ŚwiatRosyjska wojna informacyjna - lekcja z Ukrainy

Rosyjska wojna informacyjna - lekcja z Ukrainy

Rok, który upłynął od rozpoczęcia rosyjskiej agresji na Ukrainę pozwolił ukraińskim analitykom na rozpracowanie scenariuszy i metod wojny informacyjnej. Jest to wiedza bezcenna, powinni z niej skorzystać polscy politycy i wojskowi. Nie ulega bowiem wątpliwości, że Kreml potraktuje ukraiński sukces jako szablon do dalszego wykorzystania. Już obecnie zagrożona jest nie tylko Ukraina, ale każde państwo, które zamieszkuje mniejszość rosyjska, a więc Mołdawia, republiki bałtyckie, Białoruś i Kazachstan.

Rosyjska wojna informacyjna - lekcja z Ukrainy
Źródło zdjęć: © AFP | FILIPPO MONTEFORTE
Robert Cheda

02.03.2015 | aktual.: 02.03.2015 11:23

Scenariusz agresji

Obserwując rozwój wydarzeń na Ukrainie można poddać w wątpliwość tezę, że rosyjska agresja rozpoczęła wraz z Majdanem. "Zielone ludziki" pojawiły się na Krymie i w Donbasie dopiero kilka miesięcy po Rewolucji Godności. Jednak w rzeczywistości rosyjski atak rozpoczął się na długo przed ucieczką Wiktora Janukowycza, bo militarny udział w konflikcie został poprzedzony ofensywą informacyjną. Takiego zdania jest Wiaczesław Gusarow, z ukraińskiego Centrum Badań Wojskowych i Politycznych, który postawił tezę, że bez informacyjnego blitzkriegu Moskwy do późniejszych wydarzeń w ogóle by nie doszło.

W latach poprzedzających konflikt Kreml rozpoczął medialną ekspansję na Ukrainie, czyli zainfekował strukturę informacyjną sąsiada. Putin mógł tego dokonać, bo w Rosji podporządkował sobie nie tylko tytuły, ale także koncerny medialne, a to umożliwiło skoordynowaną infiltrację Ukrainy. Ekspansja przebiegała za pomocą wykupienia udziałów w miejscowych mediach, które należą do ukraińskich oligarchów. W ten sposób mieszkańcy Lwowa, Kijowa czy Doniecka zaczęli odbierać informacje, które naświetlały sytuację z punktu widzenia interesów Rosji, a nie Ukrainy. Tak, zdaniem Gusarowa, powstały możliwości dokonania zbiorowej manipulacji umysłami i emocjami Ukraińców, czemu rzecz jasna towarzyszyła organizacja piątej kolumny, czyli prorosyjskich środowisk.

Z chwilą, gdy na Ukrainie zwyciężyła opcja proeuropejska, machina medialna przestawiła się natychmiast na informacje oceniające Majdan jako negatywne wydarzenie, czemu towarzyszyły komunikaty wzywające "wszelkich aktywnych ludzi do przeciwdziałania zamachowi stanu". Przesłaniem kampanii informacyjnej stało się powstanie przeciwko nowej, legalnej władzy w Kijowie. Jednocześnie w przestrzeń medialną włączono komunikaty o poparciu Rosji dla takich działań, ubrane w "pomoc dla dyskryminowanych Rosjan".

Jednocześnie na Ukrainie pojawili się - jak określa ich Gusarow - "aktywiści" (np. Igor Striełkow z FSB)
, którzy przekazali odpowiednie instrukcje rozgrzanemu emocjami tłumowi na Krymie, w Doniecku i Ługańsku. Wyjaśnili co i jak należy robić, aby "dyskryminowani" Rosjanie, a szerzej rosyjskojęzyczni Ukraińcy, przejęli władzę. Jak widać Moskwa desantowała odpowiednich ludzi, z odpowiednim planem działania, co przy skorumpowanym i niezdolnym do funkcjonowania aparacie władzy przyniosło sukces. I dopiero wtedy, aby utrwalić efekty ataku informacyjnego, w Doniecku i Ługańsku, a wcześniej na Krymie pojawiły się "zielone ludziki", które z bronią w ręku osłoniły "aktywistów" i "patriotów".

Cała akcja nie ograniczyła się tylko opisanym scenariuszem, bo już od kilku ładnych lat nad aktywizacją społeczności rosyjskich w krajach ościennych sprawuje kuratelę specjalna komisja rosyjskiego rządu, którą kieruje minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow. Komisja realizuje kilka programów federalnych i dysponuje olbrzymim budżetem. Oficjalnymi zadaniami są ochrona praw obywatelskich i kulturalnych Rosjan za granicą, wsparcie ruchów młodzieżowych oraz rosyjskojęzycznych mediów.

W ten sposób Rosja zainspirowała lub założyła na Ukrainie około 100 organizacji społecznych i tyleż mediów. Nie trzeba dodawać, iż w swojej działalności wszystkie kierują się poleceniami z Moskwy i reprezentują kremlowskie interesy. Wszystkie utrzymują się z moskiewskich grantów, otrzymywanych za pośrednictwem rosyjskich struktur komercyjnych (oligarchicznych koncernów) i putinowskich organizacji społecznych. Oczywiście prawdziwym celem jest obróbka informacyjna społeczeństwa, czyli "pranie mózgów" dla podgrzewania nastrojów i wszelkiego rodzaju podziałów.

Metody i cele ataku

Grupie "Opór Informacyjny" udało się wyodrębnić kilka najskuteczniejszych metod ataku oraz główne cele. Rosja z powodzeniem stosuje dezinformację. Na przykład udział rosyjskich żołnierzy jest maskowany ochotniczym akcesem do "ruchu oporu". Koncentracja oddziałów przerzucanych na Ukrainę odbywa się pod pretekstem ćwiczeń w nadgranicznych obwodach. O ile ten sposób można zaliczyć do tradycyjnych, był stosowany w wojnie z Gruzją, to novum stało się świetne przygotowanie do wojny w internecie. Z chwilą agresji w sieci ujawniły się setki stron i grup społecznościowych. Pozornie niezależnych i "obiektywnie" informujących o wydarzeniach, a w rzeczywistości wzajemnie powiązanych i koordynujących aktywne działania.

Bardzo skuteczną metodą okazała się także plotka, wzmocniona przypadkowymi z pozoru informacjami padającymi z ust polityków i wojskowych. Celem pozostaje sianie paniki, a o skuteczności mogli przekonać się ukraińscy wojskowi. Zarówno podczas mobilizacji, która przebiega w atmosferze strachu i nieufności, jak i działań militarnych. Według jednego z deputowanych do Rady Najwyższej, straty poniesione pod Debalcewe to wynik paniki, której źródłem były rosyjskie media bombardujące żołnierzy informacjami o pełnym okrążeniu, co przerodziło kontrolowany odwrót w bezładną ucieczkę.

Obiektem ataków jest społeczeństwo i władza, a celem pozostaje wbicie przysłowiowego klina. Dlatego rozpowszechniane są informacje o konfliktach między prezydentem Poroszenką i premierem Jaceniukiem. Sztab generalny jest atakowany za nieudolność. Wpajana jest atmosfera powszechnej zdrady. Podważane są reformy, a uwypukla się korupcję. Jednak jak podkreśla portal Gławred, gdyby takie zjawiska nie miały faktycznie miejsca, nie byłoby podstaw do dezinformacji, plotek i inspiracji. Zatem Moskwa wykorzystuje tylko najsłabsze punkty przeciwnika.

Wojnie informacyjnej wobec Ukrainy towarzyszą podobne działania w Europie i na świecie. Rosja prowadzi szeroko zakrojoną kampanię informacyjną, mającą na celu wzmocnienie podziałów w Unii Europejskiej i NATO, co do konieczności i zakresu pomocy dla Kijowa oraz zasadności sankcji wobec Moskwy. Kreml wykorzystuje do tego zarówno kontakty interpersonalne z zachodnimi politykami, przynęty ekonomiczne oraz oddziaływanie medialne.

Cała siła propagandowa jest skierowana na prezentację rosyjskiej wersji wydarzeń, a generalnym celem jest zróżnicowanie opinii publicznej. Ważnym punktem takiej strategii jest kształtowanie obrazu Rosji, jako ofiary cynicznej gry zachodniego establishmentu, oskarżanego przy tej okazji o całkowite zniekształcanie wizerunku Putina oraz przyczyn konfliktu ukraińskiego i jego przebiegu.

Lustrzanym odbiciem pozostaje pranie mózgu własnych obywateli. Do Rosjan nie dociera informacja alternatywna wobec kremlowskiego przekazu. Wszystkie bez wyjątku media przechodzą przez państwowy filtr, którego zadaniem jest kreowanie jednolitego i pozytywnego obrazu rzeczywistości. Nie jest to jedyne zagrożenie, bo pod koniec 2014 r. Putin zatwierdził strategię kulturalną Rosji, która zakłada wzmocnienie oddziaływania państwa na młodzież. Młode pokolenie ma być wychowane według wzorca imperialnego. W tym kontekście nie dziwią poprawki do doktryny obronnej z grudnia ubiegłego roku, które określają sferę informacyjną jako podstawę bezpieczeństwa Rosji. Do metod jej zapewnienia dokument zalicza ścisłą kontrolę i kreowanie własnej opinii publicznej oraz odpowiednich postaw społecznych.

Jak przeciwdziałać?

Wiaczesław Gusarow ocenia, że Ukraina przegrywa wojnę informacyjną. Sukcesem jest fakt, że dostrzegła ogromne zagrożenie, władze nie nauczyły się jednak skutecznie reagować. Stosowane są bowiem metody administracyjne, takie jak wydalenie 100 rosyjskich dziennikarzy-propagandystów i wycofanie akredytacji szeregu rosyjskich mediów, uznanych za instrumenty wojny. Zagłuszany jest przekaz rosyjskiej telewizji i radia. Na liście osób niepożądanych znaleźli się aktorzy i muzycy związani z Kremlem, zakazano także filmów propagujących siłę rosyjskiej armii i służb specjalnych. W powijakach są nadal własne instytucje przeciwdziałania.

Dopiero niedawno Ukraina uruchomiła satelitarną telewizję przeznaczoną dla mieszkańców Krymu, Donbasu i Rosji. Zadaniem jest prezentowanie ukraińskiej wersji wydarzeń i promowanie podejmowanych reform. W ministerstwie polityki informacyjnej powstaje dopiero doktryna bezpieczeństwa medialnego. Utworzono także departament wojny informacyjnej, którego siłą ma być ochotniczy zaciąg internautów, wykonujących dobrowolnie zadania w sieci. W kilka dni zgłosiło się ok. 40 tysięcy chętnych.

Sytuację dodatkowo utrudnia fakt, że system bezpieczeństwa i prawa międzynarodowego nie przewidział takiej sfery wojennej. Ani Karta ONZ, ani dokumenty założycielskie OBWE nie definiują pojęcia wojny informacyjnej, ani metod monitoringu i nie nakładają zakazu jej prowadzenia. Prawo międzynarodowe jest bezradne wobec rosyjskiej agresji, czego przykładem jest brak reakcji misji OBWE na ukraińskie dowody w tej sprawie. Obserwatorzy międzynarodowi są po prostu bezradni, nie mogą działać niezgodnie ze statutem i ramami prawnymi organizacji.

Tymczasem portal Sobiesiednik przewiduje następną odsłonę wirtualnego konfliktu. Obiektami ataku staną się kolejne obwody południowo-wschodniej Ukrainy. Celem będzie ich destabilizacja, m.in. za pomocą zerwania kolejnych więzi kooperacyjnych z Rosją, co uderzy w sytuację bytową mieszkańców. Akcja zostanie wsparta przez grupy dywersyjne terroryzujące Ukraińców, na podobieństwo zamachu w Charkowie. Jednocześnie wzmożona zostanie operacja propagandowa ukazująca nieudolność, korupcję i podziały polityczne we władzach centralnych. Dopełnieniem stanie się specjalna operacja wobec zachodnich obwodów, pod hasłem - nie będziemy ginąć za Donieck. Efektem ma być trzeci majdan, po którym Ukraina zgodzi się na federację z Donbasem, a to zablokuje akces do UE i NATO. Możliwe? Jak najbardziej.

Wiaczesław Gusarow przestrzega jednak, że na Ukrainie się nie skończy. Celem Putina jest Russkij Mir, czyli przyłączenie do Rosji także Białorusi, Kazachstanu oraz wszystkich enklaw zamieszkałych przez Rosjan lub ludność rosyjskojęzyczną. W takim przypadku obiektem wojny informacyjnej staną się Litwa, Łotwa i Estonia oraz Mołdawia. W najgorszym położeniu są Mińsk i Astana. Przestrzeń informacyjna Białorusi i Kazachstanu jest wprost przesycona rosyjskimi mediami, a system bezpieczeństwa informacyjnego był budowany z udziałem rosyjskich specjalistów i według kremlowskiej receptury. W przypadku rosyjskiego ataku ulegnie szybkiej destrukcji i zostanie przejęty przez treści i komunikaty z Moskwy.

Robert Cheda dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (349)