Roni Bar‑On: Izrael albo przestanie być żydowskim, albo demokratycznym krajem
- W deklaracji niepodległości Izraela zaznaczono, że jest on żydowskim demokratycznym państwem. Jeśli się nie podzielimy ziemią między nami i Palestyńczykami, Izrael albo przestanie być żydowskim, albo demokratycznym krajem - przekonywał na spotkaniu Wrocław Global Forum Roni Bar-On, były izraelski minister finansów w rządzie Ehuda Olmerta. Dziś drugi dzień debat.
Jak wyjaśnił Bar-On, jeśli Izrael nie zaakceptuje koncepcji dwóch państw i przyzna prawo do głosowania w wyborach do parlamentu Palestyńczykom, to w niecałe 20 lat większość zamieszkująca państwo nie będzie żydowska. - A jeśli nie damy im prawa głosowania, nie będziemy dłużej demokratycznym krajem - skonkludował.
Zdaniem byłego ministra, USA i UE powinny przekonać palestyńskie władze do propozycji pokojowych przedstawionych jeszcze za rządów byłego premiera Olmerta (2006-2009). Negocjacje na temat utworzenia dwóch państwa i ich granic zostały wówczas przerwane wybuchem walk w Strefie Gazy i złożeniem urzędu przez premiera z powodu oskarżeń o korupcję.
- Jak transatlantycka wspólnota może jeszcze bardziej naciskać na Palestyńczyków? - pytał z kolei Anas El Gomati, dyrektor libijskiego Sadeq Institute. Dodał, że w ocenie wielu Arabów, z którymi rozmawiał, Palestyńczycy są wykorzystywani i trwa apartheid.
Arabska Wiosna i Turcja
Innym tematem spotkania stała się Arabska Wiosna, której protesty doprowadziły w 2011 r. do ustąpienia przywódców Tunezji i Egiptu. W Libii przekształciły się w zbrojną rebelię przeciwko Muammarowi Kadafiemu, który zginął w październiku 2011 r. Nadal trwa wojna domowa w Syrii między siłami prezydenta Baszara al-Asada a opozycyjnymi rebeliantami.
Turecką pozycję wobec rewolucji w regionie przedstawił Özgür Ünlühisarcıklı z German Marshall Fund biura w Ankarze. Jak wyjaśnił, Turcja obojętnie zareagowała na przemiany w Tunezji, była przerażona rewoltą w Libii, gdzie działało wiele tureckich firm i mieszkało obywateli tego kraju, i zadowolona z rewolucji w Egipcie - namawiano nawet prezydenta Hosniego Mubaraka na ustąpienie.
- Gdy (powstanie) dotarło to Syrii, Turcja była dosłownie w szoku – powiedział Ünlühisarcıklı. Początkowa starano się chronić pozycję prezydenta Baszara al-Asada i nakłaniać go do reform i "otworzenia" reżimu. Stanowisko Turcji zmieniło się z czasem - kraj ten obecnie wspiera syryjską opozycję. Konflikt wzmocnił też więzi z NATO, które postanowiło uzbroić Turcję w rakiety Patriot do obrony przed atakami z terytorium syryjskiego.
Według Ünlühisarcıklı, tureckie władze oczekują od Europy większego wsparcia rewolucji finansowo, ale też otworzenia rynku (UE zniosła niedawno embargo na zakup ropy od syryjskich rebeliantów). Od USA z kolei oczekiwano zaangażowania militarnego. Zupełnie inne jest – jak wyjaśnił dyrektor tureckiego German Marshall Fund – stanowisko tureckiej opinii publicznej, która nie popiera zagranicznych operacji w Syrii.
Turcji sama stała się świadkiem masowych wystąpień. Od początku czerwca trwają tam antyrządowe protesty; dochodzi do starć z policją. Orhan Taner, dyrektor Szczytu Energetycznego i Ekonomicznego Rady Atlantyckiej powiedział, że w tym kontekście wart podkreślenia jest zwrot w stosunkach Turcji i USA. Jak zauważył, jeszcze miesiąc wcześniej premier Recep Tayyip Erdogan był gościem przywódcy USA Baracka Obamy, ale gdy się zaczęły protesty, USA wydały oświadczenia krytykujące nadmierne użycie siły wobec manifestantów.
Również Parlament Europejski skrytykował władze w Ankarze, naciskając je na dialog z demonstrantami. Turecka odpowiedź była nieustępliwa, a MSZ uznało uchwałę PE za "niemożliwą do zaakceptowania".