Ross Breckenridge: To dlatego ceny niektórych leków powinny być wysokie.
Zwracając się niedawno do Kongresu, prezydent USA Donald Trump powiedział, że Amerykanie muszą „pracować nad obniżeniem sztucznie zawyżonych cen leków i natychmiast je zmniejszyć”. Trump ma rację - w Stanach lekarstwa wydawane na receptę są bardzo drogie, co wywołuje wielki gniew społeczeństwa. Starając się rozwiązać ten problem, prezydent musi być jednak na tyle ostrożny, by nie spowolnić postępu naukowego.
29.03.2017 | aktual.: 29.03.2017 12:20
Związek pomiędzy niezaspokojoną medyczną potrzebą, osiągnięciami naukowymi a wysokimi cenami leków jest skomplikowany i pełen politycznych napięć. Na przykład wprowadzenie w 1983 roku ustawy o lekach sierocych (leków wykorzystywanych w leczeniu rzadkich chorób – przyp. red.), z powodzeniem wsparło rozwój leczenia rzadkich chorób. Jednak pomimo zachęt finansowych (takich jak obniżanie podatków)
, które ustawa zapewniała firmom na badania i rozwój, koszty leczenia nadal są zdecydowanie zbyt wysokie. Niektóre zaś firmy wykorzystały system, zmieniając przeznaczenie starych leków na o wiele droższe „leki sieroce”. Praktyka ta tylko pogłębiła powszechne wzburzenie.
Bez względu na to jak uzasadnione może być to wzburzenie, rzeczywistość jest taka, że proces wynajdywania i rozwoju nowych lekarstw jest niezwykle żmudny i obarczony dużym ryzykiem. Nietypowe procesy tkwiące u podstaw wielu chorób pozostają tajemnicą i niełatwo jest prowadzić badania eksperymentalne, które będą zarówno etyczne jak i skuteczne.
W efekcie opracowywanie nowych leków często kończy się porażką. Zaledwie 7 proc. leków na raka, które osiągają etap testów klinicznych, uzyskują zatwierdzenie. Większość przepada zdecydowanie wcześniej, ale i tak generuje spore koszty.
Dalsze podnoszenie cen leków musi przejść procedurę zatwierdzania, określaną przez Trumpa jako „powolną i uciążliwą”. Naturalnie, procedura zaprojektowana jest tak, aby chronić konsumentów, lecz to nie zmienia faktu, jak bardzo kosztowna może być dla innowatorów. Wystarczy zsumować wszystkie ponoszone przez nich koszty a okaże się, że 15 firm farmaceutycznych, które wydają najwięcej pieniędzy, inwestuje średnio około trzech miliardów dolarów w proces badań i rozwoju każdego skutecznego lekarstwa.
Badania nad nowymi lekami bynajmniej nie są prowadzone wyłącznie przez wielkie koncerny farmaceutyczne. Wręcz przeciwnie - innowacje w rozwoju leków od lat są domeną małych, niezależnych firm jak Silver Creek Pharmaceuticals, której jestem prezesem. Firmy te sprzedają opracowane przez siebie medykamenty lub nawet całe przedsiębiorstwa wielkim koncernom.
Aby zabezpieczyć inwestycję, firmy takie jak moja muszą udowodnić, że gdy tylko lek trafi na rynek, wynagrodzenie nie tylko zrekompensuje, ale też przewyższy koszty nieudanych prób jego stworzenia. Nie ma specjalnej taryfy ulgowej, a więc rozdawania leku za darmo, opartego na moralnej powinności leczenia chorych. W poszukiwaniu funduszy, rywalizujemy o taki sam kapitał jak wszyscy, włącznie z, dajmy na to, sektorem gier losowych, który oferuje świetny zysk dla inwestorów lecz wątpliwą korzyść dla ludzkości.
Cena nowego lekarstwa ma bezpośredni wpływ na dostępność kapitału na sfinansowanie kolejnego. A to ma znaczenie dla systemów opieki zdrowotnej na całym świecie, zwłaszcza w USA, bowiem badania naukowe, łącznie z farmaceutycznymi, są obecnie największą siłą napędową gospodarki. Przy okazji też stanowią największy wkład w dobro ludzkości.
Mój argument o wysokich kosztach innowacji może brzmieć pokrzepiająco dla lobbystów farmaceutycznych. Nie możemy jednak zapominać o innej kwestii: zapewnieniu dostępności leków tym, którzy ich potrzebują.
Spędziłem 20 lat pracując wewnątrz systemu, który na wiele sposobów stanowi przykład tego drugiego problemu właśnie: brytyjskiego systemu zdrowotnego (NHS). W tym okresie zasiadałem w szpitalnej Komisji d.s. Stosowania Leków, która decydowała o przeznaczaniu mocno ograniczonego budżetu na nowe medykamenty. Nasze kryteria były proste: bezpieczeństwo, skuteczność i stosunek ceny do jakości. I chociaż teraz zajmuje się czym innym, moja opinia na temat tego co oznacza stosunek ceny do jakości w medycynie, nie zmieniła się.
Bywało, że moi koledzy lekarze byli sfrustrowani, ponieważ nie mogliśmy im zapewnić najnowszego, „cudownego” leku; cena była po prostu zbyt wysoka. My, jak i zasadniczo całe NHS, musieliśmy zoptymalizować budżet, gwałtownie przerzucając się na zamienniki i wybierać leki, które były dostępne na receptę. Jestem dumny z tego, że udało nam się zagwarantować naszym pacjentom autentycznie nowatorskie leki bez doprowadzania szpitala do bankructwa.
Przy podejmowaniu decyzji o cenach leków, mój kraj rodzinny i moja przybrana ojczyzna wyraźnie wybrały różne drogi. Możemy czerpać z obu tych doświadczeń.
W Wielkiej Brytanii, państwo skutecznie wyłania zwycięzców. Podczas gdy ta sytuacja rozszerza dostęp do wielu lekarstw, to jednak pociąga za sobą znaczne koszty (ponieważ pozostawia przestrzeń dla opóźnień i lobbingu, oraz umożliwia podejmowanie decyzji przez osoby niekompetentne) i ogranicza innowację. Warto jednak wspomnieć, że NHS obejmuje opieką wszystkich mieszkańców bez konieczności ponoszenia przez nich jakichkolwiek lub tylko niewielkich kosztów, a wydaje mniej niż połowę tego co USA ze swego PKB na opiekę zdrowotną.
W Stanach Zjednoczonych, gdzie to wolny rynek ustala ceny leków, rezultatem są nie tylko na wyższe koszty opieki zdrowotnej, ale też składki ubezpieczeniowe, podatki i dopłaty. Umożliwia to wprowadzanie kolejnych innowacji farmaceutycznych, ale jednocześnie sprawia, że niektórych Amerykanów nie stać na zakup potrzebnych leków. Obywatele USA skutecznie (i niesprawiedliwie) ponoszą koszty opracowywania nowych leków, które mogą być wszak dobrodziejstwem dla całego świata.
Administracja Donalda Trumpa stanęła teraz wobec dylematu. Jeśli średnie ceny leków nie spadną, powszechne niezadowolenie przybierze na sile. Jeśli zaś zostaną bezwzględnie obcięte, duża część kapitału odpłynie z USA do krajów bardziej sprzyjających opracowywaniu nowych leków, a w najgorszym wypadku badania nad lekami zostaną go zupełnie pozbawione.
Dlatego też administracja Trumpa powinna zachęcić do racjonalnej debaty, w której wzięliby udział przedstawiciele wszystkich obszarów branży opieki zdrowotnej. Aby owa debata nie padła ofiarą populizmu i lobbingu, warto przy jej okazji wspomnieć właśnie o doświadczeniach takich systemów jak NHS (który Trump w przeszłości chwalił), gdzie udało się doprowadzić do redukcji ogólnych wydatków na opiekę zdrowotną i skutecznie korzystać z wartościowych innowacji.
Jedynie szczegółowe i wolne od uprzedzeń podejście może zrównoważyć konieczność zapewnienia ludziom dostępu do lekarstw oraz utrzymać amerykańską przewagę konkurencyjną na polu innowacji w medycynie. Administracja prezydenta Trumpa właśnie tego wysiłku powinna się podjąć.
Ross Breckenridge, Project Syndicate
Ross Breckenridge - wcześniej lekarz i naukowiec kliniczny z 20-letnim stażem w NHS. Obecnie prezes Silver Creek Pharmaceuticals z siedzibą w San Francisco.
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.