ŚwiatRodzina zastrzelonego Brazylijczyka przyjechała do Londynu

Rodzina zastrzelonego Brazylijczyka przyjechała do Londynu

Rodzina Brazylijczyka Jeana Charlesa de
Menezesa, omyłkowo wziętego za terrorystę i zastrzelonego w lipcu
przez londyńską policję, przyjechała do brytyjskiej
stolicy.

Jedziemy, bo chcemy sprawiedliwości. Żaden Brazylijczyk nie zasługuje na to, by być potraktowanym tak, jak potraktowano mojego syna - powiedziała przed odlotem z Sao Paulo matka Jeana Charlesa, Maria Otone de Menezes, w wypowiedzi dla telewizji BBC.

Nadal jestem w szoku. Co mogę zrobić? Ten ból zawsze już będzie w sercu - dodał ojciec zabitego, Matuzinhos Otone de Menezes. Do Londynu przybył także brat Jeana Charlesa, Giovani Da Silva i kilku innych krewnych.

W środę zamierzają oni udać się na miejsce, gdzie zginął ich bliski - stację metra Stockwell w południowym Londynie. Następnego dnia spotkają się z niezależną komisją, która prowadzi dochodzenie w sprawie śmierci 27-letniego Brazylijczyka.

Nie zaplanowano spotkania z szefem Scotland Yardu Ianem Blairem, który wcześniej publicznie przeprosił za pomyłkę funkcjonariuszy. Londyńska policja zapłaciła za podróż de Menezesów do Wielkiej Brytanii. Jest to ich pierwszy wyjazd poza Brazylię.

Jean Charles de Menezes zginął 22 lipca - dzień po próbach zamachów terrorystycznych w londyńskich środkach komunikacji miejskiej. Ubrani po cywilnemu funkcjonariusze wzięli go za zamachowca-samobójcę. Oddali do niego osiem strzałów z bardzo bliskiej odległości.

Policja informowała, że de Menezes nie zatrzymał się na wezwanie i uciekał przed funkcjonariuszami. Jednak według podawanych przez media nieoficjalnych informacji, de Menezes nie uciekał i był już obezwładniony przez policję, kiedy oddano strzały.

Według BBC w wtorek pojawiły się doniesienia, że Scotland Yard wiedział już pięć godzin po incydencie, iż zginął niewinny człowiek. Poinformowano o tym jednak dopiero następnego dnia wieczorem, gdy media donosiły już, że policja zastrzeliła jednego z poszukiwanych sprawców nieudanych zamachów.

Anna Widzyk

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)