Rura niezgody

4 miliardy dolarów – tyle mniej więcej warte jest dla Rosjan ominięcie Polski przy budowie gazociągu zaopatrującego Niemcy w rosyjski gaz. Byłoby łatwiej, taniej i bezpieczniej kłaść rurę na lądzie. Nie o ekonomię tutaj jednak chodzi, tylko o politykę.

Rura niezgody
Źródło zdjęć: © GN

11.06.2007 14:49

Rosja nigdy nie ukrywała, że gaz i ropa są doskonałymi środkami nacisku na niepokorne państwa. – Od 1991 roku aż 60 razy zakręcała kurek z ropą czy gazem – mówi Robert L. Larsson, analityk bezpieczeństwa pracujący dla Szwedzkiej Agencji Badań Obronnych. Najbardziej pokrzywdzonym państwem jest Litwa. Ponad jedna trzecia wszystkich niezapowiedzianych przerw w dostawach surowców energetycznych dotyczyła właśnie tego kraju. Inne państwa to Gruzja, Mołdawia, Ukraina i Białoruś. Ostatnio zamknięto ropociąg na Zachód. W Niemczech i innych krajach europejskich politycy przecierali oczy ze zdumienia, bo nie wierzyli, że można odmówić dostarczenia ropy czy gazu zimą. W sprawę zaangażowała się Unia Europejska, a Rosjanie „szybko naprawili uszkodzenia”.

Bat na niepokornych

Ropa czy gaz są dosyć specyficznymi surowcami. Nie można ich zawsze, od wszystkich i w dowolnych ilościach kupić. Potrzebna jest droga infrastruktura do przesyłania, albo płynące tygodniami olbrzymie tankowce. Strategie tzw. dywersyfikacji, to znaczy różnicowania źródeł, trzeba budować latami. Tymczasem w Polsce wiele o problemie się mówi, ale niewiele robi. Na razie swego rodzaju zabezpieczeniem dostaw jest bycie krajem tranzytowym. Jesteśmy bezpieczni przy okazji. Rosja nie zakręci przecież kurka całej Europie Zachodniej, bo ta ma dużo większe możliwości zmiany dostawcy. Gdyby Europa zrezygnowała z kupowania surowców energetycznych od Rosji, ta zostałaby bez pieniędzy. A to właśnie szybujące w górę ceny ropy są dzisiaj siłą napędową rosyjskiej gospodarki.

Co innego kraje nadbałtyckie albo ogólnie te, które jeszcze kilka lat temu były w radzieckiej strefie wpływów. Dla nich możliwości kupowania ropy czy gazu w dużych ilościach poza Rosją są poważnie ograniczone. W efekcie zakręcanie kurka może robić wrażenie. I robi. Ostatnim pomysłem na podporządkowanie sobie krajów bałtyckich i Polski jest budowa na dnie Bałtyku gazociągu z Rosji bezpośrednio do Niemiec. Jeżeli inwestycja dojdzie do skutku, nasze względne bezpieczeństwo tranzytowe stanie pod znakiem dużego znaku zapytania. Dla Polski byłaby to bardzo niebezpieczna sytuacja, dlatego próżno dziś szukać partii, która popierałaby budowę gazociągu. Realizacja tej inwestycji oznaczałaby dla nas także konkretne straty finansowe. Od gazu czy ropy, które rurociągami przesyłane są na Zachód, pobierana jest opłata tranzytowa. Rosja uważa, że to właśnie brak opłat tranzytowych czyni drogą inwestycję na dnie Bałtyku opłacalną, ale fachowcy nie zgadzają się z tym argumentem. Zaznaczają bowiem, że koszty konserwacji,
ochrony i eksploatacji są niewspółmiernie wyższe dla rury znajdującej się głęboko pod wodą niż dla rurociągu naziemnego. W efekcie więcej trzeba będzie wydać na eksploatację, niż zyska się z niepłacenia kwot tranzytowych.

Rosjanie mówiąc o konsorcjum budującym Gazociąg Północny, używają przymiotnika „międzynarodowe”. Angielska nazwa konsorcjum – Nord Stream, kraj oficjalnej rejestracji – Szwajcaria czy osoba byłego kanclerza Niemiec Schroedera, na stanowisku szefa rady nadzorczej – wszystko ma sprawiać wrażenie, że to inicjatywa większej liczby państw. Tymczasem to tylko pozory. Ponad połowę udziałów w Nord Stream posiada rosyjska firma naftowa Gazprom. Jej związek z Kremlem jest tak ścisły, że nie będzie przesadą nazywanie jej kremlowską firmą naftową. Resztę udziałów (po 24,5 proc) mają niemiecki BASF i E-ON. O tym, że kiedyś powstanie rurociąg na dnie Bałtyku, mówiono od bardzo dawna, ale projekt nabrał błyskawicznego rozpędu dopiero pod sam koniec kadencji kanclerskiej Gerharda Schroedera. Rząd RFN musiał wydać zgodę na inwestycję, i wydał… dwa tygodnie przed wyborami, które dotychczasowy kanclerz przegrał. Kilka tygodni później został szefem rady nadzorczej. Niesmak po przyjęciu tej funkcji był ogromny nawet w jego
własnej partii. Nietrudno było zgadnąć, że nowa kanclerz Niemiec, Angela Merkel, poprze projekt. Dla naszych zachodnich sąsiadów budowa gazociągu to świetny interes.

Ekologia pomoże

Nad Bałtykiem leży 9 państw. Z tej grupy jednoznacznie za inwestycją opowiadają się jedynie Niemcy i Rosja. Przeciwko są Litwa, Łotwa, Estonia i Polska. Finlandia, Szwecja i Dania nie wypowiedziały się jeszcze jednoznacznie, ale ich nastawienie do inwestycji na dnie Bałtyku nie jest entuzjastyczne. Kraje skandynawskie na kwestię budowy gazociągu spoglądają z zupełnie innej perspektywy. One nie są tak silnie uzależnione energetycznie od Rosji, a poza tym realizacja inwestycji lub jej zawieszenie niczego dla nich nie zmieni. To, co może się dla tych krajów okazać argumentem przesądzającym, to ekologia.

Bałtyk jest morzem bardzo specyficznym. Małym, zamkniętym, stosunkowo płytkim i bardzo zatłoczonym. W efekcie realizacja tak potężnej inwestycji jak budowa dwóch nitek gazociągu może poważnie zaszkodzić jego ekosystemowi. Ten sam ekosystem może zostać całkowicie zgładzony, gdyby w czasie eksploatacji gazociągu doszło do poważnego wycieku. Na dnie Bałtyku zostało zatopionych prawie 90 tysięcy ton niemieckiej broni chemicznej z czasów II wojny światowej. To bomby chemiczne, pociski artyleryjskie naładowane bronią chemiczną czy pojemniki z iperytem. W końcu beczki wypełnione kwasem pruskim (cyklon B) i związkami arsenu czy chloru. Samych bomb lotniczych na dnie Bałtyku jest ok. 6 tysięcy.

Wiadomo, że większość toksycznego ładunku znajduje się na wschód od duńskiej wyspy Bornholm, w tzw. Głębi Bornholmskiej. Gazociąg ma przechodzić przez sam środek tego obszaru.

Rosjanie sprawę bagatelizują. Uczony z Instytutu Oceanografii z Kaliningradu, dr Wadim Paka, przekonuje, że prace na dnie Bałtyku są wręcz wskazane, bo pozwolą oczyścić teren z pozostałości starej broni. Ten argument ma sens, zakładając, że trujące chemikalia dalej znajdują się w beczkach czy obudowach bomb. Niestety, tak nie jest. Przez ponad 60 lat metalowe elementy uzbrojenia kompletnie przerdzewiały. Zdarza się, że pojemniki czy pociski, w których zamknięto toksyczne chemikalia, są dziurawe jak sito. Wystarczy nieostrożny ruch, nie mówiąc o próbie usunięcia, by doszło do wycieku niebezpiecznych substancji. Nie można zapominać też o tym, że rurociąg układany jest z operującego na powierzchni wody, wyspecjalizowanego statku. Na dnie w wielu miejscach nurkowie nie mogą pracować, bo nie pozwala na to duża głębokość. Skąd będzie zatem wiadomo, czy dwie rury, mające 122 cm średnicy każda, nie opadną na cmentarzysko toksycznych bomb?

Za, a nawet przeciw

Toksyczne bomby to niejedyny problem ekologiczny. Wpływające do wód Bałtyku nawozy sztuczne (zlewnia Bałtyku jest 4 razy większa niż jego powierzchnia), poprzemysłowe ścieki czy zanieczyszczenia związane z olbrzymim ruchem statków (codziennie pływa ich ok. 2 tysięcy) osiadają blisko dna. Naukowcy zauważyli, że strefa przy dnie jest praktycznie martwa. Jakiekolwiek ruchy tam mogą spowodować, że trujące substancje wzbiją się wyżej i zatrują te obszary akwenu, w których życie jeszcze istnieje. A obszar, o którym mowa, jest naprawdę ogromny. Gazociąg ma mierzyć aż 1200 km. Na takiej długości trzeba przeczesać, oczyścić i wyrównać pas o szerokości do 2 km. – Bałtyk jest dla tego typu inwestycji bardzo nieprzyjazny – twierdzi Jochen Lamp z WWF (Światowy Fundusz na rzecz Przyrody) Baltic Ecoregion Programme. – Wybrzeże Szwecji czy Finlandii jest silnie pofałdowane i będzie wymagało wyrównania – dodał.

W skrócie mówiąc, pagórki trzeba przekopać, a podmorskie doliny zasypać. To na pewno zmieni środowisko. – My nie jesteśmy przeciwni budowie rurociągów podwodnych, ale temu konkretnemu będziemy się sprzeciwiali. Tym bardziej że Rosjanie nie przedstawili dotychczas żadnych ekspertyz ekologicznych – informuje Jochen Lamp. Ekspertyzy, o których mówi, mają zostać przedstawione pod koniec sierpnia tego roku. – To jest niepoważne. W tak krótkim czasie nie można niczego zbadać. Prawdę powiedziawszy, gdyby inwestor podchodził poważnie do problemu, w tym czasie nie zdążyłby zrobić nawet listy niezbędnych badań i analiz – ocenia Lamp.

Inni ekolodzy uważają, że badania powinny objąć przynajmniej jeden pełny okres wegetacyjny, a więc pełny rok. Na to dzisiaj nie ma szans.

Gazociąg Północny przechodzi przez wody terytorialne Rosji i Niemiec. Narusza także strefę ekonomiczną takich państw jak Finlandia, Szwecja i Dania. Te trzy państwa mogą zawetować bałtycką inwestycję. Pozostałe kraje leżące nad Bałtykiem, w tym Polska, mogą jedynie wyrazić swoje zdanie. Niestety, nie ma ono mocy prawnej. Nie do końca sprecyzowane stanowisko państw skandynawskich należy rozumieć jako oczekiwanie na ruch ze strony inwestora. Jeżeli tylko uchybi on obowiązującym procedurom ekologicznym, nie ma żadnej wątpliwości, że wstrzymają budowę Gazociągu Północnego.

Sytuacja Polski nie jest w tym sporze jednoznaczna. Rosja uważa, że rurociąg nie narusza ani wód terytorialnych, ani strefy ekonomicznej Polski. Co do tego ostatniego są jednak wątpliwości. Wody terytorialne, na których obowiązuje prawodawstwo kraju, do którego należą, wchodzą około 20 km (12 mil morskich) w głąb akwenu. Dalej jest obszar zwany strefą ekonomiczną, a dopiero później tzw. wody otwarte. – Polska ma podpisane umowy o rozgraniczeniu obszaru morskiego z Rosją, Niemcami i Szwecją, ale nie ma podpisanej umowy z Danią. Pomiędzy wyspą Bornholm i polskim wybrzeżem jest zatem obszar o nieuregulowanym statusie prawnym – mówi prof. dr hab. Janina Ciechanowicz-McLean, prawnik z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. – To nie fair, że Rosjanie wysłali informacje o budowie gazociągu tylko do strony duńskiej, wiedząc doskonale, że aż 111 km gazociągu przechodzi przez obszar wspólny Danii i Polski – dodaje Ciechanowicz-McLean.

Choć sfinalizowanie rozmów pomiędzy Danią i Polską nie będzie proste, szybkie uregulowanie tego problemu może się okazać kluczem do zablokowania inwestycji konsorcjum Nord Stream.

Tomasz Rożek, doktor fizyki, dziennikarz naukowy, stały współpracownik Radia eM

Gigantyczna inwestycja

Długość rurociągu – 1200 km
Średnica rurociągu – 122 cm każda z dwóch nitek
Łączna przepustowość całego gazociągu – 55 mld m3 gazu ziemnego rocznie.
Całkowita wartość inwestycji – około 5,5 mld dolarów
Podpisanie porozumień końcowych w sprawie budowy Gazociągu – Moskwa, 29.08.2006
Rozpoczęcie prac lądowych (od strony Rosji) – 9.12.2005
Zakończenie budowy pierwszej nitki gazociągu – rok 2010
Zakończenie budowy drugiej nitki gazociągu – około roku 2015

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)