Rodzice zastępczy wiązali upośledzonych braci
Podczas niezaplanowanej wizyty w rodzinie zastępczej, która opiekuje się upośledzonymi umysłowo braćmi, pracownicy PCPR-u natrafili na szokujący widok. 12-letni Tomasz i 14-letni Bogdan zamiast być w szkole leżeli skrępowani w swoich łóżkach w zamkniętym na klucz pokoju. Nauczyciele ze szkoły specjalnej, do której chodzą chłopcy, zgłaszali już wcześniej, że dzieci są zaniedbane, często mają siniaki. Mariusz i Jadwiga Z. usłyszeli zarzuty fizycznego znęcania się nad braćmi. Grozi im do pięciu lat więzienia.
Pracownice złożyły niezapowiedzianą wizytę w domu państwa Z. Panie nie zostały wpuszczone do środka. - Myślały, że nikogo nie ma. Weszły na teren posesji i przez okno zauważyły chłopców leżących w łóżkach. Zdziwiły się, że nie machają do nich, nie podchodzą do okna, jak to zawsze robili. Na miejsce została wezwana policja. Gdy policjant chwycił za klamkę, w tym samym czasie opiekun te drzwi otworzył – mówi Arleta Szmigielska, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie we Wrocławiu.
- Gdy policjanci weszli do pokoju chłopców okazało się, że dzieci były skrępowane. Były przywiązane ręce, przywiązane nogi – dodaje nadkom. Krzysztof Zaporowski, z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.
14-letni Bogdan i 12-letni Tomasz to bracia, którzy od ośmiu lat wychowują się w specjalistycznej rodzinie zastępczej. Chłopcy są upośledzeni umysłowo w stopniu umiarkowanym z zaburzeniami. Nigdy nie będą samodzielni. Starszy z chłopców miewa ataki agresji, kilka razy trafił do szpitala psychiatrycznego. Opieka nad nimi wymaga dużego zaangażowania i pracy. To Mariusz Z. zajmował się chłopcami. Jadwiga Z., matka zastępcza pracuje w szkole specjalnej.
- Rodzina deklarowała zawsze brak jakichkolwiek problemów wychowawczych, wręcz była dumna z wychowania własnego syna. Nic nie dawało nam przesłanek do jakiegoś niepokoju czy obaw o powodzenie tej rodziny dla obcych dzieci – wyjaśnia Arleta Szmigielska.
Rodzina zastępcza do niewielkiej miejscowości pod Wrocławiem przeniosła się kilka lat temu. Państwo Z. kupili duży dom z daleka od sąsiadów. Mariusz Z. – zrezygnował z pracy w handlu zajął się domem i chłopcami. Za opiekę nad dziećmi otrzymywał wynagrodzenie, ponieważ tworzył zawodową rodzinę zastępczą.
Bogdan i Tomasz trafili do ośrodka opiekuńczego, rodzice zastępczy mają zakaz kontaktów z synami. Przed prokuratorem odmówili wyjaśnienia, dlaczego wiązali chłopców. Specjaliści pracujący z upośledzonymi dziećmi takie metody oceniają jednoznacznie.
- Z mojego doświadczenia takie zachowania są niedopuszczalne. Jesteśmy już na tyle cywilizowanym krajem, że istnieje wiele metod i form rozładowywania różnych agresji, że według mnie nie jest to ani dopuszczalne, ani nie ma znamion żadnej terapii. Przecież agresja rodzi agresję – uważa Anna Majewska, pedagog specjalny.
Szkoła, do której chodzą bracia na bieżąco informowała Centrum Pomocy Rodzinie o wszystkich niepokojących sygnałach. Chłopcy według pedagogów byli zaniedbani: źle wyglądali, przychodzili brudni, nosili stare za małe ubrania, jeden z braci chodził w dziewczęcych butach, największy jednak niepokój budziły siniaki. Jeden z chłopców w rozmowie z psychologiem miał przyznać się, że wujek ich bije.
Mariusz i Jadwiga Z. usłyszeli zarzuty fizycznego znęcania się nad Bogdanem i Tomaszem, do sądu rodzinnego trafił wniosek w sprawie rozwiązania rodziny zastępczej. Rodzicom grozi do pięciu lat więzienia.