RU 486, czyli łyżka dziegciu w beczce miodu
Ostatnie dni obfitowały w wydarzenia, które zapadają w pamięć. Oto wzmocniony premier, celebrując słowa grzmiał w upalnym słońcu Salonik, dzielny kapitan portu we Władysławowie powstrzymał inwazję śmiercionośnej RU 486, zaś krajanie z nieznanej Łęcznej świętowali sukces pierwszoligowego awansu miejscowego Górnika. Wszystko to działo się w kolejny długi weekend, aż strach pomyśleć co przyniosą dni powszednie.
Szare chmury obrazujące stan naszych stosunków z zachodnim sąsiadem nabierają koloru, z którego bliżej do burzy niż do tęczy. Dwukrotnie liczniejsze Niemcy wpłacają najwięcej do europejskiego budżetu, a co za tym idzie żądają większych praw dla... większych, czyli dla siebie. Na przeciwnym biegunie znajduje się - za sprawą amerykańskiej interwencji w Iraku - wzmocniona Rzeczpospolita, która dąży do utrzymania obecnego status quo w kwestii ilości głosów przysługujących przy podejmowaniu decyzji przez Radę Ministrów Unii. Takie stanowiska nie budzą zdziwienia - więcej głosów to większa władza.
Jeżeli jednak obecne brzmienie unijnej konstytucji zostanie utrzymane i ilość głosów w nowej, zmodyfikowanej Radzie Unii będzie zależała od liczby mieszkańców, to dzięki obywatelskiej (godnej służbowej pochwały) postawie mamy szansę dogonić naszych sąsiadów w przeciągu pokolenia. A to wszystko za sprawą skrupulatnego kapitana portu we Władysławowie, który przepisy zna i dzięki administracyjnym wybiegom zażegnał niebezpieczeństwo inwazji niewielkiej, lecz dobrze zorganizowanej załogi holenderskiej jednostki desantowej "Langenort".
Tajemnicza pigułka, stanowiąca dzisiejszą alternatywę dla niedzisiejszych "zabiegów" nie była wszakże znana w latach 70. Dlatego teza, że awans młodych piłkarzy z Górnika Łęczna do ekstraklasy jest zasługą ich matek ma sens. Zatem mnóżmy się panie i panowie. Albowiem za tą sprawą czekają wygodne fotele w Brukseli i szeroka kadra reprezentacji. W przeciwnym razie czekać nas może los nielicznych narodów Europy: Szwajcarów, Duńczyków, Holendrów czy Austriaków. Jak tam biednie... nawet nie ma kto zgasić światła.