Rosjanie nie kupują byle czego
Zacznijmy od wyjaśnienia. To nie zeszłoroczne kontrole służb weterynaryjnych Federacji Rosyjskiej w polskich firmach mięsnych i mleczarskich sprawiły, że polski eksport rolno-spożywczy na rynek rosyjski jest dziś dużo mniejszy niż kiedyś. Daleko nam do rekordowego poziomu z 1997 roku, kiedy wartość sprzedaży wyniosła 920 mln dolarów.
Falowanie i spadanie
Nasze spadanie z tego rynku zaczęło się znacznie wcześniej, gdy w 1998 roku nastąpiło potężne tąpnięcie rosyjskich finansów. Spadanie trwało do 2001 roku włącznie. Choć trudno oczywiście mówić, że w związku z tymi kontrolami weterynaryjnymi nic wielkiego się stało.
Szacuje się, że nasze wpływy są przez to mniejsze o 35-50 mln dolarów. Powracający wątek Podczas odbywającej się w Krakowie konferencji "Jak zdobyć rynek rosyjski - wymagania dla produktów rolno-spożywczych przeznaczonych na eksport" (organizatorem konferencji była Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych) temat rosyjskich kontroli weterynaryjnych też się pojawił w wystąpieniach radcy ekonomiczno-handlowego polskiej ambasady w Moskwie Marki Ociepki i przedstawiciela handlowego Federacji Rosyjskiej w Polsce Nikołaja I. Zachmatowa.
Wina po obu stronach
Obaj panowie trochę na ten temat popolemizowali, ale ostatecznie doszli do konkluzji, iż nie bez winy były tu obie strony. I chyba słusznie "nie rozdrapywano ran", ważniejsza jest przecież przyszłość. Długo trwające procedury są dziś zresztą udziałem służb weterynaryjnych w wielu innych krajach. - Nie spieszą się Amerykanie, Koreańczycy każą nam czekać dwa lata - wskazywał przykładowo zastępca Głównego Lekarza Weterynarii Cezary Bogusz.
Kierunek - inwestycje
Aby poważnie myśleć o obecności na rosyjskim rynku, polscy przedsiębiorcy będą musieli coraz częściej decydować się na bezpośrednie inwestycje związane z budową czy zakupem tamtejszych zakładów przetwórczych, na sprzedaż maszyn i linii produkcyjnych, nowoczesnych technologii. - W przyszłości trudno będzie sprzedać na rosyjskim rynku gotowe parówki, ale produkującą ją fabrykę jak najbardziej - przekonywał Marek Ociepka.
- W przemyśle spożywczym Federacji Rosyjskiej bardzo mogłoby się przydać doświadczenie polskich firm, które w krótkim czasie potrafiły zmodernizować swoją bazę produkcyjną - do inwestowania zachęcał też Nikołaj I. Zachmatow. Jak dotąd poziom polskich inwestycji w rosyjskim przemyśle spożywczym jest niestety bardzo niski, w sumie niecałe 5 mln dolarów.
Moskwa przewyższa Nowy Jork
- Nie da się dziś upchnąć na rosyjskim rynku byle czego. To już nie ZSRR ani Rosja z początku lat 90., z czego nie bardzo zdajemy sobie jeszcze sprawę. Bardzo zmieniły się potrzeby Rosjan, dużo bardziej wymagającym stał się nasz rynek - podkreśla c Nikołaj I. Zachmatow. - Na przykład w rejonie Moskwy średni dochód na mieszkańca szacuje się na ok. 1000 dolarów miesięcznie (w Rosji średnia to ok. 300 dolarów). Dwa miliony moskwian to ludzie naprawdę bardzo zamożni, z miesięcznymi dochodami na osobę po kilka tysięcy dolarów i więcej.
Popyt na luksus
- Pojawia się popyt na wyjątkowo drogie artykuły spożywcze typu wyroby mięsne w cenie ok. 30 dolarów za kilogram. Poziom sprzedaży takich elitarnych artykułów przewyższa sprzedaż podobnych w Nowym Jorku - zauważa Marek Ociepka. Jego zdaniem, jedną z naszych szans na rosyjskim rynku mogą też być regionalne produkty i przysmaki kuchni polskiej. Weterynarzy nie było Swoją drogą, trochę szkoda, że na krakowskiej konferencji nie pojawili się - mimo zaproszenia - przedstawiciele rosyjskich służb weterynaryjnych. Być może udałoby się "z pierwszej ręki" dowiedzieć się od nich o wymogach, które należy spełnić starając się o prawo sprzedaży na rosyjskim rynku.
Wkrótce rozpoczyna się kolejna tura sprawdzania przez stronę rosyjską polskich zakładów mięsnych, gotowość poddania się takiej weryfikacji zgłosiło 39 firm. Nie mamy pretensji - Nie mamy pretensji, że nie przyjechali do Krakowa. Wiemy, że weterenaryjne służby Federacji Rosyjskiej mają w tej chwili wiele innych problemów na głowie, zwłaszcza ptasią grypę - usprawiedliwiał ich nieobecność Cezary Bogusz. Inna sprawa, że tego rodzaju zagrożenia nie pozostaną z pewnością bez wpływu na handel żywnością.
(tur)