Rokita: jestem przeciw ochronie danych osobowych
Poseł Jan Rokita (PO) powiedział w Krakowie, że nie zgadza się z ustawą o ochronie danych osobowych i nie przeprosi minister Ewy Kuleszy za krytyczne wypowiedzi w Sejmie pod jej adresem na temat zastosowania ustawy do zbiorów Instytutu Pamięci Narodowej.
Spór w tym zakresie mam zamiar wygrać - oświadczył i dodał, że uważa działanie ustawy w praktyce za "absolutnie szkodliwe". Jest na to tysiąc dowodów - przekonywał na spotkaniu w ramach "Klubu Rzeczpospolitej" w Międzynarodowym Centrum Kultury.
To jest ustawa, z powodu której od pewnego czasu zaczęły znikać spisy lokatorów, a policja nie może przekazać szkole danych dziecka złapanego na ćpaniu narkotyków, pod groźbą 2 lat więzienia z ustawy o ochronie danych osobowych - podawał przykłady.
Przekonywał, że w Polsce "jest paranoja tajemnicy" i to spowodowało, że minister Kulesza doszła do wniosku, "że należy zastosować tę ustawę do zbiorów dotyczących najnowszej historii Polski, tzn. do zbiorów IPN". Jeżeli ta ustawa będzie w takim stanie funkcjonować dalej, to dzieci w swoich podręcznikach historii będą się niedługo uczyć o królu Władysławie J. - powiedział.
Generalny inspektor ochrony danych osobowych Ewa Kulesza przedstawiła w piątek w Sejmie wstępne ustalenia kontroli GIODO trwającej w IPN. Według niej można stawiać IPN zarzut nieumyślnego niezabezpieczenia swych danych przed dostępem osób nieuprawnionych i niezgłoszenia zbiorów danych do rejestracji w GIODO.
Niewykonanie tych obowiązków ustawowych zaowocowało brakiem ochrony danych w IPN, czego skutkiem było udostępnienie zbioru danych z czytelni IPN - dodała Kulesza. Poinformowała, że dopiero po 4 stycznia 2005 r. zabezpieczono je przed kopiowaniem.
Sejmowe wystąpienie Kuleszy skrytykował Rokita. Według niego, ustawa o ochronie danych osobowych nie ma zastosowania w sprawie archiwów IPN. Jeśli pani wpadła na pomysł, ażeby najnowszą historię Polski, problem Urzędu Bezpieczeństwa, agentów UB, problem totalitaryzmu rozwiązać za pomocą ustawy o danych osobowych, to ja mam wrażenie, że po raz kolejny znajduję się w miejscu całkowicie niepoważnym - podkreślił wtedy poseł.
Pod koniec stycznia ujawniono, że dziennikarz "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein udostępnił kolegom pochodzącą z IPN listę ponad 160 tys. nazwisk funkcjonariuszy, tajnych współpracowników służb specjalnych PRL i osób wytypowanych do współpracy (na liście są osoby mogące być dziś pokrzywdzonymi w myśl ustawy o IPN). Wkrótce potem "lista Wildsteina" znalazła się w Internecie. Sprawę bada Prokuratura Okręgowa w Warszawie.