Rocznica zamachów w Bombaju z 2008 r.
60 dramatycznych godzin - zginęło 166 osób, ponad 300 zostało rannych
Ten dramat trwał 60 godz. Urządzili krwawą jatkę
Sterroryzowali całe miasto na 60 godzin. Ostrzelali popularną, także wśród turystów, kawiarnię, posterunki policji, podłożyli bomby w taksówkach, zaatakowali żydowskie centrum kultury i dwa hotele, Oberoi Trident oraz Taj Mahal Palace & Tower. Ten drugi stał się główną sceną dramatu, gdzie przez kolejne doby zakładnicy walczyli o swoje życie. W hotelu znajdowała się m.in. grupa europarlamentarzystów, w tym Polak - Jan Masiel.
Wieczorem 26 listopada 2008 r. w Bombaju w Indiach rozpoczęła się seria skoordynowanych zamachów terrorystycznych, w których zginęło 166 osób, w tym 26 obcokrajowców, a ponad 300 ludzi zostało rannych. Za krwawymi atakami stało 10 terrorystów należących do pakistańskiego ugrupowania Lashkar-e-Taiba. Tylko jeden z nich przeżył szturm, by cztery lata później zostać powieszonym po wydaniu przez sąd wyroku skazującego.
Na zdjęciu:Hotel Taj Mahal, 27 listopada 2008 r.
(Na podstawie: "Secrets of the Dead. Mumbai Massacre", Wikipedia, Times of India, Indian Express, "The Sunday Times" / mp)
Wieczorny atak
Terroryści dotarli do Bombaju od strony morza. Dopłynęli do wybrzeża na motorówkach po godzinie 20 czasu lokalnego, by krótko później rozpocząć krwawą serię. Ataki były bardzo dobrze zaplanowane.
Zamachowcy otworzyli ogień w restauracji Leopold Cafe, w której zginęło 10 osób; podłożyli bomby w dwóch taksówkach (eksplozje nastąpiły około dwóch godziny później, w ich wyniku zginęło pięć osób); wtargnęli do dwóch hoteli i centrum kultury żydowskiej Nariman. A o 21.30 dwóch zamachowców ostrzelało z kałasznikowów ludzi czekających na stacji kolejowej. Potem próbowali zaatakować szpital.
Na zdjęciu: dziura po kuli w witrynie Leopold Cafe; grudzień 2008 r.
Terroryści w centrum kultury żydowskiej
Oblężenie centrum żydowskiego trwało 48-godzin. Jak podaje serwis Times of India, terroryści zamordowali tam sześć osób, w tym rabina Gavriela Noacha Holtzberga i jego żonę Rivkę, która była wówczas w piątym miesiącu ciąży. Życie ich dwuletniego syna ocaliła niania chłopca; rankiem udało się jej uciec z budynku. Policja uratowała także kilku innych zakładników.
Szturm zakończył się, gdy dwóch zamachowców, którzy zaatakowali ośrodek, zginęło w wymianie ognia z antyterrorystami. Wcześniej jednak zdążyli torturować swoje ofiary - co opisał gazecie "The Sunday Times" świadek, który jako jeden z pierwszych ludzi wszedł do budynku po zakończeniu ataku.
Na zdjęciu: indyjscy komandosi próbują się dostać na dach budynku centrum kultury żydowskiej; 28 listopada 2008 r.
Hotele celami zamachowców
Najcięższy szturm przeprowadzono jednak na ekskluzywny hotel Taj Mahal, w którym w momencie ataku - według indyjskiego serwisu - znajdowało się około 450 osób. Zamachowcy zdetonowali co najmniej pięć ładunków. Wybuchły pożary i panika. Terroryści wzięli zakładników.
Przez całą noc straż pożarna i siły bezpieczeństwa ewakuowały przerażonych gości. Rankiem 27 listopada wydawało się, że sytuacja jest opanowana - cywile bezpieczni, a zamachowcy martwi. Wkrótce okazało się jednak, że w hotelu nadal znajduje się jeszcze dwóch terrorystów, którzy przetrzymują ludzi. I nie zamierzają się dać wziąć żywcem.
Na zdjęciu: pożar w hotelu Taj Mahal, 27 listopada 2008 r.
Hotele celami zamachowców
Bitwa w hotelu Taj Mahal wybuchła z nową siłą - słychać było strzały, wybuchy granatów, zamachowcy podpalili jeden z pokoi. Wszystko działo się przed obiektywami kamer, a zamachy były relacjonowane na cały świat. Według programu amerykańskiej stacji PBS "Secrets of the Dead. Mumbai Massacre" pomogło to również terrorystom, którzy byli informowani przez telefony komórkowe o doniesieniach dziennikarzy. Także dla ludzi ukrywających się w hotelu telefony były jedynym źródłem komunikacji ze światem zewnętrznym.
Operacja sił specjalnych o kryptonimie Czarne Tornado przeciw terrorystom w Taj Mahal zakończyła się dopiero rankiem 29 listopada. Zniszczenia budynku pokazywały koszmar, który rozegrał się wewnątrz. W ataku zginęło ponad 30 osób.
Hotele celami zamachowców
Równie tragicznie wyglądała sytuacja w drugim pięciogwiazdkowym hotelu Oberoi Trident - tam także było ponad 30 ofiar śmiertelnych. W momencie ataku w budynku znajdowało się około 380 osób.
Zobacz nagania z kamer przemysłowych, jak zamachowcy przeszukują Hotel Oberoi Trident:
Strzelanina na dworcu kolejowym
Innym celem, który obrało sobie pakistańskie komando, był dworzec Chhatrapati Shivaji Terminus. Dwóch terrorystów otworzyło ogień na stacji wieczorem pierwszego dnia ataków. Zabili ponad 50 osób i ranili sto kolejnych. Po posadzce dworca płynęły strumienie krwi.
Zamachowcom udało się jednak zbiec w stronę pobliskiego szpitala, mordując po drodze co najmniej kilkunastu policjantów. Mógł on się stać sceną kolejnej masakry, ale personelowi udało się zabarykadować wejścia na oddziały pełne ludzi.
Na zdjęciu: dworzec kolejowy Chhatrapati Shivaji w Bombaju po ataku terrorystów; 27 listopada 2008 r.
Ataki przeżył jeden zamachowiec
Terroryści wpadli podczas próby ucieczki. Jeden z nich zginął w wymianie ognia z policją, drugi został złapany. Był nim obywatel pakistański Mohammed Ajmal Kasab. Jako jedyny z zamachowców przeżył atak.
W 2010 r. Kasab usłyszał wyrok śmierci za udział w zamachach w Bombaju. 24-letni mężczyzna został powieszony w ubiegłym roku, niemal w rocznicę ataków, w więzieniu w Pune. Prezydent Indii nie zgodził się na jego ułaskawienie. Na ulicach indyjskich miast świętowano stracenie Pakistańczyka (na zdjęciu; 21 listopada 2012 r.).
Telefony do Pakistanu
O organizację ataków w Bombaju Indie oskarżyły pakistańską islamską organizację Lashkar-e-Taiba (LeT). Choć w zamachach zginęło najwięcej obywateli Indii, ich głównym celem mieli być Amerykanie i Brytyjczycy. Świadkowie ataku twierdzą, że to właśnie obywateli z tymi paszportami poszukiwali zamachowcy.
Terroryści mieli nawet naradzać się przez telefony komórkowe ze swoimi zwierzchnikami w Pakistanie, którzy radzili im "maksymalizować zniszczenia" i nie dać się złapać żywym - przytaczał program "Secrets of the Dead. Mumbai Massacre".
Na zdjęciu: wojskowy w pobliżu hotelu Taj Mahal, 27 listopada 2008 r.
Pakistan oskarżany o pomoc terrorystom
Władze Indii nie mają jednak wątpliwości, że ktoś dobrze wyszkolił i pomagał zamachowcom. Jako winnych wskazują pakistański wywiad ISI, czemu Islamabad zaprzeczył. Jednak zamachy z 2008 r. na kilka lat zamroziły stosunki między Dheli i Islamabadem, które już wcześniej były kruche z powodu toczącego się sporu o Kaszmir.
W styczniu tego roku amerykański sąd skazał na 35 lat więzienia Davida Headleya, Amerykanina wychowanego w Pakistanie, który brał udział w przygotowaniu ataku w Bombaju - prowadził m.in. rozpoznanie (czytaj więcej)
.
Indie domagają się nadal wydania od Pakistanu Hafiza Saeeda, uważanego za założyciela LeT. Za jego głowę USA wyznaczyły nagrodę w wysokości 10 mln dol. On sam twierdzi, że jest niewinny. Mieszka w Lahore i udzielił nawet wywiadu gazecie "New York Times".
(Na podstawie: "Secrets of the Dead. Mumbai Massacre", Wikipedia, Times of India, Indian Express, "The Sunday Times" / mp)