorosyjski aktor Daniel Olbrychski, który zarzucił rusofobię kibicom siatkówki. Dostało im się za… gwizdy w czasie siatkarskiego meczu Polska–Rosja na olimpiadzie. „Na naszych kiboli ani w Londynie, ani na polskich stadionach i cmentarzach nie ma na razie rady. I z tym naprawdę trzeba coś zrobić” – napisał. Prostować musieli go dziennikarze „GW”, którzy byli na meczu i widzieli, że żadnych antyrosyjskich wystąpień nie było.
Piotr Kładoczny z Fundacji Helsińskiej: to przypomina paragraf stalinowski
Czy gdyby dziś ktoś zaczął rozklejać w Warszawie plakaty podobne do tych z 1920 r., z moskiewskim czerwonym trójgłowym smokiem, nie zajęłaby się nim czasem prokuratura? Czy nie zostałyby one zakwalifikowane jako „mowa nienawiści”? Nie wydaje się to dziś tak nieprawdopodobne jak parę lat temu.
Kampania medialna przełożyła się na postępowanie prokuratury i sądów. Za rusofobię z paragrafu „antyrasistowskiego” trafił do aresztu na dwa miesiące 49-letni Wojciech Braun, wytypowany przez policję na organizatora kontrmanifestacji podczas marszu rosyjskich kibiców w czasie Euro 2012. Prokuratura przedstawiła mu zarzut z art. 119 kodeksu karnego. Stwierdza on: „Kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.
– To kuriozalny zarzut – mówi obrońca Brauna, adwokat Krzysztof Wąsowski. – Jest oczywiste, że mój klient nie protestował przeciwko Rosjanom z powodu ich przynależności narodowej. Protestował przeciwko marszowi, który uważał, podobnie jak wiele osób w Polsce, za antypolską prowokację. Jego stosunek do Polaków z Ruchu Palikota biorących w niej udział był identyczny jak do Rosjan.
– Mam uraz co do używania art. 119 jako autor pracy na temat czasów stalinowskich – mówi dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. – Wtedy stosowano dożywocie albo karę śmierci, jeśli zamiar przestępcy był kontrrewolucyjny. Wówczas było o tyle łatwiej, że przyznanie się do kontrrewolucyjnych zamiarów można było wymusić torturami. Prokuraturze bardzo trudno będzie wykazać, jakie pobudki przyświecały kibicom – stwierdza.
Dzięki użyciu tego paragrafu Braun został decyzją sędziego Rafała Stępaka aresztowany na dwa miesiące. Ten sam zarzut otrzymał 50-letni Wojciech Wiśniewski. Nie uczestniczył on w ogóle w kontrdemonstracji. Jego rola polegać miała na pomocnictwie – udzielaniu Braunowi rusofobicznych rad przez telefon. Prokurator Maciej Górski zastosował wobec niego dozór policyjny.
Jak Rosja zniszczyła wizerunek Czeczenów
Podobnych operacji medialnych, typowych dla polityki Kremla, nie należy lekceważyć, czego uczy nas przykład czeczeński. Gdy w pierwszej połowie lat 90. Czeczeni zaczynali swoją walkę o niepodległość, świat podziwiał odważny, mały naród. Wtedy rosyjska propaganda rozpoczęła kampanię przedstawiającą Czeczenów jako islamskich terrorystów. Nikt wówczas w to nie wierzył.
W cieniu trwających w Czeczenii walk partyzanckich pojawili się jednak wyznawcy radykalnego nurtu islamu rodem z Arabii Saudyjskiej – wahabici. Wśród walczących Czeczenów cieszyli się jak najgorszą opinią. Siedzieli w górach, unikali walk z Rosjanami i skupiali się głównie na agitacji na rzecz wojującego islamu.
W czasach czeczeńskiej niepodległości (1996–1999) wahabici szkoleni byli w bazach na terenie Rosji. Dwie spośród nich powstają w sąsiadującym z Czeczenią Dagestanie – w miejscowościach Karamchy i Czebermachy. Władze Dagestanu słały do Moskwy protesty, domagając się likwidacji baz. Ówczesny rosyjski premier Siergiej Stiepaszyn odpowiedział, że jako demokrata nie może zakazać działania „stowarzyszeniom religijnym”.
Inne bazy działały w podmoskiewskich miejscowościach. Odbywały się w nich półroczne kursy szkoleniowe dla wahabitów. Kierował nimi Adam Denijew, Czeczen, pułkownik rosyjskiej służby bezpieczeństwa. Przeszkoleni kursanci przewozili do Czeczenii drukowaną na najlepszym papierze wahabicką literaturę.
Wysadzenie w powietrze rosyjskich bloków, według Aleksandra Litwinienki dokonane przez rosyjskie służby, rozpoczęło w 1999 r. masakrę Czeczenii. Z czasem terrorystyczna ideologia wahabitów zaczęła padać na podatny grunt – członkowie rodzin zamordowanych skłonni byli do takich działań.
Po zamachu na World Trade Center światu wygodnie było udawać, że wierzy w rosyjskie opowieści o walce z terroryzmem. I nikt nie przeszkodził Putinowi w zamordowaniu Czeczenii.
(...)
Pełna wersja artykułu w najbliższym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.
Piotr Lisiewicz