Robotnik w potrzasku
Wszyscy słyszeli zapewne o boomie, który nie tworzy nowych miejsc pracy - tym dziwnym paradoksie, zgodnie z którym liczba zatrudnionych nie zwiększa się, mimo że gospodarka pracuje na pełnych obrotach.
Również w Polsce to odczuwamy - nowych miejsc pracy nie przybywa, chociaż wzrost PKB sięga ponad 6%.
23.08.2004 07:45
Ekonomiści zaczynają nazywać sprawy po imieniu. "Obecne ożywienie gospodarcze nie spowoduje zmniejszenia bezrobocia" - czytamy w ostatnim raporcie szwajcarskiego banku UBS.
Widoczna na całym świecie brutalizacja reguł panujących na rynku pracy nie jest więc chwilowym dziwactwem. W naszą rzeczywistość wpisują się płace, które nie rosną, a często nawet spadają, ograniczanie świadczeń pracowniczych i mniejsze gwarancje stałego zatrudnienia. Ponadto znaczny odsetek zwalnianych osób nie wraca na poprzednie stanowiska - muszą szukać nowej pracy, często w zupełnie innych sektorach gospodarki. A ci, którzy pracują dłużej, nie mogą liczyć na znaczące podwyżki.
Nowy rynek kształtowany jest przez globalną konkurencję, której kołem zamachowym jest tania siła robocza z Chin, Indii i Europy Wschodniej. - Globalizacja ma bez wątpienia jeden skutek: zrównuje poziom płac. Pytanie tylko, czy to Indie i Chiny dogonią Zachód, czy Zachód będzie musiał równać w dół do ich poziomu - mówi ekonomista i zarazem prezes działu samochodów ciężarowych DaimlerChryslera, Eckhard Cordes. Jego zdaniem kraje wysoko rozwinięte nie mają wyboru: albo zaczną ograniczać płace, albo stracą tysiące miejsc pracy. - Myślę, że w ciągu 10 lat na przykład Niemcy czeka prawdziwy kryzys.