PolskaRospudowa Polski

Rospudowa Polski

Dolina Rospudy pokazuje dwie obce sobie Polski: urzędniczą i obywatelską. Czy rzeczywiście uratować można tylko jedno: albo miasto przed rozjeżdżającymi je tirami, albo rezerwat dzikiej przyrody? Komuniści niszczyli ten kraj w imię rozwoju. Czasy się zmieniły, a władza robi to samo. A przecież można mieć i rozwój, i piękną naturę - mówi Adam Wajrak, który kiedyś sceptycznie podchodził do działań ekologów.

10.08.2006 | aktual.: 10.08.2006 10:40

Skrótowe kalendarium inwestycji o roboczej nazwie "obwodnica Augustowa" to ponad dziewięć stron maszynopisu. Zza litanii dat, postanowień i dekretów trudno dostrzec ostatnie w Europie dzikie torfowisko, gdzie niemal każda roślina, ptak czy ssak to zwierzęta ocierające się o czerwoną księgę zagrożonych gatunków. Dla drogowców to teren jak każdy inny. No, może trochę wyjątkowy, bo żeby wszystko trzymało się kupy, trzeba będzie podziurawić dolinę Rospudy 123 palami z betonu zatopionymi na 11 do 17 metrów w głąb. - Jesteśmy zobowiązani do kompensacji szkód i oczywiście jej dokonamy - zapewniają drogowcy. Obrońcy doliny z niedowierzaniem kręcą głowami. - Jaka kompensacja? Przecież torfowisko tworzy się przez setki lat. Im się wydaje, że to trawnik, który można przesadzić - odpowiadają ekolodzy.

Dolina Rospudy to fragment obszaru Natura 2000. - Czyli miejsce chronione unijnym prawem, gdzie występują gatunki o znaczeniu priorytetowym. Tam właściwie wszystko jest ewenementem. Głuszec, bielik, orlik krzykliwy - niedługo będziemy oglądać te ptaki tylko na slajdach - mówi Przemysław Chylarecki, ornitolog i jeden z uczestników kampanii na rzecz ratowania Rospudy. Gwoździem do trumny dla Augustowa okazała się demokracja i otwarcie granic. Ożywiające się tylko w sezonie miasteczko stało się nagle jednym z głównych punktów na tranzytowej mapie Europy. Wszystko, co nie przypłynęło albo nie przyleciało do państw bałtyckich, musiało przyjechać. W większości przez Augustów. Kierowcy tirów zmęczeni godzinami za kierownicą zamieniali asfalt w pofałdowany naleśnik. Czasem w pofałdowany naleśnik zamieniali również pieszych.

- 14 lat czekamy na obwodnicę. W tym czasie na tej trasie zginęło 700 osób- mówi Leszek Cieślik, burmistrz Augustowa. Nie podaje, że to dane dotyczące całej drogi Warszawa-Budziska, a nie trasy przejazdowej przez Augustów. O kładkę nad drogą czy światła na przejściach przez 12 lat urzędowania jakoś nie zadbał. Na 10 skrzyżowań w Augustowie są tylko jedne światła. Każdego dnia przez centrum miasta przejeżdża około 4 tysięcy tirów. O połowę mniej niż przez podwarszawskie Janki - miejsce, w którym krzyżuje się większość tras w Polsce. Zaledwie pięć kilometrów od Augustowa rozciąga się dolina Rospudy.

Dla profesor Simony Kossak z Instytutu Badawczego Leśnictwa to jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi: "Nieduża rzeka wijąca się malowniczymi meandrami, tworząca odnogi i starorzecza, liczne źródliska wybijające u podnóża wzniesień i małe, porośnięte lasem wysepki rozrzucone na otwartej przestrzeni torfowisk wraz z leżącymi w jej sąsiedztwie trzema jeziorkami umieszczonymi w typowych rynnach polodowcowych to zjawisko w Europie od wieków już niespotykane" - taki opis przesłała Polskiej Agencji Prasowej. Adam Wajrak, dziennikarz "Gazety Wyborczej", pierwszy raz pojawił się nad Rospudą osiem lat temu. - Po prostu mnie zatkało. Mróz jak cholera, a ja stałem z rozdziawioną gębą, bo tam jest po prostu pięknie- opowiada.

W styczniu tego roku ekologom udało się ściągnąć nad Rospudę ministra środowiska Jana Szyszkę. - Zareagował niemal tak samo jak ja, kiedy pierwszy raz się tam pojawiłem. Tylko że jemu zachwyt nie przeszkodził wydać wyroku śmierci na dolinę - mówi Wajrak. Już w 1992 roku wiadomo było, że Augustów zakorkuje się na amen. Pięć kolejnych lat zajęły inżynierom z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad prace koncepcyjne nad wyborem trasy. W międzyczasie Augustów, przez który przejeżdżało już ponad tysiąc tirów dziennie, dostał status uzdrowiska. Szybko mógł go stracić z powodu rzeki tirów. Presja lokalnej społeczności na budowę obwodnicy rosła. W 1997 roku spośród czterech przygotowanych wariantów wybrano "IV L", czyli czwarty leśny. - Najkrótszy z możliwych, a więc najtańszy. Wiedzie w większości przez las, a dolinę Rospudy przecina na długości 517 metrów - tłumaczy Jerzy Doroszkiewicz, zastępca dyrektora białostockiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg. To również wariant najłatwiejszy do
zrealizowania. Bez problemu z wykupem ziem. Drogowcy liczyli, że protestów będzie mało, bo domów do wysiedlenia było kilka, a działek 300. - To było rozwiązanie optymalne. Pozostałe są droższe. Wydłużanie trasy to przecież więcej spalin, czyli gorzej dla środowiska. To my patrzymy ekologicznie na sprawę całkiem serio - zapewnia Doroszkiewicz.

Ten wariant był kompletną pomyłką z punktu widzenia dziedzictwa naturalnego. Od początku ekolodzy zwracali na to uwagę- mówi Adam Wajrak. Pierwszy duży tekst o zagładzie Rospudy napisał już w 1999 roku. Drogowcy, nie zważając na protesty, dziarsko wzięli się do tworzenia szczegółowej dokumentacji i wykupu ziemi. - Choć już wtedy było widać, że skala protestów jest większa niż przy innych inwestycjach - zaznacza Józef Staniaszek, dyrektor Wydziału Środowiska i Rolnictwa w Podlaskim Urzędzie Wojewódzkim. Ekologami nikt się specjalnie nie przejmował. Założono, że pokrzyczą, a swoje się zrobi. - Gdyby na tamtym etapie ktoś poważnie podszedł do sprawy, dzisiejszych problemów by nie było. Trasa byłaby dłuższa, ale wcale nie droższa, bo nie trzeba by budować niezwykle kosztownej estakady nad doliną. A za ochronę terenów zielonych można by się jeszcze ubiegać o pieniądze z Unii Europejskiej - mówi magister inżynier Jan Jakiel, prezes Stowarzyszenia Integracji Stołecznej Komunikacji, które też broni Rospudy.

Szefowie Generalnej Dyrekcji Dróg, zamiast negocjować, poszli w zaparte. Zaczęła się wojna na odwołania. - Ekolodzy pisali skargi na wszystko, co się dało. Choć my mieliśmy ekspertyzy fachowców, że można, a nawet trzeba budować w tym miejscu - zapewnia dyrektor Doroszkiewicz. Rzeczywiście, siła przekonywania inwestora jest imponująca. Jednym z koronnych argumentów drogowców jest przychylna opinia profesora Aleksandra Sokołowskiego, który w latach 80. odkrył tę dolinę dla świata nauki. - Schodziłem te bagna wzdłuż i wszerz, opisałem wiele rzadkich gatunków, które tam występują, co przeczytać można w moich artykułach - mówi profesor Sokołowski. Można również w nich wyczytać, że dolina Rospudy to teren dziewiczy i należy zrobić wszystko, by go zachować. Z ekspertyz, które na zamówienie Generalnej Dyrekcji Dróg obecnie pisze profesor Sokołowski, wynika, że jednak budować w tym miejscu można. - To kwestia wyższej konieczności, przed którą jako biolog muszę się ugiąć - tłumaczy.

Od ponad trzech tygodni na łamach "Gazety Wyborczej" trwa batalia o uratowanie Rospudy. Wajrak przekonał kierownictwo gazety, że warto się zaangażować, nawet na przekór głosom lokalnej ludności. I stał się głosem całego środowiska obrońców przyrody. - Po kilku wpadkach z pseudoekologami, którzy brali pieniądze za odstąpienie od blokady kontrowersyjnej inwestycji, słowo "ekolog" nie kojarzy się najlepiej. Adam występuje w telewizji, pisze w gazecie. Ma cholernie dużo energii. Głosem tego protestu został w sposób naturalny - mówi jedna z ekolożek. Poprzez "Gazetę" Wajrak rozkręcił internetową akcję przeciw inwestycji. Pod apelem podpisało się ponad 130 tysięcy osób, choć wynik ten może zostać łatwo zakwestionowany, bo nie ma żadnej weryfikacji danych. W odpowiedzi samorządowcy Augustowa zbierają podpisy z poparciem dla obwodnicy przez Rospudę - mają ich ponad pięć tysięcy.

Odkąd Wajrak został czołowym obrońcą Rospudy, jego komórka musi być ciągle podłączona do ładowarki. - Stałem się małym centrum prasowym, sztabem generalnym i sekretariatem akcji w jednym- żartuje. Jeździ po Polsce i wszystkich przekonuje, na przykład na Przystanku Woodstock. Minister Jan Szyszko przyjął odmienną strategię. Unika kontaktu, a w czasie zmasowanej kampanii obrońców Rospudy poszedł na urlop. Jego pracownicy wiją się jak piskorze. Pytania trzeba wysłać mailem, ale odpowiedzi dostałem już osobiście, nic na piśmie. W czasie rozmowy padają argumenty, że przecież nie cała dolina zostanie zniszczona. Jednak stanowisko oficjalne jest nie do podważenia: budować. Tuż po objęciu stanowiska Szyszko zablokował budowę estakady przez dolinę. Dlaczego zmienił zdanie po ośmiu miesiącach? - Pierwsza decyzja pana ministra miała charakter formalny. Po prostu zmieniły się przepisy, a opiniowanie odbywało się jeszcze na podstawie starych. Błędy naprawiono i inwestycja ma nasze zielone światło pod warunkiem
wykonania kompensacji
- mówi Irena Mazur, dyrektor wydziału ocen oddziaływania na środowisko. Kompensacja dla resortu to posadzenie gdzie indziej 20 tysięcy drzew. - Na spotkaniu ministra z ludnością Augustowa pokazywano nam zdjęcia kobiety w ósmym miesiącu ciąży, którą kilka dni wcześniej potrącił tir - dodaje wstrząśnięty rzecznik ministra. Z takimi argumentami trudno się dyskutuje. Drogowcy, nie czekając na podpis wojewody, już ogłosili wstępny przetarg na wyłonienie wykonawcy. - A na co tu czekać? Zresztą innych rozwiązań nie ma. Grunty wykupione, dokumentacja zapłacona. Czas budować - zagrzewa dyrektor Doroszkiewicz.

Walczący o dolinę są innego zdania. - Kilka lat temu ktoś podjął złą decyzję. Teraz brną w ten projekt, bo nikt się nie chce przyznać do winy, pewnie ktoś musiałby za to odpowiedzieć - mówi Przemysław Chylarecki z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Na obwodnicę Augustowa, której nie ma, wydano już 15 milionów 249 tysięcy i 995 złotych. Na wykup ziemi poszło 3 miliony 730 tysięcy. 5 milionów 413 tysięcy zapłacono za możliwość korzystania z terenów należących do Lasów Państwowych. Dokumentacja techniczna pochłonęła kolejne 5 milionów 618 tysięcy. - Ta inwestycja to prawdziwa żyła złota dla drogowców. Trudno się dziwić, że ciągnie ich do budowania na torfie. Boję się, że to dopiero tam zostaną utopione pieniądze, o jakich nam się nie śni - ostrzega Wajrak. - Mam wrażenie, że uczestniczę w jakiejś paranoi - mówi doktor inżynier Janusz Żelaziński, członek komisji do spraw ocen oddziaływania na środowisko przy ministrze środowiska. - Większość członków komisji, uznając pilną konieczność budowy
obwodnicy Augustowa, głośno mówiła, że droga przecinająca Rospudę w miejscu zaproponowanym przez drogowców to bezsens. Mimo to brniemy w ten ślepy zaułek. Niczego nie nauczył nas ani Czorsztyn, ani Góra Świętej Anny
- dodaje. To on po powodzi w 1997 roku na zlecenie Sejmu sporządził ekspertyzę przydatności budowanej przez 20 lat i oprotestowanej przez ekologów tamy w Czorsztynie. - Ekolodzy mieli rację. Tama w Czorsztynie to bubel, który kosztował nas cztery miliardy złotych, a jak poszła powodziowa fala, to postawienie tamy pozwoliło obniżyć poziom wody w Starym i Nowym Sączu o pięć centymetrów! Wychodzi prawie miliard za centymetr- zżyma się Żelaziński.

Na drodze przez Górę Świętej Anny, też oprotestowanej przez ekologów, dochodzi dziś do wielu wypadków, bo unikalny wilgotny mikroklimat góry powoduje, że jest tam ślisko, a zimą tiry buksują na ciągle zamarzniętej drodze. Osiem lat temu Adam Wajrak ekologów przykuwających się do drzew na Górze Świętej Anny uważał za ludzi niepoważnych. "Wyglądało na to, że ważniejszy jest dla nich protest i opowieści o technikach przypinania się do drzewa niż przekonanie do swoich racji zwykłych zjadaczy chleba" - pisał w "Gazecie Wyborczej". Dziś zmienił zdanie: - Przypinanie się do drzewa wydawało mi się oszołomstwem. Byłem przekonany, że można prowadzić dialog, używać sensownych argumentów i tak wygrywać. Nie jestem już tak naiwny. Teraz pierwszy się przykuję - mówi. Ale najpierw spróbuje przekonać prezydenta, któremu przekaże petycję z poparciem internautów. Wszystkie strony konfliktu zdają sobie sprawę, że jedyna szansa na kompromis to dobry mediator. Po wyważonej wypowiedzi prezydenta Lecha Kaczyńskiego oczy
wszystkich zainteresowanych zwrócone są na niego. - Pan prezydent zapoznał się z prośbą o mediację, ale na razie nie mam wiążącej odpowiedzi na ten temat. Żadnych wariantów jednak nie odrzucamy- mówi Maciej Łopiński odpowiedzialny za kontakty z mediami w Kancelarii Prezydenta. Równie enigmatycznie wypowiada się premier Jarosław Kaczyński, który mówi, że też jest przeciwko niszczeniu Rospudy, ale "jest oczywiście pytanie, co przez to niszczenie rozumieć". Mimo że premier zapowiedział w exposé poparcie dla społeczeństwa obywatelskiego, w konkretnej sprawie nie ma pewności, czy obywatele na rzeczowy dialog z władzą rzeczywiście mogą liczyć.

Juliusz Ćwieluch, współpraca Milena Rahid Chehab

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)