Rowerem przez Tybet
Agata Borowska, Marcin Michalak i Czarek Śliwakowski (wszyscy z Łodzi) zamierzają na rowerach przejechać przez Tybet. Podczas trwającej ponad 60 dni wyprawy pokonają około 3 tys. kilometrów.
13.08.2007 16:40
Trasa na większości odcinków przebiega trudnymi górskimi drogami. Do pokonania jest aż 20 przełęczy znajdujących się na wysokości ponad 4 tys. metrów nad poziomem morza i kilka położonych powyżej 5 tys. metrów. Start 14 września z chińskiego miasta Chengdu (do Chin łodzianie polecą samolotem).
Chcemy zobaczyć, jak wygląda Tybet XXI wieku. To inna kultura, piękna przyroda, a także szansa na zmierzenie się z samym sobą - mówi pani Agata. Najbardziej obawiamy się restrykcyjnego chińskiego prawa. Wizy, które posiadamy, to nie wszystko. Do przekroczenia granicy regionu autonomicznego, jakim jest Tybet, potrzebny jest spory plik pozwoleń.
W zależności od warunków drogowych i pogodowych, będziemy pokonywać dziennie odcinki o długości od 30 do 100 km. Śpimy w namiocie - dodaje Czarek. Każde z nas będzie wiozło na rowerze 30 kg bagażu. Do jedzenia zabieramy tylko kilka dań gotowych po zalaniu ich wodą. Resztę będziemy kupować na miejscu.
Łodzianie jadą na swoich górskich rowerach, sprawdzonych we wcześniejszych wyprawach, dobrej klasy, ale bez żadnych ulepszeń czy ekstra wyposażenia. Nie przygotowują się też jakoś specjalnie do eskapady. Jak mówią, doskonałą zaprawą jest codzienna jazda na rowerze. Zresztą Agata i Czarek mają już za sobą rajdy przez Tatry, Andy, Himalaje i Alpy. Oboje mają też szczęście do wyrozumiałych szefów, dostali bowiem nie po raz pierwszy wydłużone urlopy. Marcin dla odmiany bierze udział w maratonach rowerowych. Kończy studia na politechnice (automatykę; pozostała dwójka też skończyła ten kierunek) i musi złożyć podanie o przełożenie obrony pracy dyplomowej już po zakończeniu azjatyckiej przygody.
(kd)