Ruchomy brzeg
Skarpę wysoką na około dziesięć i długą na siedemdziesiąt metrów usypał mieszkaniec Złotorii na brzegu Drwęcy. W ciągu ostatnich trzech lat zmienił wyraźnie bieg rzeki. Choć nurt zabiera sąsiadom ziemię, a skarpa usypana jest z podejrzanych odpadów, mężczyzna niczym się nie przejmuje. Jego syn w okolicy chwali się, że ojciec dał łapówkę "komu trzeba" i... nadal zwozi odpady, żeby wsypywać je do rzeki.
04.12.2003 08:26
- Parę razy próbowałem z nim rozmawiać, ale nie przyniosło to najmniejszego skutku - stwierdza Marek Wilmanowicz, mieszkaniec Złotorii, właściciel pola położonego naprzeciwko sztucznej skarpy. - Tłumaczyłem mu, że przez niego woda wchodzi na moją ziemię. Tam, gdzie jeszcze rok temu rosły wierzby, dziś rwie ostry nurt. Rocznie linia brzegowa przesuwa się w głąb mojej ziemi o około trzy metry.
Kilkanaście wywrotek dziennie
Sztuczna skarpa usypana została w Złotorii przy drodze prowadzącej do Lubicza. Jeszcze trzy lata temu Drwęca przepływała o około pięćdziesiąt metrów bliżej szosy, niż obecnie.
- Tadeusz Żulewski jest na tyle bezczelny, że wycina moje drzewa, żeby ułatwić rzece zerwanie brzegu z mojej strony - dodaje Marek Wilmanowicz. - Nie przejmował się niczym. Dziennie zwoził tutaj nawet kilkanaście wywrotek. Co wysypywał, wie chyba tylko on sam. Nie rozumiem tylko, po co robił to po zmroku. Czyżby miał coś do ukrycia?
Okazuje się, że sprawa sztucznej skarpy w Złotorii jest doskonale znana w toruńskim Inspektoracie Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku. Jego pracownicy od wielu miesięcy przyglądają się poczynaniom mieszkańca Złotorii. Nie są jednak w stanie przekonać go, aby zaprzestał procederu.
- To, co ten pan robi, jest całkowicie nielegalne - stwierdza Jarosław Wachowski, kierownik Nadzoru Wodnego Toruń-Nieszawa w toruńskim inspektoracie Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku. - Wiele razy upominaliśmy go, a on obiecywał nam, że gruz przestanie zsypywać do rzeki. Aby rzeka przestała zmieniać swój bieg, postanowiliśmy na jej prawym brzegu zbudować na wiosnę konstrukcję faszynowo-kamienną. Powinna ona wzmocnić brzeg i powstrzymać wodę przed dalszym wybieraniem gruntu z brzegu.
Parę stów
W skuteczność sztucznej konstrukcji na brzegu Drwęcy nie wierzy Marek Wilmanowicz. Obawia się, że sąsiad także ją zniszczy przy pomocy ciężkiego sprzętu, który stoi na jego podwórku.
- Wilmanowicz stracił kawałek pola, ale to, co dostało się rzeki, to zupełnie inna sprawa - twierdzą okoliczni mieszkańcy Złotorii, którzy nie chcą ujawniać swoich nazwisk w obawie przed zemstą sąsiada. - Może są tam jakieś materiały toksyczne? Czy ktoś to sprawdził? Myśmy tutaj żadnej komisji nie widzieli. Ponoć raz tylko przyjechała tu jakaś kobieta w tej sprawie. Ale później syn Żulewskiego chwalił się, że ojca załatwienie tej sprawy kosztowało parę stów...
Sam Tadeusz Żulewski zaprzecza, aby komukolwiek dawał łapówkę. Twierdzi, że odpady na brzegu rzeki wysypuje dlatego, że Drwęca "prawie do połowy" podmyła jego dom i "jakoś musiał się ratować".
Nie zostanie żaden ślad?
- Ja zmieniłem bieg rzeki? A gdzie tam! - zapewnia Tadeusz Żulewski. - Poza tym nic groźnego nie wysypuję. Takie tam betonowe kręgi i gruz. Poza tym ostatnio dostałem takie pisemko z ochrony środowiska, co mi wolny wysypywać, a co nie. Zresztą, niedługo i tak przysypię to ziemią i nie będzie ani śladu.
Tym, co robi Tadeusz Żulewski z Drwęcą nie interesował się Urząd Gminy w Lubiczu. Jak dowiedzieliśmy się od Danuty Suchorzyńskiej, zajmującej się w gminie sprawami wodnymi, wszelkie skargi na działalność mieszkańca Złotorii automatycznie odsyłała do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej. - Nie jestem w stanie od ręki stwierdzić, czy w ostatnich latach badaliśmy to miejsce - mówi Jolanta Zimny-Kozłowska, kierownik toruńskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Bydgoszczy. - Ale mogę zapewnić, że na pewno tą sprawą się zajmiemy.
Czy jednak uda się powstrzymać usypywanie sztucznej skarpy? Sąsiedzi w to nie wierzą.
Radosław Rzeszotek