Rosyjsko-amerykański "reset"
Przed środowym spotkaniem prezydentów Dmitrija Miedwiediewa i Baracka Obamy "Washington Post" ocenia, że "reset", który w stosunkach z Rosją ogłosiła administracja USA, może oznaczać co innego dla obu stron.
30.03.2009 | aktual.: 30.03.2009 11:24
Według dziennika "Washington Post" Rosja uważa, że to strona amerykańska musi "zresetować" swoje podejście do Rosji i spornych spraw między oboma krajami.
Jako dowód gazeta cytuje słowa ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa. "Praktycznie w każdej problematycznej kwestii, którą odziedziczyliśmy po ośmiu latach rządów Busha, administracja Obamy, jak rozumiem, dokonuje rewizji, co witamy z zadowoleniem" - tak komentował "reset" Ławrow w wywiadzie dla "Financial Times".
Moskwa oczekuje przede wszystkim - pisze "Washington Post" - że USA zaakceptują istnienie tego, co w czasach radzieckich było "strefą wpływów" ZSRR. Dziś prezydent Dmitrij Miedwiediew mówi o "regionie uprzywilejowanych interesów" Rosji na obszarze dawnego bloku wschodniego.
Waszyngton natomiast nie uważa - zdaniem dziennika - by zmiana miała nastąpić tylko po jednej stronie. Administracja Obamy ma nadzieję na poprawę relacji z Rosją w kilku sferach: sprawie programu atomowego Iranu, wojny w Afganistanie, walki z terroryzmem oraz rozpowszechnienia broni jądrowej. Przy tym, nie zdradza woli pogodzenia się z "uprzywilejowaniem" Rosji w sąsiadujących z nią krajach.
Gazeta przypomina, że kiedy wiceprezydent USA Joe Biden ogłosił "reset" w stosunkach w Rosją, odrzucił zarazem koncepcję "stref wpływów". Obama zaś powiedział, że "centralnym przekonaniem" jego administracji pozostaje uznanie aspiracji państw dążących do członkostwa w NATO.
"Washington Post" przypomina, że chodzi o dwie poradzieckie republiki, Ukrainę i Gruzję, chcące dołączyć do Sojuszu - co budzi gwałtowny sprzeciw Rosji.
"Innymi słowy, administracja Obamy uważa, że może rozwijać konstruktywne relacje z Rosją bez poświęcania interesów jej sąsiadów. Czy taki 'reset' będzie do zaakceptowania przez Miedwiediewa czy też faktycznie rządzącego Rosją premiera Władimira Putina, dopiero zobaczymy" - konkluduje dziennik.