Rok na pustyni
Rok temu zapalaliśmy świece w oknach, staliśmy na placach i ulicach, przesiadywaliśmy w kościołach, nosiliśmy białe wstążeczki. Ciężko było nam pogodzić się ze śmiercią “naszego” Papieża. Pełne tęskniącej miłości poczucie osierocenia zwróciło nas ku sobie, rzuciło w ramiona dawnych wrogów, skłoniło do postanowień głębokiej poprawy.
02.04.2006 | aktual.: 03.04.2006 15:32
Rok po śmierci Jana Pawła II wszyscy zastanawiamy się, ile nam zostało z tamtych świetlistych uczuć. Ile w nas zostało z “wielkich narodowych rekolekcji”, z pokolenia JP2, z wyciszonych i rzetelnych mediów, z przebaczających i proszących o przebaczenie polityków, z duchowej odnowy, którą sobie nawzajem obiecywaliśmy i czego nauczał nas polski Papież. Wtedy wydawało nam się, że zrozumieliśmy to, co do nas mówił przez lata, a czego nie słyszeliśmy, albo nie chcieliśmy słyszeć.
Rachunek nie wychodzi zbyt optymistycznie. Kibice zabijają się tak, jak się zabijali, media znowu gonią na siłę za sensacją, dla polityków Papież stał się świetnym argumentem w politycznych przetargach, “pokolenie JP2” okazało się zastrzeżonym prawem znakiem handlowym, wielu z nas powoli wycofuje się z postanowień (w końcu jesteśmy tylko ludźmi). Ten, kto rok temu swój smutek zmniejszał nadzieją, na to, że oto osieroceni Polacy stali się lepsi, jest dziś zawiedziony.
W Kaplicy Sykstyńskiej, oprócz fresków Michała Anioła, pod którymi Jan Paweł II medytował pisząc “Tryptyk rzymski” są również inne dzieła, między innymi “Kuszenie Chrystusa” Sandro Botticellego. Chrystus trzykrotnie staje w szranki ze swoim kusicielem gdzieś w głębi fresku, w całkowitej samotności, “na pustyni”. Tymczasem na pierwszym i drugim planie kłębi się życie. Tłum. Nikt nie zwraca uwagi na wydarzenia, których liturgiczną pamiątką jest trwający obecnie czterdziestodniowy post. Pustynia, samotność, to wyrwanie z tłumu jest miejscem potykania się z pokusą, ze Złym, także dla tych wszystkich z nas, dla których tamte wydarzenia mają jakieś znaczenie. Właśnie w pustce najlepiej widać to, co w nas wymaga zmiany na lepsze. W pustce też najtrudniej z tym walczyć, ale tylko w pustce walczyć się z tym da.
Masowe przeżywanie żałoby, jakie teraz po roku do nas powraca, obfituje w piękne, spontaniczne, wzruszające dzieła. Jednak nie zmieniamy się masowo. Masowo możemy manifestować, ale masowy rachunek sumienia grozi biciem się w cudzą pierś, a nie własną. Dlatego nie jest ważne, “ile nam zostało z tamtych dni”, nie jest ważne, czy Polacy stali się lepsi, czy społeczeństwo wyszlachetniało, czy statystyki zbiorowej moralności poszły w górę. Ważny jest każdy z nas z osobna i to, co dobrego się w nim dzieje w związku z tym trwającym już rok Pożegnaniem. Wierzę w to, że o tym pamiętamy, zapalając świece o 21.37, idąc na plac, ulicę, aleję Jana Pawła II, kładąc kwiaty pod jego kolejnym pomnikiem.
To postawienie indywidualności nad masowością ma jeszcze jeden ważny aspekt. W tłumie trochę zbyt łatwo zapominaliśmy o tym, że obok nas żyją nasi rodacy, dla których Karol Wojtyła nie był tak ważny jak dla nas, ludzie, którzy – jak głosi slogan na tiszercie – “nie płakali po papieżu”. W tłumie łatwo było ich uznać za nieistotny margines czy wręcz odmówić prawa do dialogu. Bo w istocie tłum nie zna dialogu. Tłum skanduje slogany. Myślę że nie tego oczekiwałby od nas Jan Paweł II, który modlił się z Żydami, całował Koran i spotykał z dalajlamą. Nikomu nie odmawiał prawa do poszukiwania własnej drogi do Boga.
Chodźmy więc na pustynię po to aby dostrzec drugiego człowieka, bo wtedy będąc w tłumie będziemy widzieli nie tylko masę ludzi, ale każdego człowieka osobno. Tego, który stoi obok nas, tego który został w domu, bo nie miał możliwości przyjść, tego który ma inne zdanie niż my, tego który nie chce nas zrozumieć. Rocznica, którą dzisiaj przeżywamy jest jeszcze jedną szansą aby odrzucić swoje ambicje, urazy, zatwardziałość do drugiego człowieka. Być może uda nam się wtedy poczuć prawdziwą wspólnotę ze względu na pamięć o Janie Pawle Wielkim.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska