"Rodzice kazali Rutkowskiemu mnie porwać"
Młoda Polka jest ciągle w szoku po tym, jak na ulicy w Berlinie nagle podbiegli do niej czterej pracownicy detektywa Rutkowskiego.
Poniedziałek, godzina 10.50. Spokojna ulica w berlińskiej dzielnicy Reinickendorf. Polka Monika G. (22 l.), jej mąż Stanisław (21 l.) i jego siostra podjeżdżają samochodem pod swój blok. Wracają z zakupów. Kiedy wysiadają z auta obok nich wyrasta jak spod ziemi czterech dobrze zbudowanych mężczyzn.
Padają ostre słowa po polsku. Szarpanina. – Zaczęli wyłamywać ręce mojej szwagierce – Monika G. nie kryje wzburzenia podczas rozmowy z Faktem. – Rzucali rasistowskie obelgi. Uszkodzili nam samochód.
Monika G. udaje się wyrwać, mąż dzwoni po policję. – Pomocy, polska policja ściga moją żonę! – krzyczy zrozpaczony do telefonu. W kilka minut przed domem zjawia się silny oddział niemieckiej policji. Zatrzymują napastników.
Monika, jej mąż i szwagierka cali roztrzęsieni chronią się w mieszkaniu. A niemieccy policjanci wiedzą kim są dziwni "goście" przed domem małżeństwa G. To nie polscy policjanci, lecz czterej pracownicy Krzysztofa Rutkowskiego, znanego w Polsce z działalności detektywistycznej. Nie mają przy sobie broni. Pod kurtkami noszą kuloodporone kamizelki z napisem "Patrol Rutkowski". Na aucie, którym przyjechali też widnieje wielki napis "Patrol Rutkowski".
Zostają zatrzymani, przewiezieni na komisariat. Pobierane są od nich odciski palców, a po kilku godzinach odzyskują wolność. – Zastanawiamy się, czy nie postawić im zarzutu nielegalnego pozbawienia wolności – mówi rzecznik prokuratury berlińskiej.
– To dla mnie trauma i koszmar – skarży się w rozmowie z "Faktem" Monika. – Jak można wysyłać ludzi, żeby kogoś porwali? Wydarzenia z poniedziałku nie były pierwszą próbą uprowadzenia mnie – mówi młoda kobieta.
– W ostatni piątek zatrzymaliśmy się samochodem na światłach. Nagle obok stanął wóz z ludźmi Rutkowskiego. Ale byli w nim także moi teściowie. Widziałem ich wyraźnie – dodaje Stanisław G. – Z auta wyskoczyli mężczyźni, chcieli dostać się do naszego. Ale wcisnąłem gaz i uciekliśmy.
Sprawę małżonkowie G. zgłaszają na policji. Ta jednak przez dwa dni nie odnajduje tajemniczych napastników. Zostają zatrzymani dopiero w poniedziałek po kolejnej próbie zaczepienia Moniki.
Te dwa wydarzenia tylko pogłębiły szok i lęk, jaki od wielu tygodni towarzyszą młodym małżonkom Monice i Stanisławowi. W poniedziałek wieczorem wsiadają do samochodu i uciekają z Berlina. Dziś są bezpieczni w Polsce.
– Wynająłem niemieckich ochroniarzy. Pilnują, by nic się nam nie stało – ujawnia Stanisław.
Nie tak wyobrażali sobie początek wspólnego życia Monika i Stanisław. Nie przypuszczali, że rodzice dziewczyny w swoim sprzeciwie wobec ich miłości posuną się aż tak daleko. Że wynajmą detektywa Rutkowskiego, by sprowadził ich córkę z powrotem do Polski.
– Zadzwoniłam w poniedziałek wieczorem do Rutkowskiego. Robiłam mu wyrzuty. A on mi powiedział, że dostał od moich rodziców 100 tys. zł i prędzej czy później i tak zostanę porwana – opowiada "Faktowi" wzburzona Monika. – Złożę na niego wniosek do sądu. Jestem dorosłą osobą, mogę sama decydować o swoim życiu – dodaje.
Rodzice Moniki od początku byli przeciwni jej znajomości ze Stanisławem. – Poznałem Monikę na lotnisku w Poznaniu. To była miłość od pierwszego wejrzenia – wspomina Stanisław. Dwa miesiące potem wzięli ślub. – To był romski ślub. Braliśmy go w Gnieźnie – wyjaśnia. Rodziców Moniki na nim nie było. Przebywali wtedy w Chicago. Ale przez telefon, gdy z nimi rozmawiała, zawsze grozili, że ją odbiorą Stanisławowi.
Pierwszej próby dokonali 18 grudnia ub. roku. Stanisław zawiózł żonę do dziadków. Zostawił ją tam na godzinę, by mogła spokojnie porozmawiać. Ale kiedy wrócił, drzwi został zamknięte. – W ciągu piętnastu minut miałam bilet do Chicago, a dziadkowie i ciotka wsadzili mnie do auta i zawieźli do Warszawy. Jednak na Okęciu udało mi się uciec. Wróciłam do męża – opowiada Monika.
Dzisiaj Monika, od pięciu miesięcy szczęśliwa mężatka, zakochana po uszy w swoim Stanisławie, tak jak on w niej, jest w trzecim miesiącu ciąży. – Staszek jest bardzo odpowiedzialnym człowiekiem, troskliwym. Pochodzi z zamożnej rodziny, mam wszystko, czego potrzebuję – dorzuca kobieta.
Wścieka ją to, że Rutkowski opowiada w telewizji bzdury na ich temat. – Nigdy nie byliśmy karani, jesteśmy uczciwymi ludźmi. Kiedy rozmawiałam z ojcem, powiedział, że jeśli do nich nie wrócę, oskarży mnie o kradzież i Rutkowski rozpowiada teraz takie bzdury. Nie życzę sobie oglądać moich rodziców nigdy więcej – mówi z naciskiem Monika.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Narzeczona Rutkowskiego chciała się zabić!