Rokity portret własny
W najbliższych wyborach parlamentarnych
Polacy będą najczęściej wybierać między Platformą Obywatelską a
Samoobroną. I między premierostwem Rokity a Leppera. Kim jest
człowiek, który wkrótce stanie - być może - na czele rządu? -
zastanawia się publicysta "Rzeczpospolitej" Krzysztof Gottesman.
08.05.2004 | aktual.: 08.05.2004 07:33
Jego zdaniem, nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie, tak jak nie ma jednej twarzy Jana Rokity.
Według Gottesmana, bohaterem opinii publicznej Rokita stał się rok temu. Jego udział w sejmowej komisji śledczej, dociekliwość, bezkompromisowość, pracowitość, rzetelność były ozdrowieńcze nie tylko dla polskiego życia publicznego, ale również dla jego osobistej kariery. Z polityka, który jeszcze niedawno sromotnie przegrał wybory na prezydenta Krakowa, stał się jedną z najbardziej popularnych osób w Polsce. Nie tylko w świecie polityki.
Jego twarz - jak podkreśla Gottesman - pokazywana często razem z żoną i córeczką, można znaleźć na okładkach kolorowych czasopism kultury masowej. Jest to świadomy wybór Rokity. Bo przez lata spędzone na scenie politycznej jednego nauczył się na pewno. "Sztuka sprawowania dobrego przywództwa polega na byciu z własnym ludem" - jak sam o tym mówi w książce "Alfabet Rokity".
W ocenie Gottesmana, komisja śledcza powołana do zbadania afery Rywina przywróciła Rokitę wielkiej polityce. Konstytucja europejska tę pozycję utrwaliła. Proste hasło "Nicea albo śmierć" przyniosło mu popularność. Ale dla Rokity to tylko hasło, które nie jest wieczne. Dlatego mówi też: "Albo najsilniejsi uprą się przy czystym mechanizmie podwójnej większości, który oznacza, że w Unii decyduje kryterium demograficzne, i wtedy zablokujemy uchwalenie unijnej konstytucji, albo zgodzą się na ustępstwa dające przywilej słabszym, czyli na tak zwane głosy ważne". I wtedy możliwy jest kompromis - dodaje - sprawiając wrażenie, że nie tylko wierzy w ten kompromis, ale bardzo go chce.
Znowu dwa w jednym. Nikt już mu nie zabierze obrony Nicei, ale również może odbudować zaufanie tych, którzy zrozumieją niedawne mrugnięcie do mniej wyrobionego elektoraty - pisze Gottesman na łamach "Rzeczpospolitej".(PAP)