Rozległa przestrzeń, głęboki dół

Wilhelm Sasnal uosabia wszystkie zmiany, które zaszły w polskiej sztuce w ostatnich latach. W końcu możemy je prześledzić na jego indywidualnej wystawie w Zachęcie „Lata walki”

03.12.2007 | aktual.: 03.12.2007 11:36

W „Przekroju” ostatni duży tekst o twórczości Wilhelma Sasnala ukazał się w kwietniu 2005 roku. Marcel Andino Velez kończył go słowami: „Sasnal, ciągle poszukując nowych motywów i nowych rozwiązań, wrócił ostatnio do koloru. Podobno maluje jaskrawe, psychodeliczne obrazy. Aby to wszystko zobaczyć, musimy zaczekać do jego wystawy. Najbliższa, w Nowym Jorku, będzie już w maju. W Polsce – najpewniej za ruski rok”. Okazało się, że ruski rok trwał blisko trzy lata.

Dowód za progiem

Z przyczyn, na których roztrząsanie nie ma tu miejsca, polski miłośnik sztuki zna Sasnala głównie ze słyszenia. Wiemy zatem o zaangażowaniu Sasnala w projekty „Krytyki Politycznej”, wiemy, że zajął pierwsze miejsce w pewnym prestiżowym rankingu, wiemy, że zdobył równie pres-tiżową nagrodę, wiemy (to akurat wiemy bardzo dobrze), za ile, komu i gdzie sprzedaje swoje obrazy – natomiast nie za bardzo wiemy, co i po co Sasnal obecnie maluje. Tym sposobem polski miłośnik sztuki wciąż dowiaduje się o Sasnalu czegoś nowego, może nawet czuć się przezeń prześladowany – jednak jego sztukę ogląda głównie na monitorze. To ciężka próba i nie dziwmy się, że nie każdy jej podołał, że tu i ówdzie pojawiły się więc nieśmiałe pytania, a następnie zupełnie już jawne wątpliwości; że znaleźli się apostaci, którym nie wystarczyły płynące z góry zapewnienia o wielkości artysty; że poczęto dociekać, drążyć, a nawet, przykro to mówić, jątrzyć; że coraz częściej wspominano o granicach ludzkiej cierpliwości. „A cóż w tym takiego
wielkiego, nieraz widziałem podobne rzeczy, kto właściwie zadecydował, że to on jest najlepszy, no i czy to aż tyle warte?” – bardzoprawdopodobne, że to z takimi właśnie myślami znaczna część polskich miłośników sztuki przekroczy próg Zachęty. Aby zaostrzyć apetyty zarówno wyznawców, jak i sceptyków, powiedzmy wreszcie, co znajdą w salach war-szawskiej galerii. Otóż jeśli przyjmiemy, że wielkie malarstwo to taka organizacja materii farby, jakiej nikt jeszcze nie zaproponował, a następnie konstrukcja takich narracji, jakich nikt jeszcze nie skonstruował – to w salach Zachęty znajduje się dowód, że z czymś takim mamy tu do czynienia. Trzydzieści siedem płócien, z cze-go najstarsze – z serii „Maus” – pochodzi z 2001 roku, a najnowsze, przedstawiające Sasnala, jego żonę i syna, dopiero co wyschło. Do tego osiem filmów, w tym klasyczny już „Concorde” (2003).

Wszerz i w głąb

W Zachęcie każdy może się przekonać, że Sasnal to malarz z krwi i kości. Poza obrazami inspirowanymi komiksem Arta Spiegelmana nie ma tu prac graficznych, rysowanych ani też bliskich poetyce schematycznych wykresów. Innymi słowy, nie ma tu prac z wczesnego okresu twórczości artysty, nie ma tak zwanego popbanalizmu. Jest za to kanonada kapitalnych malarskich rozstrzygnięć. Pytam Sasnala, czy ten wybór to próba zerwania łatki „niemalarza”, próba cokolwiek przekorna, bo skierowana w stronę nieuleczalnych malkontentów-. – Może nie była to prosta złośliwość, ale jakaś reakcja na ciągłe utożsamianie mnie z popbanalizmem na pewno tak. To mi w pewnym momencie zaczęło ciążyć, stało się swego rodzaju odium- – mówi artysta.

Dodatkowo pojawia się tu kwestia retrospektywy, „wielkiej wystawy wielkiego malarza”. Sasnal chciał tego kontekstu uniknąć, a wybór obrazów z wczesnego okresu twórczości sugerowałby szczelną całość zawierającą początek, środek i dzień obecny. Pomnik. Tymczasem w „Latach walki” narracja poprowadzona jest lekko, poszczególne wątki przenikają się i uzupełniają. Co ciekawe, Sasnal nie próbuje grać z kontekstem Sali Matejkowskiej, przestrzeni samej w sobie ikonicznej. Przeciwnie – wiesza w niej obrazy ciężkie od znaczeń, całkowicie serio, bez mrugania okiem i fraternizacji z widzem. Błyskotliwy jest tu już sam dobór prac. Obrazy odwołujące się do historii poprzetykane są przedstawieniami współczesnymi. To wizerunki z pozoru neutralne i może dlatego tak niejednoznaczne. Oto pomiędzy płótnami odnoszącymi się do „Shoah” Claude’a Lanzmanna zawisł prosty obraz przedstawiający człowieka palącego na polu słomę, może liście. Podobne malarskie gesty, podobna zgniła zieleń – i zupełnie inne konteksty. Różne światy, ta sama
ziemia. Do historii, której nie da się wykorzenić, nawiązuje także niepokojący, czarno‑biały wizerunek kobiety trzymanej w uścisku przez rosłego mężczyznę. Jednak to, co bierzemy za gest przemocy, okazuje się przytulaniem się Pauliny i Patryka, siostry artysty i jej chłopaka. Przemoc jest ahistoryczna i tkwi w każdym z nas, zdaje się przypominać Sasnal.

Świeża krew

To, co dotąd prezentowane było krok po kroku, pod różnymi szerokościami geograficznymi i w rozmaitych konfiguracjach, dziś oglądamy w jednym miejscu. Zobaczywszy wszystkie trzy sale, które obejmuje wystawa, możemy się w końcu przekonać, że kontakt z kolejnymi pracami Sasnala to kontakt z fenomenalnymi malarskimi odkryciami, z niekończącą się serią olśnień. Lubimy powtarzać frazę, że Sasnal jest spójny w swojej różnorodności, lecz z perspektywy progu Zachęty widać, że jest to spójność na bardziej zasadniczym poziomie. Dziś język Sasnala wydaje się już w znacznym stopniu zdefiniowany. Niczym w grze komputerowej odsłoniła się mapa tego malarstwa, a wraz z nią powstał obraz, którego wcześniej mogliśmy się tylko domyślać. Pytam artystę, czy to trafna intuicja. – Ostatnio złapałem się na tym, że używam określonego języka. Wydaje mi się, że zaznaczyłem już obszar na ziemi, okrąg. Jednak w jego obrębie chcę teraz kopać dół – odpowiada Sasnal. „Lata walki” skłaniają jednak również do refleksji ogólniejszej natury.
Stał się bowiem Sasnal dla polskiej sztuki figurą symboliczną. W jego osobie przeglądają się wszelkie zmiany, które zaszły w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Sytuacja jest dziś zgoła inna niż w dobie debiutu tarnowianina. Polscy artyści są rozpoznawalni i cenieni w świecie, podobnie polscy kuratorzy i galerie, szczególnie matecznik Sasnala – Fundacja Galerii Foksal. Polska sztuka jest droga, bo dobra, jeszcze nie na odwrót. A w kraju artystów mamy na pęczki, sztuka jest modna. I wszystkie te płaszczyzny – artystyczna, finansowa, popkulturowa i instytucjonalna – spotykają się, symbolicznie bądź dosłownie, w osobie Sasnala.

Innymi słowy, okres dojrzewania mamy już za sobą. Kolejne pokolenie malarzy, określane epitetem „młodzi”, musi działać w zupełnie nowy sposób. Być może będą to wycieczki w obszary urojone, nadrealne, może w abstrakcję – jako odskocznię od wyeksploatowanej do cna rzeczywistości. Jedno jest jednak pewne: następny Sasnal, na którego czekają krytycy, galerzyści, kolekcjonerzy i kuratorzy – będzie anty‑Sasnalem.

Jakub Banasiak

Autor prowadzi blog krytykant.blogspot.com
Wilhelm Sasnal „Lata walki”, Zachęta, wystawa czynna do 2 marca 2008

Zobacz galerię Sasnala na www.przekroj.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)