Robin czeka na sponsora
Wczoraj w Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu pokazano superroboota „Da Vinci” za półtora miliona dolarów, który pracuje w 258 klinikach na całym świecie i wykonuje operacje kardiochirurgiczne. Na razie możemy tylko patrzeć i podziwiać.
25.11.2004 | aktual.: 25.11.2004 09:31
My też mamy swojego robota „Robina”, tworzonego przez inżynierów z zabrzańskiej Fundacji. Nie jest gorszy od swojego amerykańskiego krewniaka i choć wygląda jak ubogi krewny, to przy jego konstrukcji zastosowano wiele nowatorskich rozwiązań.
Niestety na dokończenie tego pionierskiego w skali Europy pomysłu brakuje pieniędzy. Jeśli się nie znajdą, prace całkowicie utkną w miejscu.
150 tysięcy złotych potrzeba, by pierwszy w Europie, polski robot kardiochirurgiczny „Robin”, mógł wszczepić by-passy świni oczekującej od kilku miesięcy na pionierski zabieg w zwierzętarni Śląskiej Akademii Medycznej. To kolejny, mały krok na drodze do stworzenia bezbłędnego „zastępcy” chirurga. Ale przyszłość „Robina” zależy od pieniędzy i to dużych. By wreszcie trafił na sale operacyjne i służył pacjentom, konieczne są kolejne miliony.
Do tej pory stworzenie prototypu kosztowało półtora miliona złotych z Komitetu Badań Naukowych i Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii.
„Robin” – dzieło Zbigniewa Nawrata i zespołu inżynierów wyspecjalizował się w dziurawieniu... jabłek i gruszek. Pięć zabiegów na świniach, po 15 tys. złotych każda, to niezwykle ważny etap poprzedzający eksperymenty na ludzkich zwłokach. Bez nich „Robin” będzie tylko obiecującą konstrukcją.
Co potrafią roboty pokazano wczoraj w siedzibie Fundacji w Zabrzu, gdzie zaprezentowano dalekiego kuzyna „Robina”, dzieło Amerykanów – robota „Da Vinci”. Na nim wzoruje się „Robin”. Konstruktorzy nie mogą jednak kopiować rozwiązań, bowiem producenci maszyny mają patent praktycznie na wszystko. Nawet na... foliowe worki, którymi każdorazowo przed operacją są przykrywane ramiona robota.
Nasz „Robin”, choć wygląda przy „Da Vinci” jak ubogi krewny, wykorzystuje wiele nowatorskich pomysłów. – Takim rozwiązaniem jest zbudowanie tylko na użytek „Robina” specjalnie oprogramowanego komputera. Na ramionach robota można zawiesić po dwa narzędzia chirurgiczne, a nie tylko jedno – ocenia Nawrat.
„Da Vinci” od naszego różni się nie tylko ceną – kosztuje ok. 1,5 mln dolarów „Robin” będzie znacznie tańszy, ale i doświadczeniem. Pracuje obecnie w 258 klinikach na całym świecie i wciąż zaskakuje swoimi możliwościami. Jego wady i zalety opisał dr Romuald Cichoń, który robotem operował już ponad 300 razy i zna go od... najmniejszego procesora.
– Zanim trafimy do Formuły 1 trzeba nauczyć się jeździć samochodem. Tak samo jest z robotami. Trzeba spędzić z nimi wiele czasu – wyjaśnia.
Dziś robot bezbłędnie potrafi zespolić tylko dwie tętnice w operacji by-passów. W fazie eksperymentalnej znajdują się bardziej skomplikowane zabiegi. „Da Vinci” daje powiększony obraz, a zatem dobrą widoczność i naturalne barwy. Nie ma jednak czucia, bowiem ramionami robota operujemy za pomocą dżojstików, zamontowanych na stanowisku sterowania.
Operacja trwa dłużej niż klasyczna – 184 do 135 minut i jest droższa – o 22 proc., ale pozostają po niej tylko trzy małe dziurki i bardzo zadowolony pacjent, co jest bezcenne. Problemem są zabiegi na bijącym sercu – można je porównać do nawlekania nitki w czasie trzęsienia ziemi, ale włączenie krążenia pozaustrojowego podraża koszt operacji o 4 tysiące dolarów, co znacznie ogranicza wykorzystanie robotów, bo na całym świecie rygorystycznie liczy się koszty.
Czy w ogóle warto, szczególnie w Polsce, wydawać pieniądze na roboty w sytuacji niedofinansowanej służby zdrowia i zadłużonych szpitali? Prawda jest taka, że medycynie bez rzucania się z motyką na słońce nie byłoby postępu.
Polski „Robin” wciąż znajduje się na początku drogi i „chciałby” mieć problemy jak jego amerykański krewniak. Fundacja nie wyklucza, że by uzyskać pieniądze potrzebne do kontynuowana eksperymentów stworzy firmę, która wystąpi np. o unijne środki. W Zabrzu liczą też na hojność podatników, którzy jeden procent podatków zamiast dla fiskusa, mogą wpłacić na konto Instytucji Pożytku Publicznego, czyli np. dla zabrzańskiej Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii.
Agata Pustułka