Rodzice wychowali 30 dzieci
Początki były tragiczne, bo wszyscy patrzyli na nas jak na wariatów i pytali: czy wy jesteście nienormalni? Tak, jesteśmy nienormalni, bo normalny człowiek na okrągło ogląda telewizję, a nienormalny robi coś więcej – mówiła Beata Dziedzic, sądeczanka, która wraz z mężem Pawłem wychowała blisko 30 dzieci.
Swoich i cudzych dzieci, choć dla nich wszystkie są „swoje”. Słowa, za które prowadząca rodzinny dom dziecka pani Beata została nagrodzona oklaskami na stojąco, padły podczas poniedziałkowego seminarium pod hasłem „Nie bójcie się rodzicielstwa zastępczego”. Seminarium odbyło się w nowosądeckiej Wyższej Szkole Biznesu. Zorganizowano je z inicjatywy WSB–NLU i Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.
Prelekcja Beaty Dziedzic, wygłaszana nie z kartki, ale prosto z serca zrobiła wielkie wrażenie, szczególnie na studentach psychologii, którzy wraz z dziekanem wydziału doktorem Andrzejem Bulzakiem przyszli na tę konferencję. Trudno było się nie wzruszyć słuchając opowieści o niepokornym, „rogatym” przybranym synu Dziedziców, którego odmieniła… białaczka.
Ciężka choroba, z której mamy nadzieję chłopak wyjdzie, odmieniła także jego biologiczną matkę. Gdy zachorował, cofnęła się u niej choroba psychiczna. Mógł do niej wrócić, ona może dziś realizować się w roli matki. Zaakceptowała nawet to, że jej syn mówił do nas: mamo, tato. Nadal troszczymy się o niego, bo to także nasze dziecko, jeździmy do kliniki w Krakowie, żeby ją odciążyć w obowiązkach– opowiadała pani Beata.
Na koniec, wielokrotna mama zastępcza dała zapewnienie, że rodzinne domy dziecka i rodziny zastępcze, to czasem jedyna szansa dla dzieci, które wychowują się w środowiskach patologicznych. Dostajemy często pod opiekę dzieci prawie dorosłe. Na próbę: zafunkcjonują u nas czy nie. I z reguły „ruszają”. W ten sposób dostają szansę, że wzorce, które zaczerpną z życia w naszej rodzinie powielą później w swoich rodzinach. Jeśli nie trafiłyby do rodzinnego domu dziecka czy do rodziny zastępczej, powielałyby prawdopodobnie wzorce wyniesione ze środowisk, w których dorastały– przekonywała pani Beata.
To jeden z najlepszych rodzinnych domów dziecka– pochwaliła Józefa Pieczkowska, dyrektorka sądeckiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Dziedzicowie odwdzięczają się dobrym słowem o ośrodku. Podkreślają, że w innych miastach opieka społeczna kontroluje rodzinne domy tylko po to, aby znaleźć dziurę w całym i znaleźć powód do stwierdzenia, że opiekunowie źle wywiązują się z powierzonych im zadań.
W Sączu jest zupełnie inaczej. Instytucje mniej kontrolują, bardziej pomagają. Szczęśliwych domów dla dzieci, które zaznały w życiu wiele nieszczęścia mogłoby być więcej, gdyby znaleźli się chętni do pełnienia niełatwej i bardzo odpowiedzialnej – ale również dającej wiele satysfakcji misji. Muszą to być jednak osoby o pewnych predyspozycjach. Chodzi nie tylko o to, żeby kochać dzieci. Trzeba też anielskiej cierpliwości, zdrowia i umiejętności zaakceptowania tej inności naszych podopiecznych, która nie zawsze zgadza się z naszymi oczekiwaniami– mówiła Beata Dziedzic. Czasami musimy powiedzieć: dobrze, jesteś dorosły, więc idź w tę kałużę błota skoro chcesz. Gdy zbrudzisz buty i będziesz chciał się umyć, to wróć do domu… To zawsze jest twój dom.
Iwona Kamieńska